Treblinka w ramach „ostatecznego rozwiązania” miała odegrać bardzo ważną rolę - zrealizować „wysiedlenie” warszawskich Żydów. Miała być maszynką do zabijania i do zarabiania - pisze w książce „Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci” Michał Wójcik. 75 lat temu w Treblince wybuchł bunt.
Pierwszym obozem powstałym w okolicach Treblinki był karny obóz pracy Treblinka I. Istniał od lipca 1941 roku. Niemcy początkowo przetrzymywali w nim Polaków, później również Żydów. W obozie panował głód i terror. Do momentu jego likwidacji pod koniec lipca 1944 r. przeszło przez niego ok. 20 tys. więźniów, z czego ok. 10 tys. zmarło lub zostało zamordowanych.
W połowie 1942 r. w ramach "Akcji Reinhard", której celem była zagłada ludności żydowskiej, Niemcy wybudowali obok karnego obozu pracy - obóz zagłady Treblinka II. Jego załogę stanowiło ok. 30-40 Niemców i Austriaków, przeważnie członków SS i policji oraz 100-120 strażników, głównie pochodzenia ukraińskiego. Pierwszym komendantem obozu zagłady w Treblince był doktor medycyny Irmfried Eberle, po nim funkcję tę objął Franz Stangl. Pierwszy transport pojawił się 23 lipca 1942 r., znaleźli się w nim Żydzi z getta warszawskiego; kolejne transporty pochodziły z terenów okupowanej Polski oraz m.in. z Niemiec, Austrii, Francji, Czechosłowacji i ZSRS. Według szacunków historyków, w Treblince zginęło ok. 900 tys. osób. Większość z nich - ok. 760 tys. - pochodziła z terenów polskich.
Autor książki wskazuje, że Treblinka miała odegrać bardzo ważną rolę - zrealizować "wysiedlenie" warszawskich Żydów. "Tych politycznie i materialnie najważniejszych. Politycznie, bo w Treblince miała zostać zamordowana cała ich polityczna, gospodarcza i kulturalna elita, i materialnie, bo akurat tu przywieźli swoje bogactwo. Miała być zatem jednostką wzorcową, prawdziwą fabryką. Maszynką do zabijania i zarabiania. Tak też się stało. Treblinka stała się najsprawniej funkcjonującym obozem śmierci w dziejach ludzkości" - ocenia Wójcik.
"Na powierzchni niewiele mniejszej niż Stadion Narodowy w Warszawie należało zamordować prawie milion ludzi. Udało się" - podkreślił.
Wójcik przybliża w książce zasady funkcjonowania obozu, sylwetki osób, które nim zarządzały, a także rekonstruuje wydarzenia sprzed 75 lat, kiedy to 2 sierpnia 1943 r. w obozie zagłady w Treblince wybuchł zbrojny bunt.
Wszyscy zanim przyjechali do Treblinki spędzali w wagonach od kilku godzin (w najlepszym wypadku) do kilku dni. Jak opisuje autor, zawsze w straszliwym ścisku, bez dostępu świeżego powietrza i wody. W smrodzie i zaduchu. "Gdy otwarto drzwi, ci, którzy leżeli na pół nago, chcieli się przyodziać, ale nie każdemu udało się to w pośpiechu. Na rozkaz esesmanów Ukraińcy wskoczyli do wagonów i waląc nahajkami w lewo i prawo wypędzali ludzi. Wyszliśmy wymęczeni i wyczerpani. Po tylogodzinnym przebywaniu w mrocznym wagonie słońce nas oślepiło" - wspominał Abram Jakub Krzepicki, któremu udało się z Treblinki uciec.
Potem w atmosferze wrzasków i rozkazów rzucanych po niemiecku i ukraińsku podróżni wysiadali z pociągów. "Drzwi otwierają się z łoskotem, trzeba natychmiast wychodzić. Wszystko szybko, nie ma czasu na orientację. Na ociągających się spadają razy. Biją strażnicy. Brutalnie i do skutku. Kolbami karabinów. Są również esesmani, ci po prostu strzelają" - opisuje autor.
Większość z przybyłych trafiała od razu do komór gazowych, niektórym udało się przeżyć, ponieważ pomocy udzielił im ktoś z dawnych znajomych, bądź zostali wyznaczeni przez nadzorców obozowych do jakiś zadań.
W książce opisano także profil osobowy funkcjonariuszy obozu. Autor ocenił, że mógł być nim "tylko prosty człowiek". "Można go raczej nazwać prymitywem. Na jego pogląd składały się utrwalone, dogmatyczne, nieprzepracowane i uproszczone treści o życiu i świecie. Głowy obozowych esesmanów były jak ciasne skrzynki. (...) W tych skrzynkach +tkwi mózg i szaleją emocje+" - dodał.
