Mieszkańcy Jawiszowic upamiętnili w poniedziałek sierż. Alvina Ellina, członka załogi strąconego 17 grudnia 1944 r. nad ich miejscowością amerykańskiego bombowca. 19-letni żołnierz wyskoczył na spadochronie. Gdy opadał, zastrzelił go niemiecki żandarm.
Jawiszowiczanie, zarówno starsi, jak i młodzież - uczniowie i harcerze, złożyli wieńce i znicze na mogile Ellina, w której spoczywał do czasu przeniesienia ciała do Stanów Zjednoczonych w 1947 r. Symboliczny grób lotnika znajduje się na miejscowym cmentarzu.
„Mam duży szacunek do tego żołnierza i do jego grobu. Mój śp. tata Józef Capek był przy jego ekshumacji. Wiele razy jako dziecko z rodzicami, czy później, gdy szliśmy na cmentarz, zawsze podchodziliśmy do tego pomnika i zapalaliśmy świecę. To pamiętam z dzieciństwa i staram się kultywować. Pamięć przekazujemy kolejnym pokoleniom” – powiedziała przewodnicząca miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich Anna Fajfer.
Danuta Korcińska z brzeszczańskiego domu kultury podkreśliła w rozmowie z PAP, że jest z urodzenia jawiszowianką i choćby z tego powodu Alvin Ellin jest dla niej ważną postacią. „Od zawsze pamiętam, że przychodziliśmy na jego grób, przede wszystkim jako rodzina, ale także ze szkolną klasą. To ważna postać dla naszej lokalnej społeczności. On martwił się o nasze losy; poświęcił swoje życie, aby nas wyzwolić” – powiedziała Korcińska.
Alvin Jeremi Ellin miał 19 lat, gdy zginął. Pochodził z Norton w stanie Wirginia. Był synem urodzonego na ziemiach polskich Jakuba Ellina. Jesienią 1943 r. rozpoczął służbę w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a latem następnego roku trafił do Europy. Stacjonował w Wielkiej Brytanii, a następnie we Włoszech.
Bombowiec B-17G, nazwany przez załogę "St. Francis" (Św. Franciszek), na którym służył Ellin, uczestniczył m.in. w misjach bojowych przeciw niemieckim zakładom chemicznym na Śląsku. Była to tzw. bitwa o paliwo.
Badacz historii bombowca Jarosław Rybak w swym opracowaniu podał, że 17 grudnia "Latające Fortece" należące do 15. Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych, w tym "St. Francis", z 10-osobową załogą na pokładzie, otrzymały zadanie zbombardowania zakładów chemicznych w Blachowni Śląskiej. Po jego wykonaniu wracały do bazy. "St. Francis", lecący na końcu klucza, dostał się pod silny ostrzał niemieckiej artylerii i został trafiony.
Załoga wyskoczyła na spadochronach. Wśród nich był tylny strzelec Alvin Ellin. Przed wylądowaniem dosięgły go kule niemieckiego żandarma z lokalnego posterunku, który dostrzegł spadochroniarza.
Pozostali członkowie załogi przeżyli. Jednego z pilotów uratowali mieszkańcy Jawiszowic i przekazali oddziałowi AK "Sosienki". Pozostali zostali aresztowani i trafili do obozu jenieckiego. "Forteca" rozbiła się koło Wilamowic.
Niemcy zabrali ciało Ellina na posterunek. Trzy dni później został pochowany w bezimiennym grobie. Jego tożsamość można było potwierdzić tylko dzięki bransoletce z nazwiskiem. W metryce parafialnej ks. Władysław Tęcza, proboszcz jawiszowickiej parafii św. Marcina odnotował zniekształcone nazwisko Ellina, ale od tamtego czasu dla większości mieszkańców był on "nieznanym lotnikiem amerykańskim".
Jesienią 1945 r. lotnika przeniesiono z honorami do osobnej mogiły. Lokalna społeczność ufundowała pomnik z lotniczym śmigłem i pamiątkową tablicą. Dwa lata później Ellin został ponownie ekshumowany i przeniesiony do Stanów Zjednoczonych, gdzie spoczął na cmentarzu w Knoxville.
Poniedziałkowe uroczystości zorganizował jawiszowicki zespół szkolno–przedszkolny im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/aszw/