„Nie byłem nigdy dyrektorem wielkiego muzeum, ale w wielkich muzeach się kształciłem i wychowałem jako muzealnik” - powiedział Polskiej Agencji Prasowej prof. Jerzy Miziołek, który 30 listopada obejmuje stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie.
PAP: Jako nowy szef Muzeum Narodowego przybywa pan profesor ze swoją wizją tej placówki. A co się stanie z dotychczasowymi planami, projektami wystawienniczymi?
Jerzy Miziołek: Zamierzam respektować już zgłoszone plany, zwłaszcza te, które uznam za szczególnie interesujące.
PAP: Niektóre wystawy to poważne projekty naukowe; ich przygotowanie to długi proces, np. wystawa poświęcona Brandtowi przygotowywana była przez dwa lata. Co się zatem będzie z wystawami, które są w toku realizacji?
J.M.: Wiem, że Muzeum Narodowe posiada znakomity zespół badaczy i jestem przekonany, że uda nam się ważne projekty, jeśli są w fazie realizacji, dokończyć. Myślimy już jednak o nowych ekspozycjach. Planujemy wystawę poświęconą Dantemu w roku 2021, w 700-lecie śmierci artysty. Muzeum Narodowe ma w swoich zbiorach bardzo piękny portret Dantego i eksponaty z tematami dantejskimi związane. Do tej wystawy, już dawno zaplanowanej, trwają przygotowania. Jako badacz i miłośnik sztuki włoskiej będę ten pomysł wspierał. Podobnie z innymi planowanymi wystawami; jeśli są zaawansowane, nie zamierzam z nich rezygnować, przeciwnie dam im pełne wsparcie, ewentualnie korygując detale. Co nie znaczy, że nie pragnę zrealizować wystaw, o których nikt tam dotąd nie myślał.
PAP: Jakie to będą wystawy?
J.M.: W przyszłym roku przypada 500. rocznica śmierci Leonarda da Vinci, 350. rocznica śmierci Rembrandta i 450-lecie śmierci Brueghela. Mam nadzieję, że uda nam się, wraz z zespołem pracowników Muzeum Narodowego i specjalistów zewnętrznych, uczcić te rocznice. Mam świadomość, że to nie mogą być wielkie wystawy; albo będą trzy osobne ekspozycje albo jedna duża.
PAP: Rocznice są dobrym pretekstem, aby do Muzeum Narodowego zawitało tak lubiane przez publiczność wielkie malarstwo.
J.M.: Wystawy, naturalnie, będą miały określone idee je niosące, nowe propozycje badawcze. Ekspozycja związana z Leonardem da Vinci to będzie rodzaj interdyscyplinarnej narracji o 500 latach sławy wielkiego geniusza i jego legendzie w Polsce.
PAP: Czy w związku z tymi wystawami jakieś dzieła włoskie czy niderlandzkie będą wypożyczone z zagranicznych muzeów i eksponowane w Warszawie?
J.M: Niestety, nie pożyczymy obrazów Leonarda da Vinci, ale Muzeum Narodowe w Warszawie posiada bardzo interesujący zespół dzieł jego uczniów; a więc jego szkoły. Mamy też piękną kopię Mony Lizy, a także kopię słynnego Chrystusa, którego oryginał sprzedano ostatnio do Abu Dhabi. Pięknych i ważnych dzieł nie zabraknie na wystawie poświęconej temu wielkiemu artyście, który był nie tylko malarzem, ale także muzykiem, matematykiem, geologiem, wynalazcą i odkrywcą. Co do Brueghela marzę o wypożyczeniu, choćby na miesiąc, jednego z jego obrazów.
PAP: A jeśli chodzi o wystawy sztuki polskiej?
J.M.: W roku 2020 na stulecie Bitwy Warszawskiej planujemy wystawę, która z jednej strony przypomni historyczne zwycięstwo, ważne nie tylko dla Polski, ale i całej Europy, a z drugiej strony będzie formą przypomnienia o odzyskanych wówczas dziełach sztuki. Polacy odzyskali wówczas m.in. regalia po Stanisławie Auguście Poniatowskim, 130 arrasów renesansowych, 100 tysięcy rycin, które zostały wywiezione z Uniwersytetu Warszawskiego po Powstaniu Listopadowym, oraz dzieła, które zdobią Salę Rycerską Zamku Królewskiego w Warszawie. Tę piękną opowieść zrealizujemy we współpracy z muzeami Krakowa, Poznania i Wrocławia. Liczę na owocne współdziałanie z Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Historii Polski.