2 sierpnia 1943 r. w obozie zagłady w Treblince wybuchł zbrojny bunt. Samuel Willenberg, więzień obozu i uczestnik wydarzeń sprzed 75 lat tak wspomina ten dzień: "Wstawaliśmy z naszych prycz rozgorączkowani, podnieceni, niespokojni. Każdy z nas bił się z tysiącem myśli, budzących się w rozpalonym gorączką oczekiwaniu mózgu". Willenberg - jak pisze autor książki - wspominał jeszcze nienawiść, którą czuł do oprawców, a która dawała nadzieję nie tyle na odmianę sytuacji, ile na satysfakcję z rychłego zadośćuczynienia.
Cieśla Jankiel Wiernik opisywał, że "każdy czuł ważność chwili. Myślano o wolności. Obrzydło już wszystko. Zemsta na katach i wolność. Sam marzyłem, ażeby gdzieś w lasku usnąć spokojnie i wypocząć. Ale teraz zrozumieliśmy, jakie ciężkie zadanie mamy do spełnienia".
"O godzinie 15.57 w Treblince wybuchło powstanie. Marzenia snute od wielu miesięcy się ziściły. Strzały natychmiast poderwały resztę spiskowców do działania. Jakby wszyscy czekali z palcami na cynglach. Kanonada rozpoczęła się w kilku miejscach naraz. Także granaty zaczęły wybuchać jeden po drugim, w niebo zaś buchnęły płomienie. Zapaliły się butelki z benzyną, a także oblane wcześniej płoty i baraki. Było przecież sucho i gorąco. Wystarczyła iskra" - opisuje początek buntu Wójcik.
Więźniowie podpalili część budynków obozowych, nie udało im się jednak zniszczyć komór gazowych. Tylko niewielka część powstańców posiadała broń i amunicję, którą wynieśli ze zbrojowni SS, pozostali mogli przeciwstawić dobrze uzbrojonej załodze obozu jedynie siekiery, noże, pręty czy młoty.
Do więźniów próbujących przedostać się przez obozowe ogrodzenie strzelano z wież strażniczych. Większość z nich zabito. "Według różnych szacunków w buncie wzięło aktywny udział ok. 600 więźniów. Stu albo odmówiło udziału, albo nie miało siły uciekać. Prawdopodobnie 400 zostało zabitych podczas pościgu. Stu mogło dotrzeć do Warszawy. Wojnę przeżyło ok. 60. To oznacza, że powstanie w Treblince zakończyło się wielkim sukcesem i z militarnego punktu widzenia było spektakularnym zwycięstwem" - podsumowuje autor książki.
Wójcik zwraca uwagę, że o przeżyciu nie decydowały lasy, zagajniki i torfowiska okalające Treblinkę, ale tylko i wyłącznie ludzie. "Relacje tych, którzy przeżyli, mówią zarówno o ludzkich aktach szlachetności, jak i potężnej fali nikczemności. Niestety, skala zła, którego zaznali błagający o ratunek Żydzi jest zastraszająca. Mimo to wielu z nich przeżyło, i to się liczy. To również dowód, że powstanie w Treblince było wielkim sukcesem ludzkiej solidarności" - podkreśla.
Relacje żydowskich więźniów o powstaniu zestawione są z innymi opisami powstania w Treblince. W ocenie Wójcika te drugie miały "niewiele wspólnego z prawdą". "Tekst pod tytułem +Akcja w Treblince+ (W. Rażmowski: Akcja Treblinka. Dzieje Najnowsze. 1969 - PAP) został opublikowany w naukowym piśmie pod egidą Polskiej Akademii Nauk. Można powiedzieć, że zadziałał jak kula śniegowa. Po tej publikacji powstały kolejne, które z osobnego, żydowskiego buntu w Treblince uczyniły polsko-żydowskie powstanie +za naszą i waszą wolność+ (...) Można to w końcu powiedzieć wprost: to wierutne kłamstwa i łgarstwa. To fałsz, który nigdy nie został obnażony czy choćby sprostowany" - zaznacza Wójcik.
W sierpniu 1943 r. do Treblinki przybyły jeszcze dwa transporty Żydów z białostockiego getta, których zamordowano w działających nadal komorach gazowych. W listopadzie tego samego roku rozstrzelano więźniów z ostatniego komanda. Teren obozu zaorano i obsiano łubinem. Wybudowano również na nim dom, w którym osiedlono ukraińską rodzinę.
Do czasu likwidacji obozu Treblinka II w listopadzie 1943 r. zamordowano w nim blisko 900 tys. Żydów. Ogromna większość z nich, ok. 760 tys., pochodziła z terenów polskich, ale wśród ofiar byli również Żydzi z Austrii, Bułgarii, Belgii, Czechosłowacji, Francji, Grecji, Jugosławii, Niemiec i ZSRS, a także Romowie i Sinti z Polski i Niemiec.
Książka "Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ pat/