Jego „Najnowsza historia polityczna Polski” nazywana była nawet „ewangelią”. Fanatyczny piłsudczyk, dla zachowania obiektywizmu nie bał się wbrew marszałkowi poprawiać jego teksty, a także popaść w konflikt z jego żoną. Życie Władysława Poboga-Malinowskiego kryje też mroczną tajemnicę, z oskarżeniami o sadyzm, a nawet morderstwo sowieckiego jeńca. Obóz jeniecki w Strzałkowie, w którym przez pewien czas był zastępcą komendanta, posłużył 100 lat później rosyjskiej propagandzie do ukucia tezy o Anty-Katyniu.
Złe miejsce, zły czas
„Urodziłem się – niestety – zbyt późno, abym wziąć mógł czynny udział w epopei legionowej. Co prawda, byli w Pierwszej Brygadzie smarkacze, może młodsi ode mnie, odgradzała mnie od niej jednak ziejąca ogniem linia frontu, gdyż prawie całą pierwszą wojnę światową spędziłem na północy i w głębi Rosji” – pisał we wspomnieniach.
Większość opracowań podaje, że urodził się w Archangielsku, w północnej Rosji w pobliżu ujścia rzeki Dwiny do Morza Białego. „W domu naszym, co to jak drobna wyspa tkwił wśród moskiewskiego morza, panowała atmosfera zbliżona do stanu egzaltacji patriotycznej – pełna tradycji powstańczych, nieprzejednanych uczuć dla caratu, nieulękłych tęsknot i marzeń o ponownej walce zbrojnej.
Ukończył szkołę wojskową w Piotrogrodzie (Sankt Petersburgu) w stopniu chorążego. W 1917 r. przydzielony do I Korpusu Polskiego. Aresztowany przez bolszewików pół roku spędził w moskiewskim więzieniu. Po wypuszczeniu przedostał się do Warszawy, gdzie w kwietniu 1919 r. w stopniu podporucznika wstąpił do Wojska Polskiego. Przydzielono go do pułku artylerii polowej.
Już w czerwcu został przeniesiony. Objął funkcję zastępcą komendanta obozu jeńców wojennych w Strzałkowie, w Wielkopolsce.
Jeśli szukać plamy na jego życiorysie to właśnie tam – w obozie, który kilkanaście lat temu rosyjska propaganda nazwała anty-Katyniem. Choć w tej historii pozostaje wiele niejasności.
Obóz powstał już na początku I wojny światowej, początkowo jeńców przetrzymywali tam Niemcy. Polacy przejęli go w 1918 r. Na pobliskim cmentarzu – według szacunków historyków – leży ok. 7.5 tys. zmarłych. Większość z nich to żołnierze armii Czerwonej, są też zmarli z armii carskiej oraz jeńcy ukraińscy. Większość to ofiary tyfusu i innych chorób oraz niedożywienia i mrozu. Polscy naukowcy nie zgadzają się z rosyjskimi zarzutami, że były to ofiary eksterminacji.
Przypadków morderstw też nie można wykluczać. Pobóg-Malinowski trafił do zarządu obozu tuż po jego utworzeniu. Przebywał w nim zaledwie 5 tygodni, bo 23 lipca na polecenie polskich władz wojskowych został aresztowany. Zarzuty były bardzo poważne. Ponoć miał z premedytacją głodzić jeńców, karać chłostą drutem kolczastym, a nawet zastrzelić jednego więźniów.
„Nie jest do końca jasne czy por. Malinowski odnosił się równie brutalnie do wszystkich jeńców, w tym Ukraińców, czy szczególnie surowo traktował jeńców bolszewickich. Faktem jest natomiast, że skargę na niego do Delegacji Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej ds. Ewakuacji Jeńców i Internowanych w Polsce złożyli krasnoarmiejcy” – napisał prof. Mariusz Wołos.
Sprawę badała specjalna komisja sejmowa, obóz wizytowały też komisje wojskowe. Pobóg-Malinowski spędził kilka miesięcy w areszcie.
W 1920 r. w związku z wyjątkowo trudno sytuacją na froncie wojny polsko-bolszewickiej został wypuszczony i wcielony do armii. W końcowej fazie konfliktu został ranny. „W dziwnych okolicznościach przelałem tu za Polskę swoją niewielką kroplę krwi – chory od kilku dni na tyfus powrotny, z dość wysoką temperaturą, jechałem konno w towarzystwie ordynansa do najbliższego szpitala polowego; byliśmy już w odległości kilku dobrych kilometrów od linii ognia, gdy nagle jakiś zabłąkany pocisk wpadł z przeraźliwym wyciem między nogi mego konia, w wybuchu wydzierając mu wnętrzności, mnie zaś obdzielając nieznacznym swym odłamkiem” – pisał we wspomnieniach.
Udział w walkach nie zwolnił go od odpowiedzialności za wcześniejsze czyny. Wraz ze swoi zwierzchnikiem stanął przed sądem. Proces relacjonowany przez prasę polską zakończył się jednak uniewinnieniem i rehabilitacją. Wpływ na wyrok mogły mieć zasługi wojenne.
