22 stycznia 1934 r. urodził się Marek Petrusewicz – pierwszy polski rekordzista świata w pływaniu. „Odniósł ogromny sukces, który stał się jego przekleństwem” – powiedział PAP inicjator Memoriału Marka Petrusewicza Witold Wasilewski.
Marek Petrusewicz urodził się 22 stycznia 1934 w Wilnie. Ojciec zarządzał majątkiem Melechy (woj. nowogródzkie, ob. Białoruś). W wieku czterech lat Marek nauczył się pływać w pobliskiej rzece Szczarze.
"Brałem go na ręce i szedłem na głęboką wodę. Głęboką oczywiście dla Marka, bo mnie woda sięgała najwyżej do piersi. Następnie puszczałem i kazałem płynąć w stronę płytkiej wody - wspominał jego brat Stanisław w książce "Jaki był Marek Petrusewicz?" (1995) Wojciecha Wiesnera.
W 1942 r. Niemcy zamordowali ojca rodziny, po wojnie Marek wraz z rodzeństwem, matką i babcią znaleźli się we Wrocławiu, gzie w 1947 r. nastolatek rozpoczął regularne treningi pływackie w klubie Zryw, później trenował w Stali Pafawag. Po trzech latach został powołany do kadry narodowej. Jednocześnie uczył się zawodu elektromontera w Technikum Elektrotechnicznym. Talent Petrusewicza odkrył trener Stali, Józef Makowski.
W lipcu 1952 r. wystartował na XV Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Helsinkach. W eliminacjach na 200 m żabką zajął trzecie miejsce, lecz w półfinale sędziowie zdyskwalifikowali go za "niesymetryczną pracę nóg".
Wiosną 1953 r. na zebraniu Związku Pływackiego trener Makowski podjął zobowiązanie - jego podopieczny pobije rekord świata na 100 m w stylu klasycznym. 18 października 1953 r. na basenie Miejskich Zakładów Kąpielowych przy ul. Teatralnej we Wrocławiu Petrusewicz ustanowił pierwszy w historii Polski pływacki rekord świata - 100 metrów stylem klasycznym w minutę i 10,9 sekundy.
"W połowie drugiej 25-metrówki pafawagowiec wypłynął na powierzchnię i miarowo rozdzielając wodę rękoma zbliżał się do drugiego nawrotu. 50 metrów - czas 32 sek. Doping jest ogłuszający" - pisał sprawozdawca "Słowa Polskiego". Petrusewicz pobił rekord należący do sowieckiego zawodnika Władimira Minaszkina.
"Odniósł ogromny sukces, który stał się także jego przekleństwem. Stał się sławny i rozpoznawalny. Wiele osób chciało z nim porozmawiać, a także napić. Bujne życie towarzyskie, jakie wiódł, miało negatywny wpływ na jego naukę i treningi. Nie dopuszczono go do matury, usunięto ze szkoły i po raz pierwszy zdyskwalifikowano" - powiedział PAP inicjator Memoriału Marka Petrusewicza, trener pływacki i prezes Stowarzyszenia Witold Wasilewski.
W maju 1954 roku Petrusewicz poprawił swój rekord na 100 m, ustanawiając czas 1:09,8. W tym samym roku zdobył pierwszy w historii srebrny medal dla Polski na Mistrzostwach Europy w Turynie. Na 200 m w stylu klasycznym osiągnął czas 2.42,5. Mistrzostwo Polski zdobył trzynaście razy.
"Pływał w stylu klasycznym. Trzy pierwsze odcinki po 25 m pokonywał pod wodą, na bezdechu. Wynurzał się dopiero tuż przed ścianą basenu. Ówczesne przepisy zezwalały na to. Zanim osiągnął szczytową formę, sporo pracy musiał jednak włożyć w pracę nóg - była niesymetryczna. Gdy udało mu się to opanować, miał doskonałą technikę. Był bardzo silny" - ocenia Wasilewski.
