Wbrew pozorom kinematografia II Rzeczypospolitej była ciekawa, starała się zaspokoić różne potrzeby filmowe mieszkańców młodego państwa – mówi PAP filmoznawca i historyk dr Łukasz Jasina.
PAP: Jak można scharakteryzować kinematografię II Rzeczypospolitej?
Dr Łukasz Jasina: Może być ona charakteryzowana na kilka sposobów. Po pierwsze, bez wątpienia, nie była to kinematografia tak pełna sukcesów i dzieł artystycznych, jak, paradoksalnie, kinematografia zniewolonej Polski po 1945 r. Wynikało to głównie z tego, że w dwudziestoleciu międzywojennym nie było państwowego finansowania kinematografii.
Z drugiej strony była to jednak kinematografia ciekawa, starająca się zaspokoić różne potrzeby filmowe mieszkańców młodego państwa – zarówno te komercyjne, jak i artystyczne.
Starała się również zaspokoić potrzeby związane z kształtowaniem patriotycznych wzorców i upamiętnieniem walk o niepodległość, co dla ówczesnych widzów było bardzo świeżym doświadczeniem.
Dr Łukasz Jasina : Już w trakcie samych walk o niepodległość i granice II Rzeczypospolitej, w latach 1914–1920, istniały różnego rodzaju studia filmowe na terenie Polski, m.in. „Sfinks” Aleksandra Hertza. Próbowały one pokazywać już wtedy te walki. Filmowali je przede wszystkim dokumentaliści, ale powstawały również filmy krótkometrażowe.
PAP: Jak zatem walka i odzyskiwanie niepodległości były przedstawiane w filmie?
Dr Łukasz Jasina: Na różne sposoby. Przede wszystkim już w trakcie samych walk o niepodległość i granice II Rzeczypospolitej, w latach 1914–1920, istniały różnego rodzaju studia filmowe na terenie Polski, m.in. „Sfinks” Aleksandra Hertza. Próbowały one pokazywać już wtedy te walki. Filmowali je przede wszystkim dokumentaliści, ale powstawały również filmy krótkometrażowe. Później, kiedy państwo się ustabilizowało, powstawały już normalne, pełnometrażowe filmy, często sponsorowane czy wspomagane w jakiś sposób przez państwo.
Najważniejsze tego rodzaju dzieła, o których warto powiedzieć, to „Bohaterowie Sybiru” Michała Waszyńskiego, „Dziesięciu z Pawiaka” Ferdynanda Goetla i Ryszarda Ordyńskiego oraz „Florian” Leonarda Buczkowskiego.
Takich patriotycznych filmów było zresztą bardzo dużo, a ich liczba cały czas zwiększała się – pod koniec lat trzydziestych powstawało ich całkiem sporo.
Myślę, że gdyby nie upadek II Rzeczypospolitej i hitlerowska okupacja, pewnie ta linia polskiego kina rozwijałaby się mocniej, stawała się bogatsza.
PAP: Czy w polskim filmie tego okresu możemy wskazać dominujące tematy lub gatunki?
Dr Łukasz Jasina: Właściwie w filmie poruszano wszystko. Jeżeli chodzi o filmy historyczne, to dominowały tematy związane z odzyskiwaniem niepodległości. Przede wszystkim starano się opowiadać o dokonaniach wojennych Legionów Polskich, ale także o zesłańcach syberyjskich, czasami w filmach pojawiało się Powstanie Listopadowe i Powstanie Styczniowe oraz nawiązania do działalności bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej – Frakcji Rewolucyjnej.
To są najważniejsze elementy narracyjne. Wiązały się one właśnie z tymi faktami, ponieważ to z nimi była związana grupa rządząca wówczas Polską.
Dr Łukasz Jasina: W dwudziestoleciu międzywojennym odwoływano się do literatury, zwłaszcza że wówczas działali wybitni pisarze. Szczególnie mocno opierano się na twórczości Stefana Żeromskiego, którego przed II wojną światową uważano za głównego wieszcza i piewcę odzyskiwania polskiej niepodległości.
PAP: Czy w kinematografii często odwoływano się do literatury?
Dr Łukasz Jasina: Historia polskiej kinematografii dowodzi tego, że nie ma dobrego kina bez literatury.