Od porucznika do historyka
Pobóg-Malinowski mógł więc wrócić do armii. Trafił do szkoły artyleryjskiej w Toruniu. W opiniach wewnętrznych pisano o nim, że jest „nadzwyczaj inteligentny, gorliwy i wzorowy w wykonywaniu obowiązków”.
Trafił do garnizonu krakowskiego. Podjął też studia polonistyczne, których jednak nie ukończył. W 1925 r. jak pisał – na własne życzenie – został przeniesiony do garnizonu w Złoczowie, w obwodzie lwowskim, gdzie mieszkała jego siostra. Być może powód był inny. Pobóg-Malinowski opublikował „Ilustrowanym Kurierze Polskim” entuzjastyczną recenzję książki Piłsudskiego. Dowódca gen. Stanisław Szeptycki, zdecydowany przeciwnik marszałka, dowiedziawszy się o tym, miał doprowadzić do przeniesienia podwładnego.
Już wówczas Pobóg-Malinowski oprócz służby w wojsku zajmował się pisaniem. Stworzył kilka nowel, a nawet jedną powieść, pisał też do gazet.
„Było mi tutaj, w tej uprzęży, zbyt ciasno i zbyt duszno, po prostu dlatego, że nie mogłem zamknąć swoich zainteresowań i ambicji w stosunkowo bardzo ciasnym kole armat, koni i rekrutów, wiecznie tych samych wykładów oficerskich i ćwiczeń aplikacyjnych. (…) Od dziecka prawie –równolegle z tęsknotami do powstańczej szabli –marzyłem o beletrystyce” – pisał po latach.
Początki były jednak bardzo trudne. „Dość powiedzieć, że za jedną z pierwszych nowel, która kosztowała mnie kilka miesięcy ciężkiej pracy i która ukazywała się w codziennym odcinku dziennika przez dwa tygodnie z górą, redaktor po długiej zwłoce wręczył mi osobiście i wspaniałomyślnie aż 25 złotych!” By dorobić Pobóg-Malinowski zajął się przekładami m.in. Dostojewskiego, Gorkiego, Tołstoja czy Czechowa.
Tego ostatniego poznał osobiście. „Nić wspomnień z dalekiego – dalekiego dzieciństwa – paromiesięcznego letniska w Finlandii, ciemnozielonych lasów, błękitnych jezior, huczącej Imatry, długich spacerów i dłuższych jeszcze rozmów ojca mego z pisarzem na oszklonej werandzie, w srebrnym zmierzchu białej, fińskiej nocy”.
Historyk popadł w konflikt z żoną Marszałka. Pisał wówczas książkę o słynnym napadzie na pociąg dokonanym w 1908 r przez Piłsudskiego, jego przyszłą żonę oraz trzech innych przyszłych premierów. Gdy przed wydaniem książki pokazał ją innej uczestniczce akcji Aleksandrze Piłsudskiej, mocno go skrytykowała. „Dużo głupstw Pan napisał” – powiedziała mu, a rękopis opatrzyła w wielu miejscach słowami „blaga”, „bezczelność” czy „kłamstwo”. Książka jednak się ukazała, bo zaaprobował ją inny uczestnik napadu – Walery Sławek.
W Złoczowie przebywał trzy lata – jako oficer trzy razy był odznaczany. Wydał też broszurę o Stefanie Żeromskim. Przełomowym punktem jego życia stał się odczyt o Piłsudskim w dniu imienin marszałka 19 marca 1928 r. Laudacja zrobiła duże wrażenie i trzy miesiące później została wydana w formie książeczki. pt. „Symbol bohaterstwa - rzecz o marszałku Piłsudskim”.
Książka osiągnęła spory sukces. Czytano ją nawet w Warszawie! „Zwrócił się do mnie ze słowami uznania dla mojej broszury o Piłsudskim. Zaskoczony tym nieoczekiwanym zwrotem w rozmowie, w szczerym zakłopotaniu – dziękując – wyraziłem sąd, że generał w uprzejmości swej posuwa się zbyt daleko” – pisał o spotkaniu z gen. Julianem Stachiewiczem.
To dla 30-letniego Poboga-Malinowskiego kolejny kluczowy moment. Do Warszawy przyjechał, by przejrzeć dokumenty dotyczące swojego pułku. To wówczas doszło do spotkania z gen. Stachiewiczem, który zaproponował mu posadę.
Pobóg-Malinowski nową pracę rozpoczął we wrześniu 1929 r. Wkrótce został sekretarzem w Komitecie Wydawniczym Instytutu Badania Najnowszej Historii Polski, który przygotowywał wydanie dzieł Piłsudskiego „Pisma – Mowy – Rozkazy”. 3 lata później przeniósł się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych – gdzie zajmował się m.in. archiwami. Jak pisał mundur porzucił niechętnie, ale „z czasem, po paru latach, znalazłem i tutaj, w Ministerstwie, dość rozległe pole do służby bezpośrednio Marszałkowi Piłsudskiemu”.