W 1954 r. w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca zajął trzecie miejsce. "Moim celem jest złoty medal w Melbourne" - mówił dziennikarzowi "Expressu Wieczornego". "Na igrzyska jednak nie pojechał, nie osiągnął olimpijskiego minimum" - przypomniał Wasilewski dodając, że "była to konsekwencja rozrywkowego trybu życia, który niestety kolidował z intensywnymi trennigami". Rozpadło się pierwsze małżeństwo sportowca z koleżanką z klubu Haliną Dzikówną.
Pod koniec lat 50. międzynarodowa federacja FINA wydała zakaz pływania pod wodą w stylu klasycznym. Za to zdyskwalifikowano go na mistrzostwach Polski w 1957 r. w finale na 100 m. "Końcem sportowej kariery pływaka okazały się Zawody Przyjaźni rozegrane w Rostocku (NRD) w 1958 r., na które wyjechał wraz ze swoim klubem Arkonia Szczecin. +Głos Szczeciński+, donosił, że (...) Polacy z Arkonii +skompromitowali się, handlując wódką, masłem, kawą i kakao+ - napisał historyk wrocławskiego oddziału IPN dr Kamil Dworaczek w biogramie sportowca.
"Słusznego ukarania Petrusewicza, Prokuratora i innych +wyczynowców+ Arkonii domaga się nie tylko opinia sportowa Szczecina, ale i całej Polski" - pisała "Trybuna Ludu". Działacze sportowi orzekli dożywotnią dyskwalifikację dla Petrusewicza.
W latach 60. zawodnik pracował jako elektryk w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Później powrócił do Wrocławia.
Kontuzja odniesiona podczas jazdy na nartach okazała się początkiem choroby Bürgera - zakrzepowo-zarostowego zapalenia tętnic. Pierwszą oznaką były bóle nogi i zaburzenia czucia. W marcu 1967 r. sportowiec trafił do szpitala, amputowano mu prawą nogę.
"Nie pogodził się tym i podjął treningi w sekcji inwalidów. Zdobył mistrzostwo Polski na 50 m. w stylu klasycznymi. Ożenił się ponownie. Pod koniec lat 70. ukończył studia na wydziale prawa" - przypomniał Wasilewski. Od maja 1980 r. sportowiec pracował jako specjalista ds. szkolenia osób niepełnosprawnych w Wojewódzkiej Federacji Sportu we Wrocławiu.
W 1974 r. dziennikarka Polskiego Radia, Krystyna Melion nagrała opisujący wzloty i upadki sportowca reportaż "Głębokie zanurzenie", nagrodzony w konkursie Premios Ondas Radia Barcelona. W 1977 r. na podstawie życiorysu sportowca Filip Bajon zrealizował "Rekord świata" z Marcinem Trońskim w roli pływaka Michała. Na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych film zdobył nagrodę dziennikarzy. Na ekrany polskich kin trafił dopiero w październiku 1980 r.
"Petrusewicz poparł +Solidarność+. W czerwcu 1981 r. wszedł do Prezydium Zarządu Regionu Dolny Śląsk NSZZ +Solidarność+. Był odpowiedzialny za dział Warunków Pracy, Bytu i Ochrony Zdrowia" - powiedział PAP historyk z Odziałowego Biura Badań Historycznych IPN we Wrocławiu Łukasz Sołtysik.
"Pracuje 24 godziny na dobę, jest niespożyty. Uczestniczy w pracach wielu sekcji. Ofiarny i oddany całym sercem idei związku. Z poświęceniem jeździ po terenie, nie może spokojnie usiedzieć w jednym miejscu. Podczas wieców wspaniale kieruje tłumem, doskonale przemawia. Ma wszelkie cechy dobrego mówcy i trybuna ludowego. Z zapałem pomaga ludziom, umie z nimi rozmawiać" - wspominał działacz wrocławskiej Solidarności, Piotr Bednarz.