W dwudziestoleciu międzywojennym odwoływano się do literatury, zwłaszcza że wówczas działali wybitni pisarze. Szczególnie mocno opierano się na twórczości Stefana Żeromskiego, którego przed II wojną światową uważano za głównego wieszcza i piewcę odzyskiwania polskiej niepodległości.
Adaptowano również twórczość obecnie zapomnianego pisarza Wacława Gąsiorowskiego oraz Andrzeja Struga.
Co ciekawe, przed wojną nie powstała żadna poważna adaptacja powieści Henryka Sienkiewicza. To powinno nas zadziwić, biorąc pod uwagę znaczenie patriotyczne Trylogii.
PAP: Czy w filmie odwoływano się również do literatury obyczajowej?
Dr Łukasz Jasina: Oczywiście. Tutaj polskie kino międzywojenne naprawdę ma się czym poszczycić. Przede wszystkim to kino zaczęło się od filmów obyczajowych, przenoszących na ekran opowiadania i literaturę pokazującą nawet te najciemniejsze aspekty życia ówczesnej Polski. Tego przykładem są filmy Aleksandra Hertza z Polą Negri, które powstały jeszcze w okolicach 1917 r.
W latach dwudziestych z filmami obyczajowymi było bardzo różnie, natomiast sytuacja poprawiła się w latach trzydziestych. Wtedy powstały m.in. „Dziewczęta z Nowolipek”, które były adaptacją powieści Poli Gojawiczyńskiej, rozgrywającej się w Warszawie.
Zarówno powieść, jak i film pokazywały bardzo obyczajowy kontekst życia ówczesnych mieszkańców Polski.
Powstał również film „Strachy” w reżyserii Eugeniusza Cękalskiego i Karola Szołowskiego. Powstawały wreszcie filmy Zespołu Filmowego „Start”, który w latach trzydziestych próbował lansować ambitne dzieła kinematograficzne.
Należy też powiedzieć o twórczości Michała Waszyńskiego i Józefa Lejtesa, którzy w swoich filmach pokazywali polskie i żydowskie ciemniejsze dzielnice.
Takich filmów było coraz więcej. Na pewno polskie kino w latach trzydziestych nie było kinematografią pokazującą wyłącznie ułanów jeżdżących na koniach czy ładne dzielnice Warszawy. To kino naprawdę robiło się coraz ambitniejsze. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że akurat pod tym względem przewyższało kinematografię włoską, która w latach trzydziestych nie stworzyła żadnego wartościowego filmu pokazującego właśnie tę ciemniejszą stronę życia.
PAP: W 1928 r. został przeniesiony na ekran „Pan Tadeusz” w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego. Jak był ten film odbierany? Jak, poprzez nieme kino, oddano charakter epopei Mickiewicza?
Dr Łukasz Jasina: Ten film możemy do tej pory obejrzeć – został rekonstruowany i jest obecnie dostępny w zbiorach Filmoteki Narodowej. Jest to tylko niestety część filmu, 60–65 proc. z jego całości. Podobny los spotkał wiele innych filmów z okresu międzywojnia, które zostały zniszczone w czasie II wojny światowej. Wiele filmów w ogóle zaginęło. Spora część z tych, o których czytamy lub wiemy, że powstały, nie przetrwała wojny, nawet nie wiemy, jak one wyglądały.
„Pan Tadeusz” Ordyńskiego to bardzo solidne dzieło, pokazujące, wykorzystując ówczesne metody filmowe, całą epopeję, łącznie z inwokacją, wszystkimi księgami i scenami.
Jak to pokazać? Są na to sposoby. Ordyński zrobił to poprzez dużą ilość napisów, które zawsze były dialogami z „Pana Tadeusza” Mickiewicza oraz metaforycznymi scenami. Myślę, że dzisiaj niektórych z nas te sceny śmieszą, ale Ordyński próbował to zrobić jak najlepiej. Film miał jeszcze specjalnie napisaną partyturę, którą razem z filmem grano w kinach.
Ogólnie ten film jest całkiem dobry. Wówczas bardzo się podobał widzom – nie tylko Józefowi Piłsudskiemu i Ignacemu Mościckiemu, którzy byli na jego premierze, ale publiczności w ogóle. Musimy pamiętać, że to były zupełnie inne realia – ci ludzie wychowali się na Mickiewiczu i na „Panu Tadeuszu”. Dla nich, nawet tak niedoskonałe dzieło, jakim było kino nieme (zresztą oni chyba w ogóle nie wiedzieli, że może powstać coś lepszego, czyli kino dźwiękowe), zaspokajało pragnienia wizualizacji dzieła wieszcza.