Dla Piłsudskiego do końca życia miał uwielbienie. „Stary Hebrajczyk, przyzwyczajony do ingerencji Boga w dzieje narodu, nazwałby Go prorokiem(...) Grek starożytny, ulegający czarowi mitu (…) nazwałby Go bogiem i zamieszkać by Mu kazał na niedostępnym dla zwykłych śmiertelników Olimpie. My, ludzie współcześni, ludzie twardej walki o byt, nazwać go musimy bohaterem narodowym. Czy to wystarczy? (…) Bohaterów narodowych mamy wielu. Lecz nie znajdziemy wśród nich ani jednego, który by czynem swoim przerósł Marszałka. (…) Bohaterstwo Piłsudskiego większe jest niż bohaterstwo największych Mężów Polski” – pisał.
Lecz choć należał do grona „wyznawców” Piłsudskiego nie był wobec niego bezkrytyczny. Tak było choćby podczas redakcji napisanych przez marszałka „Poprawek historycznych”. W rękopisie znalazły się błędy, ale Piłsudski nakazał wydanie książki bez zmian. Stachiewicz z Pobogiem-Malinowskim zrobili to za jego plecami.
Historyk popadł w konflikt z żoną Marszałka. Pisał wówczas książkę o słynnym napadzie na pociąg dokonanym w 1908 r przez Piłsudskiego, jego przyszłą żonę oraz trzech innych przyszłych premierów. Gdy przed wydaniem książki pokazał ją innej uczestniczce akcji Aleksandrze Piłsudskiej mocno go skrytykowała. „Dużo głupstw Pan napisał” – powiedziała mu , a rękopis opatrzyła w wielu miejscach słowami „blaga”, „bezczelność” czy „kłamstwo”. Książka jednak się ukazała, bo zaaprobował ją inny uczestnik napadu Walery Sławek.
Uraz pozostał – oboje nie szczędzili sobie ostrych słów. Aleksandra obraziła się, a Pobóg-Malinowski w prywatnych rozmowach i listach nazywał ją „jędzą”, „wiedźmą”, a później też „wdową narodową”.
Dużą aferę wywołała też próba zamieszczenia w książce: „Józef Piłsudski 1867-1901” metryki ślubu marszałka z pierwszego małżeństwa. Problemem dla rządzących było to, że Piłsudski ożenił się w kościele ewangelickim, a nie katolickim. „Chodzi o to, że Polska jest katolicka, chodzi o to, że Komendant stoi na czele Polski. A pan robi z niego ewangelika!” - tłumaczył historykowi minister spraw wewnętrznych. Ostatecznie metryka została wyrzucona z publikacji.
Książka okazała się kontrowersyjna i w pewnych kręgach źle przyjęta. Do ministerstwa zaczęły przychodzić donosy, a jak pisał autor część znajomych na jego widok przechodziła na drugą stronę ulicy. Konflikt pani Oli z historykiem przetrwał wojnę – wdowa po Piłsudskim – nie zgodziła się, by pisał w wydawanym przez instytut Piłsudskiego piśmie „Niepodległość”.
Emigracja
Podczas drugiej wojny światowej wraz z innymi urzędnikami MSZ został ewakuowany do Rumunii.
Później dociera do Francji, gdzie zgłasza się do wojska. Po klęsce Francji pozostałe lata wojny spędził w okupowanej Francji. Od 1944 jest radcą Konsulatu w Paryżu, do momentu cofnięcia uznania rządowi londyńskiemu. Następnie pełni funkcję inspektora Polskiej Misji Wojskowej. Pracował też w polskiej sekcji Radia Francuskiego, z którego wyrzucony został po interwencji władz komunistycznych, a także pisał artykuły do paryskiej „Kultury”.
Żyje w trudnych warunkach cały czas cierpiąc na niedobory finansowe. Mimo to, pracuje nad swoim dziełem życia - monumentalną „Najnowszą historią polityczną Polski”. „Trudności na mej drodze do celu mnóstwo. Gdybym mógł je przewidzieć — nigdy bym się nie odważył na taką imprezę. No, ale Alpy czy Tatry są już za mną. A mam na-dzieję, że pozostałe górki świętokrzyskie też pokonam”.
Być może pracy nie ukończyłby, gdyby nie żona, która utrzymywała rodzinę zarabiając szyciem. Dzieło, które wydał w dużej mierze własnym sumptem, okazało się ogromnym sukcesem i było wielokrotnie wznawiane. Jak powiedział dyr. Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku – licząca ponad 1800 stron praca stała się: „ewangelią nie tylko dla piłsudczyków, ale wszystkich, którzy chcieli poznać meandry polskiej walki o niepodległość na przełomie XIX i XX wieku”.
Ostatnie dni Pobóg-Malinowski spędził w genewskim szpitalu. Zmarł na gruźlicę. W nekrologu nawet jego przeciwnicy przyznawali, że stworzył „dzieło tyleż stronnicze, co bez mała genialne”. Aleksander Kawałkawski, historyk, dyplomata i minister rządu na uchodźstwie napisał, że wraz z jego śmiercią zamknął podwoje „instytut jednego człowieka”. Zmarł w wieku 62 lat.
Łukasz Starowieyski
MHP