13 grudnia 1981 r. gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Tego dnia aresztowano większość działaczy "Solidarności". Petrusewicz był świadkiem zdemolowania biur siedziby Zarządu Regionu przy ul. Mazowieckiej przez grupę funkcjonariuszy ZOMO.
"Przede mną zgraja bezmyślnych wandali. To, co wyczyniali, przechodziło wszelkie, nie tylko rozsądne granice. A przecież byli to ludzie powołani do strzeżenia prawa, praworządności, społecznego mienia. Pobierali za to wysokie pensje od państwa, z pieniędzy wypracowanych przez robotników, których mienie zamiast zabezpieczać, teraz demolowali w sposób urągający wszelkim cywilizowanym ludom. Tak nie mogli postępować normalni ludzie. Skamieniałe, bez wyrazu twarze i półprzytomne oczy wskazywały, że przed akcją nakarmiono ich nie tylko słowami" - wspominał Petrusewicz na początku lat 90.
"W budynku Regionu funkcjonariusze ZOMO pobili go i zawieźli na komendę milicji przy ul. Łąkowej. 13 grudnia o 21. trafił do zimnej i wilgotnej celi w Ośrodku Odosobnienia w zakładzie Karnym przy ul. Klęczkowskiej. Pobyt w areszcie przyspieszył rozwój choroby drugiej nogi sportowca. Jeden z kolegów pożyczył mu ocieplane buty. W sprawie Petrusewicza interweniował bp. Adam Dyczkowski. 23 grudnia zwolniono aresztowanego" - przypomniał historyk IPN. W ramach represji za działalność w "Solidarności" w marcu 1982 r. Petrusewicz został zwolniony z pracy.
"Latem 1982 r. nawiązał współpracę z Solidarnością Walczącą. Do dyspozycji organizacji oddał swoje mieszkanie przy ul. Szybowcowej na wrocławskim Gądowie. Barbara Sarapuk wraz z Krzysztofem Bieżuńskim prowadziła tam druk podziemnej +bibuły+. W kawalerce przy ul. Drukarskiej sportowiec wraz z innymi osobami prowadził nasłuch radiostacji użytkowanych przez milicję i SB dla kontrwywiadu SW. Był bliskim współpracownikiem Kornela Morawieckiego" - przypomniał Sołtysik.
W 1990 r. z inicjatywy trenera pływackiego Witolda Wasilewskiego na basenie WKS Śląsk przy ul. Racławickiej we Wrocławiu zorganizowano pierwszą imprezę sportową noszącą imię pierwszego polskiego rekordzisty.
"Na początku impreza nosiła nazwę Puchar Marka Petrusewicza. Był wtedy w trudnej sytuacji, dlatego chcieliśmy go wesprzeć finansowo. W 1984 r. amputowano mu lewą nogę, dwa lata później doznał wylewu. Zorganizowaliśmy kwestę. Zebrane pieniądze przekazaliśmy jego opiekunce i koleżance klubowej Marka, Danucie Drużek. Napisał list z podziękowaniami i życzył nam sukcesów. Podkreślał także, by po pierwszych sukcesach młodym mistrzom nie odbijała +sodówka do głowy+" - wspominał Wasilewski.
W 1991 r. zawody odbyły się na basenie przy ul. Teatralnej – tam, gdzie 38 lat wcześniej patron wydarzenia pobił rekord świata.
Marek Petrusewicz zmarł 3 października 1992 r. Pochowano go na cmentarzu św. Wawrzyńca przy ul. Bujwida we Wrocławiu-Ołbinie. Żegnały go tłumy kibiców. "Odszedł od nas dwa tygodnie przed zawodami. Po jego śmierci wydarzenie nazwaliśmy Memoriałem Marka Petrusewicza" - dodał.
Imieniem pierwszego polskiego rekordzisty nazwano ulicę we Wrocławiu.
"Pielęgnujemy pamięć o Marku. Ufundowaliśmy kilka tablic poświęconych temu wspaniałemu zawodnikowi. Jego imię nosi także basen przy ul. Wejherowskiej" - podkreślił Wasilewski. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ aszw/