Dąbrowszczacy nie byli żadnymi „żołnierzami wolności”. Byli żołnierzami zniewolenia – podkreśla w najnowszym wydaniu „Historii Do Rzeczy” Piotr Zychowicz, redaktor naczelny miesięcznika.
Tematem przewodnim najnowszego numeru miesięcznika jest historia tworzonych przez Kreml Brygad Międzynarodowych, które walczyły w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie tzw. republikanów. W opinii redaktora naczelnego „Historii Do Rzeczy” los Hiszpanii byłby nieporównywalnie gorszy pod rządami nominatów Kremla niż autorytarną kontrolą gen. Franco. „W Hiszpanii wprowadzony zostałby bolszewizm. A wraz z nim przyszłoby straszliwe zniewolenie jednostki, wszechobecne kłamstwo, katastrofa gospodarcza, powszechna nędza, obozy koncentracyjne i setki tysięcy ofiar. Tak było bowiem wszędzie, gdzie władzę przejmowali komuniści” – podkreśla Zychowicz. Jego zdaniem potwierdzeniem tej tezy jest zbrodnicza działalność weteranów Brygad Międzynarodowych po 1944 r. w rządzonej przez przedstawicieli ZSRS Polsce.
Zbrodnie dąbrowszczaków popełniane w Hiszpanii i rządzonej przez komunistów Polsce są z kolei tematem felietonu dyrektora Wojskowego Biura Historycznego prof. Sławomira Cenckiewicza. Autor przypomina, że zdaniem uznanych badaczy liczba ofiar terroru komunistycznego w Hiszpanii wielokrotnie przekracza szacunki dotyczące liczby wyroków wykonanych przez zwolenników gen. Franco. Jedną z najmroczniejszych postaci wśród polskich „ochotników” był członek Komunistycznej Partii Polski, wykonawca politycznych wyroków śmierci Wacław Komar. Swoją karierę w strukturach komunistycznych w II RP rozpoczynał jako donosiciel wykonujący wyroki na agentach policji państwowej, później był szkolony przez wywiad Armii Czerwonej. W 1937 r. na rozkaz Kremla trafił do Hiszpanii. Dowodził 129 Brygadą Międzynarodową. „Za wszelkie przypadki niesubordynacji, defetyzmu i tchórzostwa surowo karał. Nie tylko zdejmował ze stanowisk i degradował, ale także wydawał wyroki śmierci” – podkreśla historyk Witold Bagieński. Po wojnie, jako zaufany człowiek Moskwy, został szefem Oddziału II Sztabu Generalnego.
Innym, znacznie bardziej znanym bohaterem PRL był sowiecki generał polskiego pochodzenia Karol Świerczewski. „Służba pod gen. Świerczewskim była gwarancją szybkiej śmierci. Dowodzone przez niego natarcia to długie pasmo rzezi jego żołnierzy” – podkreślają Marcin Bartnicki i Paweł Piotrowski. Zdaniem autorów tekstu stosowana przez niego taktyka polegała na ciągłych, krwawych atakach na pozycje nieprzyjaciela. Dlatego straty w dowodzonej przez niego brygadzie wynosiły kilkadziesiąt procent stanu wyjściowego. Podobnie dowodził 2 Armią WP, która w kwietniu 1945 r. poniosła ogromne straty nad Nysą Łużycką i na Łużycach. Klęska jego armii była ostatnim większym zwycięstwem III Rzeszy. „Dowodził fatalnie, niemal cały czas był pijany” – podkreślają autorzy.
Świerczewski i inni funkcjonariusze Brygad Międzynarodowych stanowili po 1944 r. część elity komunistycznej Polski. „W Hiszpanii i później, w czasie II wojny światowej, nauczyli się bezwzględnie rozprawiać z wrogiem i wykazali się brakiem skrupułów. W bezpiece sprawowali funkcje kierownicze na wszystkich szczeblach – w centrali, wojewódzkich urzędach bezpieczeństwa publicznego i urzędach powiatowych” – podkreśla w rozmowie z Piotrem Zychowiczem dr Mirosław Szumiło z Instytutu Pamięci Narodowej. Duża część dąbrowszczaków stała się jednak „mięsem armatnim”, często nieświadomym rzeczywistych celów komunistów. Te, jak zauważa dziennikarz „Historii Do Rzeczy” Marcin Bartnicki, były dla Świerczewskiego i jego towarzyszy dość jasne. „Wasza brygada jest pierwszą, a więc kadrową jednostką przyszłej armii zbrojnej Polski Ludowej” – pisał cytowany w jego artykule Świerczewski.