PAP: Jakie inne dzieła w dwudziestoleciu międzywojennym zekranizowano po raz pierwszy?
Dr Łukasz Jasina: Większość adaptacji filmowych, które po wojnie odwoływały się do literatury, była przenoszona na ekrany już w dwudziestoleciu. Przed wojną adaptowano „Chłopów” Władysława Reymonta, a także „Różę” Stefana Żeromskiego oraz „Granicę” Zofii Nałkowskiej. Większość tych filmów jest jednak dla nas obecnie niedostępna.
PAP: Czy wiemy o produkcjach, które były w planach, ale nigdy nie zostały zrealizowane?
Dr Łukasz Jasina: Wiemy o takich, które powstały, ale nigdy nie zostały zaprezentowane widzom. W 1939 r. zostało zrealizowane „Nad Niemnem” w reżyserii Wandy Jakubowskiej. To była bardzo znana reżyserka powojenna. Film jeszcze przed ukończeniem montażu spłonął we wrześniu 1939 r.
.
Pomysłów było bardzo wiele. Planowana były przed wojną, ale jeszcze też długo po wojnie, adaptacja „Przedwiośnia” Żeromskiego, jako dzieła jednego z najważniejszych przedstawicieli światopoglądowych tego okresu.
Myślano również o adaptacji Trylogii, a także o kilku kolejnych dużych filmach dotyczących epopei legionowej – miał powstać film „Legiony”.
Istniała również szansa zorganizowania w latach czterdziestych polskiego systemu dofinansowania filmów, coś na kształt dzisiejszego Polskiego Instytut Sztuki Filmowej. II Rzeczpospolita miała jednak inne, ważniejsze rzeczy na głowie. Nie zdążyła pomysłu dofinansowania wprowadzić w życie. Wybuchła wojna i wszystko przeszło do historii.
Dr Łukasz Jasina: Polska kinematografia nie była jednak gorsza od tej słowackiej, rumuńskiej, węgierskiej, a nawet włoskiej. Jak na tak ogromny wysiłek młodego państwa i przede wszystkim brak funduszy, to radziła sobie całkiem nieźle.
PAP: Czy międzywojenna kinematografia była nowatorska?
Dr Łukasz Jasina: Tak. Generalnie polskie kino nie wyróżniało się ani na plus, ani na minus w porównaniu z ówczesną kinematografią europejską.
Ogromne osiągnięcia miała kinematografia francuska, a także niemiecka, która nawet po 1933 r., kiedy opanowali ją naziści, realizowała nadal bardzo dobre filmy.
Nie najgorsza była również kinematografia angielska. Formalnie, poza warstwą propagandy, bardzo dobra była także kinematografia sowiecka.
Polska kinematografia nie była jednak gorsza od tej słowackiej, rumuńskiej, węgierskiej, a nawet włoskiej. Jak na tak ogromny wysiłek młodego państwa i przede wszystkim brak funduszy, to radziła sobie całkiem nieźle.
PAP: Czy wiemy, w jaką stronę mogła pójść polska kinematografia, gdyby nie wybuchła II wojna światowa?
Dr Łukasz Jasina: Pojawiło się całe nowe pokolenie młodych, bardzo zdolnych reżyserów, którzy prawdopodobnie stworzyliby polskie kino społeczne pokazujące niedostatki kraju. Takimi debiutantami byli Aleksander Ford, Wanda Jakubowska czy Jerzy Zarzycki.
Na pewno obok kina polskiego rozwijałoby się bardzo prężne kino jidysz. Pamiętajmy, że to kino miało w Polsce kilkumilionową publiczność. Powstawałoby zapewne dalej kino patriotyczne. Powstałyby również filmy telewizyjne – Polska wcześnie zaczęła wykorzystywać telewizję całościowo.
Myślę, że jednak w dalszym ciągu dominowałaby w kinie warstwa komercyjna. Mam na myśli taki rodzaj filmu, jak ten, które do tej pory oglądamy w cyklach staro-kinowych, m.in. „Ada! To nie wypada!” oraz „Jadzia”. Taka zresztą jest struktura filmów w każdej kinematografii wolnego, kapitalistycznego, państwa. W obecnej Polsce także dominuje jednak kino komercyjne.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp / ls/