PAP: Wspomniał pan o znakomitym zespole. Czy Piotrowi Rypsonowi, dotychczas pełniącemu obowiązki dyrektora, zaproponuje pan miejsce w tym zespole.
J.M.: Nie wykluczam takiego pomysłu, chociaż uważam, ze każdy dyrektor powinien stworzyć swój własny zespół, który będzie realizował nowe, ambitne wizje. Jeśli się okaże, że są chętni, aby się w to wpisać, to zapraszam do pozostania w muzeum.
PAP: Czy korzystając z energii nowego dyrektora wywalczy pan większe środki finansowe dla Muzeum Narodowego? Zabiegała o to dyr. Agnieszka Morawińska.
J.M.: Finanse to trudna sprawa. Wicepremier Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego, obiecał mi podwyższenie dotacji stałej dla muzeum. Będziemy jednak się też starali pozyskiwać środki z innych źródeł. Muzeum Narodowe ma przyjaciół w polskim biznesie, dzięki którym mogła powstać niejedna wystawa. Ale myślimy też o kontaktach z biznesem zagranicznym działającym w Warszawie, z placówkami dyplomatycznymi. Jeśli mamy pomysł na wystawę o Leonardzie da Vinci, to naturalny jest kontakt z ambasadą włoską, a np. w przypadku Brueghela z ambasadami Holandii i Belgii. Ambasador Republiki Włoch już zadeklarował współpracę przy wystawie, którą planujemy w roku 2020, poświęconej Rafaelowi Santi w 500-lecie śmierci artysty.
PAP: Obraz innego wielkiego malarza, „Portret Młodzieńca” Rafaela, to nasza największa strata wojenna w dziedzinie sztuki.
J.M.: W krakowskim Muzeum Narodowym stale są eksponowane puste ramy po tym obrazie, aby w sposób symboliczny przypominać o tym pięknym, bezcennym dziele.
PAP: Jak pan profesor sądzi, czy ten obraz jeszcze istnieje?
J.M.: Na pewno. Takie obrazy nie giną, nie płoną, nie ulegają zniszczeniu, bo są doskonale chronione, nawet w czasach wojen. Dzieł Leonarda da Vinci istnieje 12, Rafaela jest przeszło 100 - one są policzalne. Historię pięknego „Portretu Młodzieńca” przypomnimy przy okazji wystawy, na której znajdą się dzieła uczniów Rafaela Santi, które mamy w warszawskich zbiorach.
PAP: Włoski renesans jest panu bliski, podobnie jak starożytność. Galeria Sztuki Starożytnej w Muzeum Narodowym, korzystając z pokaźnych środków finansowych z Unii Europejskiej, właśnie się przekształca. Czy prace będą kontynuowane?
J.M.: We wrześniu przyszłego roku projekt musi być zakończony. Natychmiast wpłynę na kształt tej na nowo powstającej ekspozycji. Jako pracownik Instytutu Archeologii i badacz tradycji antyku postaram się odwołać do moich znajomości z dyrektorami takich placówek, jak Muzea Kapitolińskie w Rzymie, Muzeum Archeologicznego w Neapolu, Galeria Uffizi, gdzie też mają bogaty dział sztuki starożytnej, aby wzbogacić nasze kolekcje, np. długoterminowymi depozytami.
Ponadto planuję dwie wystawy poświęcone antykowi. Jedna z nich będzie poświęcona kultom misteryjnym - takim jak kult Mitry - i triumfowi chrześcijaństwa, co się da pięknie połączyć z Galerią Faras, która jest chlubą Muzeum Narodowego. Deklaruję zatem pełne wsparcie kolegom pracującym przy nowej aranżacji Galerii Sztuki Starożytnej.
PAP: Antyk, renesans to piękne epoki historii sztuki, ale przecież i sztuka nowoczesna chciałaby się "pokazać" w Muzeum Narodowym.
J.M.: Zawsze interesowała mnie starożytność, pisałem magisterium i doktorat o późnym antyku, byłem uczniem wybitnego mediewisty Lecha Kalinowskiego, od lat zajmuję się włoskim renesansem, dużo pisałem o sztuce oświecenia i akademizmu, ale przecież od przeszło 15 lat wykładam też sztukę XX wieku. Uważam, że sztuka nowoczesna musi być prezentowana w sposób bardzo przemyślany i w konfiguracji z Muzeum Sztuki w Łodzi. Z dyrektorem tej placówki Jarosławem Suchanem, moim dawnym studentem, mam nadzieję zrealizować wystawę poświęconą wielkiemu warszawianinowi - Henrykowi Stażewskiemu. Są zatem w moim polu widzenia wielkie tematy dotyczącej sztuki antycznej, włoskiego renesansu, ale też są mi bliskie zagadnienia sztuki XX wieku.
