Przy warszawskiej ulicy Grzybowskiej 6/10 stoi dziś wielki „mrówkowiec” – gomułkowski blok Osiedla za Żelazną Bramą. Obok niego i obok identycznych, w istocie koszmarnych owoców polityki budowlanej PRL-u, ostatnio rozpychają się apartamentowce i biurowce ze szkła i stali, tworząc z ulicy coś w rodzaju wąskiego kanionu.
W bloku przy Grzybowskiej mieszka mama Aleksandry Domańskiej i jest to czysto prywatny powód tego, że autorka książki „Grzybowska 6/10. Lament” zaczęła się interesować przeszłością tego akurat skrawka powierzchni centrum Warszawy. Na tej „prywatności” książki polega jej wyjątkowość – ów „prywatny” punkt wyjścia sprawia, że książka może inspirować czytelników, bo przecież duża część z nich mieszka w miejscach „z przeszłością”.
Drobiazgowe „śledztwo”, mające początek w kwerendzie przedwojennej książki telefonicznej, doprowadziło do historii, która w fenomenalny sposób wciąga czytelnika. Śledzimy zarówno proces zdybywania przez autorkę wiedzy, towarzyszymy jej w odkrywaniu losów mieszkańców dzielnicy i konkretnego domu, jak i przypatrujemy się samym owym losom.
Okazuje się, że dzisiejszy blok wpisuje się częściowo w obrysy kilku przedwojennych posesji: Grzybowskiej 10, 12, a także Krochmalnej 3 i 5. Oczywiście przed wojną była to tętniąca życiem, głośna dzielnica żydowska, później część tzw. Małego Getta. Nazwiska Hamerszlak, Wajsman, Rosenbaum, Gertman… Część z nich przetrwała w materialnym przekazie – dokumentach na przykład dlatego, że… ich właściciele zalegali z opłatą za gaz.
„Otoczona tymi duchami czułam się trochę jak bohaterowie Singerowskich powieści, których ulubioną rozrywką były seanse spirytystyczne […]" - pisze autorka i robi wszystko, by „duchy” przybierały jak najbardziej konkretną postać: chwyta pojedyncze ślady, strzępki, łączy daty i fakty z różnych dokumentów, książek, artykułów. I tak pojawiają się „żywe” postaci – jako pierwszy - przykładowy – Salomon Graff, właściciel składu żelaznego.
Pojedyncze skrawki i tropy, wiodą do jego krewnych, w tym jednego jeszcze żyjącego w Izraelu, który bardzo pomaga i dzieli się z Aleksandrą Domańską swoją wiedzą i wspomnieniami z dzieciństwa w przedwojennej Warszawie. Autorka przekłada je na ogólny rys epoki, na wydarzenia z historii miasta, kraju… - to świat, który został tragicznie zmieciony przez Holocaust - i łączy je ze współczesnością, z naszym „dzisiaj”. Jak? Trzeba to przeczytać, bo książka jest nie tylko opowieścią, ale i czymś w rodzaju poetyckiego traktatu o pamięci i przemijaniu – każdy może ją odczytywać/odczuwać inaczej.
Jest grupa osób dotkniętych – można powiedzieć – czymś w rodzaju obsesji: mijając podwórko bloku na skrzyżowaniu warszawskich ulic Konwiktorskiej i Bonifraterskiej myślą o krwawej walce, jaka dokładnie tam miała miejsce podczas powstania warszawskiego, gdzie pacjenci pobliskiego domu dla umysłowo chorych błąkali się pomiędzy stanowiskami powstańców i Niemców, albo jadąc Świętokrzyską, przy gmachu dawnego Prudentialu nie mogą nie „widzieć” ikonicznego obrazka - wybuchu na szczycie budynku (gdy niemiecka bomba – „krowa” niszczyła powstańcze stanowiska), przechodząc Próżną – widzą przedwojenne żydowskie sklepiki, to samo czytając na tablicy z nazwą ulicy słowo „Nowolipie” – tak, to ulica będąca centrum świata dla Józefa Hena…
Książka Aleksandry Domańskiej bez wątpienia powiększy grono ludzi „chorych” na mimowolną „archeologów pamięci”. Historia, czy raczej Przeszłość miejsc, w których mieszkamy, w których bywamy, ożywa – szczelina w czasie pozwala dojrzeć to, co minęło, i jednocześnie w metafizyczny sposób trwa nadal: ludzie, ich codzienność, ich życie – tylko trzeba tam zajrzeć, pamiętać, myśleć. „Grzybowska 6/10. Lament” w fenomenalny sposób do tego skłania.
Aleksandra Domańska, "Grzybowska 6/10. Lament", Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016
PS.
Źródło: MHP