W najnowszym numerze miesięcznika również analiza innych zbrodniczych działań lewicowego totalitaryzmu. Nieporównywalnie większe zbrodnie niż komuniści w Hiszpanii popełnili zwolennicy Mao Zedonga w rządzonych przez niego Chinach. Okres terroru tzw. rewolucji kulturalnej wspomina w rozmowie z miesięcznikiem dr Zehao Zhou z York College of Pennsylvania. Jego rodzina została w tym okresie zaliczona do szeregów „wrogów ludu” i padła ofiarą zbrodni i represji hunwejbinów. „U mnie w Szanghaju ludzie byli bici na śmierć, a zrewoltowani uczniowie potrafili zamordować gołymi rękami swoich nauczycieli” – wspomina dr Zhou. Jego zdaniem chińscy komuniści całkowicie zniszczyli tradycyjne normy moralne, na których opierało się chińskie społeczeństwo. Podkreśla również, że tego celu nie udało się osiągnąć w Polsce, a ruch Solidarności, o którym przed wyjazdem do USA dowiadywał się z potajemnie słuchanego Głosu Ameryki, był dla niego inspiracją, aby „wyrwać się z komuny”.
W najnowszym wydaniu także wiele artykułów związanych z historią II wojny światowej. Po 79 latach od jej wybuchu w powszechnej pamięci historycznej wciąż obecnych jest wiele nieprawdziwych mitów dotyczących jej przebiegu i ważnych uczestników. Jednym z głęboko zakorzenionych jest ten dotyczący polskiej kawalerii rzekomo szarżującej na czołgi nieprzyjaciela. Opowieść ta była upowszechniana przez Niemców już we wrześniu 1939 r., a po wojnie została utrwalona w polskiej kinematografii, m.in. filmie „Lotna” Andrzeja Wajdy. Tymczasem jak przypomina Maciej Rosalak, konie w ówczesnej kawalerii bardzo rzadko służyły do przeprowadzania szarż, o wiele częściej zaś do szybkiego przemieszczania. Skuteczność tego rodzaju działań była bardzo wysoka, nierzadko mimo dużej przewagi nieprzyjaciela. Zdaniem autora tekstu klasycznym przykładem działań polskiej kawalerii we wrześniu 1939 r. była bitwa pod Mokrą, która uniemożliwiła Niemcom szybkie zajęcie Warszawy.
W opinii autora innym wielkim mitem II wojny światowej bywa przecenianie umiejętności najważniejszych dowódców tego konfliktu. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych był brytyjski marszałek Bernard Law Montgomery. Mimo dowodzenia wieloma zwycięskimi ofensywami oskarżany jest o niezdecydowanie, kunktatorstwo, ponoszenie ogromnych strat i opieranie całej swojej strategii wyłącznie na zdobyciu przygniatającej przewagi nad przeciwnikiem. W kontekście polskich doświadczeń największą plamą na jego honorze jest zrzucenie odpowiedzialności za klęskę pod Arnhem na polskiego dowódcę: „Talentem błysnął dopiero wtedy, gdy szukał kozła ofiarnego, na którego mógłby zwalić własną winę za pogrom spadochroniarzy. Obarczył nią najdzielniejszego z dzielnych – polskiego generała Stanisława Sosabowskiego” – podkreśla Maciej Rosalak.
Wrzesień 1939 r. to również pierwszy okres zbrodni dokonywanych na Polakach przez obu agresorów. Miejsca niemieckich zbrodni na Pomorzu przypomina Tomasz Stańczyk. Autor przytacza zeznania świadków zbrodni dokonywanych m.in. w Piaśnicy, nazywanej „Pomorskim Katyniem”. Liczba zamordowanych tam Polaków szacowana jest na 6–12 tys. Od Katynia, Palmir i wielu innych miejsc Piaśnicę i Las Szpęgawski odróżnia udział w zbrodniach miejscowej ludności. „Nie można zapominać o tym, że o skazaniu ich na śmierć w ogromnej mierze decydowali – wskazując swoich polskich sąsiadów i biorąc udział w zabójstwach także masowych – niemieccy obywatele II Rzeczypospolitej” – podkreśla autor.
„Abp Szeptycki był oskarżany o przymykanie oka na banderowskie zbrodnie. W rzeczywistości bronił Polaków” – podkreśla z kolei w swoim tekście Arkadiusz Karbowiak. Abp Andrzej Szeptycki był jednym z najbardziej szanowanych hierarchów greckokatolickich. Mimo że konsekwentnie opowiadał się za powstaniem niezawisłej Ukrainy, nawet w oparciu o sojusz z III Rzeszą, to jednak jak wynika ze stosunkowo mało znanych dokumentów i wypowiedzi, potępiał zbrodnie na Polakach i Żydach. „Nawet pogańskie narody uważały za niegodną człowieka zbrodnię i hańbiący czyn dla mężczyzny zabijanie bezbronnych. Przeciwko tym zbrodniom protestujemy” – pisał w okresie rzezi wołyńskiej. Dziś, po niemal 75 latach od śmierci abp. Szeptyckiego, trwa jego proces beatyfikacyjny.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /