Aborygeńskim dzieciom zamkniętym w australijskich instytucjach odbierano imiona i nadawano numery. Chciano je zdehumanizować – mówi PAP Fiona Cornforth, prezeska organizacji Healing Foundation, pomagającej Aborygenom należącym do Skradzionych Pokoleń.
Skradzione Pokolenia (ang. Stolen Generations) to określenie osób, które jako dzieci (czasem nawet od razu po narodzinach) odbierano rodzinom i umieszczano w specjalnych ośrodkach lub w rodzinach zastępczych. Haniebny proceder był elementem systemowej polityki pozbawiania tożsamości kulturowej ludów rdzennych i „wybielania społeczeństwa”, którą władze Australii prowadziły od lat 80. XIX wieku. Zaniechały jej dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia.
„Według wielu to było systemowo przeprowadzane ludobójstwo. Celem władz było niszczenie rodzin aborygeńskich, rozłączenie ich na zawsze. Instytucje i rodziny zastępcze, do których trafiały dzieci, wypleniały ich język i kulturę. Odbierano im nawet ich oryginalne imiona i zamiast tego nadawano numery, żeby je zdehumanizować i pozbawić wszystkiego, co łączyło je z domem” – wyjaśnia Fiona Cornforth.
W ośrodkach dzieci padały ofiarami przemocy fizycznej – były bite, zmuszane do pracy a nawet wykorzystywane seksualnie. „Kazano pracować nawet dwulatkom. Dziewczynki często szkolono na służące” – dodaje.
„Jedna na trzy osoby pochodzenia aborygeńskiego należy do Skradzionych Pokoleń, w sumie jest to ok. 35 tys. osób” - zaznacza. O procederze nie mówiło się publicznie aż do 1997 r., kiedy opublikowano raport „Bringing them Home”, wynik państwowego śledztwa, w którym ujawniono skalę odbierania aborygeńskich dzieci rodzicom. Ukuto wtedy termin „Skradzione Pokolenia”. Dorosłe już ofiary tej polityki nazwano „ocaleńcami”.
Zaczęły wtedy powstawać organizacje znane jako „link-ups” (ang. łączniki), które pomagały ocaleńcom odnaleźć ich rodziny. „Dopiero jako dorośli ponownie spotykali się z rodzicami i rodzeństwem. Zdarzało się, że trafiali na swoje rodziny podczas przypadkowych spotkań” – mówi Cornforth.
W 2008 r. do sprawy odniósł się rząd australijski – ówczesny premier Kevin Rudd przeprosił osoby należące do Skradzionych Pokoleń za „żal, cierpienie i straty”, jakich doświadczyły po tym, kiedy zostały odebrane rodzinom jako dzieci. Rok później została założona Healing Foundation, organizacja powstała z inicjatywy aborygeńskich psychologów, którzy zamierzali stworzyć bezpieczne przestrzenie dla ocaleńców. Miały w założeniu pomagać ofiarom i ich potomkom leczyć się z traum i w komfortowych warunkach dzielić się swoimi historiami.
„Uświadamiamy prawodawców i służby bezpieczeństwa na temat tego, co przytrafiło się Skradzionym Pokoleniom, żeby wiedzieli jak im pomóc. Prowadzimy badania i dokumentację, sprawdzamy jak odzyskiwanie przez ocaleńców kontaktu z ich kulturą działa na ich samopoczucie. Instruujemy też organizacje, które bezpośrednio z nimi pracują” – tłumaczy prezeska fundacji. Jak zaznacza, istotna jest nie tylko pomoc psychologiczna, ale również duchowa. „Chcemy, żeby opowiadając o tym, co przeżyli nie czuli się winni, oceniani albo bali się, że zostaną za to ukarani. Zależy nam na tym, by wiedzieli, że ich uczucia są ważne i że to systemowe okrucieństwo nigdy nie powinno było się wydarzyć” – podkreśla.
Ocaleńcy mają różne sposoby radzenia sobie z traumą, nierzadko autodestrukcyjne. „Często popadają w uzależnienia, wielu z nich żyje na skraju ubóstwa a nawet w bezdomności” – opowiada Cornforth.
Rozmówczyni PAP zwraca również uwagę na to, że pomimo rządowych przeprosin i większej świadomości społecznej na ten temat, wielu Australijczyków wciąż umniejsza powagę problemu Skradzionych Pokoleń. „Ciągle apelujemy do rządu, by dbał o podstawowe prawa i potrzeby ocaleńców oraz ich potomków. Te osoby są już w podeszłym wieku, najmłodsi mają ponad 50 lat. Wielu z nich trafia do domów starców, instytucji, w których mogą być narażeni na stres pourazowy. Żądamy od rządu, by im pomógł w starzeniu się z godnością i zadbał o ich rodziny” – zaznacza.
W sierpniu władze federalne Australii ogłosiły, że w ciągu pięciu lat na rzecz ocaleńców zostanie przeznaczone 380 mln dolarów australijskich, co daje ok. 83 tys. na osobę. „To się udało dzięki naszym apelom. Żadna ilość pieniędzy nie wynagrodzi im tych krzywd, ale to da im chociaż zabezpieczenie finansowe” - przypomina działaczka.
Pandemia koronawirusa pogłębiła społeczne i ekonomiczne nierówności w Australii i wpłynęła negatywnie na zdrowie psychiczne ocaleńców. Kiedy z powodu lockdownu nie mogli wychodzić z domów u wielu odnowił się stres pourazowy, bo często przebywali oddzieleni od rodzin. „Pandemia pogorszyła sytuację społeczności aborygeńskich, które i tak mierzą się z wieloma problemami, przede wszystkim biedą. Większość więźniów w australijskich zakładach karnych to Aborygeni, często niesłusznie skazani. Chcemy to zmienić, chcemy być obecni w procesie tworzenia prawa. My, Aborygeni to mały odsetek populacji australijskiej, ale jesteśmy zarazem najstarszymi ludami w Australii. Naukowcy szacują, że żyjemy tu od ponad 60 tys. lat, ale my mawiamy, że byliśmy tu od zawsze” – podsumowuje Cornforth.
Alicja Skiba (PAP)
skib/ adj/