PAP: Wspomniał pan profesor o swoich kontaktach zagranicznych; czy to zaowocuje promocją polskiej sztuki na świecie?
J.M.: Muzeum Narodowe, zwłaszcza w stolicy tak dużego państwa jak Polska, musi planować także swoją misję zagraniczną. Należy jak najszybciej zorganizować interesujące wystawy poświęcone wielkim polskim artystom, m.in. Henrykowi Siemiradzkiemu, którego trzeba prezentować razem z "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza, gdyż obaj pięknie ukazali Rzym wczesnochrześcijański. Planujemy również wystawę poświęconą żyjącemu na przełomie XVIII i XIX w. malarzowi i rysownikowi Franciszkowi Smuglewiczowi, który uratował – poprzez ich skopiowanie - wspaniałe malowidła w Domus Aurea. Gdyby podczas swojego pobytu w Rzymie Smuglewicz nie przerysował tych malowideł, niewiele byśmy dziś o pałacu Nerona wiedzieli.
PAP: Był pan dyrektorem Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Czy nie żal panu tej placówki, bardzo kameralnej w porównaniu z kolosem, jakim jest Muzeum Narodowe ze swoimi 890 tys. eksponatów?
J.M.: Odejście z uniwersyteckiego muzeum nie jest łatwe, ale oto pojawiło się nowe wyzwanie. Jako badacz wyrastałem w wielkich muzeach i tam napisałem swoje książki. Jestem z formacji krakowskiej. Niejako wychowałem się w Muzeum Czartoryskich i Muzeum Narodowym w Krakowie. Potem przez lata bywałem często w Muzeum Narodowym w Warszawie. Byłem też wielokrotnym stypendystą wielkich światowych muzeów i galerii, np. Galerii Narodowej w Waszyngtonie, The Getty Muzeum w Los Angeles. Mam silne związki z Galerią Uffizi we Florencji. Moi koledzy i przyjaciele są obecnie kuratorami i dyrektorami tych placówek. Podejmuję się misji dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, ponieważ zamierzam swoje wykształcenie i doświadczenie tu wykorzystać i zachęcić rzesze młodzieży do doceniania sztuki polskiej i powszechnej.
PAP: Co się stanie z pańską działalnością naukową, publicystyczną, pedagogiczną?
J.M.: Jest taka tradycja w Muzeum Narodowym, że dyrektor jest jednocześnie dalej profesorem Uniwersytetu Warszawskiego; prof. Kazimierz Michałowski, wicedyrektor Muzeum Narodowego, był profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, dyrektor Stanisław Lorentz cały czas wykładał historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim.
PAP: To czasy dość odległe.
J.M.: W późniejszych latach też bywali dyrektorami wykładowcy akademiccy. Zamierzam zatem kontynuować, choć w mniejszym wymiarze, moje wykłady i seminaria. Ponadto uważam, że współpraca pomiędzy Muzeum Narodowym a Uniwersytetem Warszawskim powinna się wzmocnić, dlatego że to na Uniwersytecie, w gmachu Instytutu Historycznego, powstała pierwsza publiczna ekspozycja muzealna na ziemiach polskich.
Korzenie Muzeum Narodowego znajdują się więc na Uniwersytecie. Jedna z planowanych przeze mnie wystaw będzie tego dotyczyła. Ekspozycje będą i w Muzeum Narodowym, i w Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, a przestrzeń pomiędzy tymi placówkami wypełni wystawa plenerowa na Nowym Świecie. Chodzi o to, aby cała Warszawa uświadomiła sobie, że proces tworzenia Muzeum Narodowego zaczął się już na przełomie XVIII i XIX w. i potem się ta idea szybciej lub wolniej rozwijała, aż wreszcie powstał ten imponujący gmach w Alejach Jerozolimskich.
Rozmawiała: Anna Bernat (PAP)
Prof. Jerzy Miziołek jest profesorem zwyczajnym w Instytucie Archeologii UW, w którym kieruje Zakładem Tradycji Antyku w Sztukach Wizualnych. Od 2010 r. pełni funkcję dyrektora Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Głównym obszarem badań naukowych prof. Miziołka jest antyk i sztuka włoskiego renesansu oraz sztuka XX wieku. Jest autorem 14 książek i współautorem kilkudziesięciu publikacji książkowych.
abe/ wj/