W czwartek przypada Qingming Jie – chińskie święto zmarłych. Od wczesnego ranka na cmentarzach w całym kraju, pośród duszącego dymu kadzideł, Chińczycy składają dary przodkom, by zapewnić sobie ich przychylność i nie dopuścić, by się na nich gniewali.
Na cmentarzu Yinhe, największym publicznym miejscu pochówku w Kantonie, tłumy ludzi wynoszą prochy zmarłych członków rodziny z budynków, w których są umieszczone, i kładą je na rozstawionych wokół stolikach. Kładą na nich również dary, mające zapewnić przodkom dostatnie życie po śmierci. Najczęściej są to kwiaty, pieczone w całości kaczki, kurczaki i prosięta, miski ryżu, gotowane bułeczki i świeże jabłka, zdarzają się także butelki z ryżowym winem.
Cmentarze publiczne w chińskich miastach wyglądają inaczej niż cmentarze europejskie. Drewniane skrzynki i kamienne urny z prochami zmarłych są tam przechowywane w pomieszczeniach przypominających archiwum czy bibliotekę. Każda urna leży w osobnej przegródce na jednym z wysokich do sufitu regałów, najczęściej w towarzystwie miniaturowego drzewka i dzbanka do herbaty.
Według wierzeń przebywający w zaświatach zmarli mają tam takie same potrzeby, jak ludzie żywi, a ich rodziny powinny troszczyć się o ich zaspokajanie, by nie rozgniewać przodków. Na wielu cmentarzach obowiązuje zakaz palenia rytualnych pieniędzy i innych papierowych rekwizytów, które tradycyjnie przekazuje się w ten sposób zmarłym.
„Odwiedzający po okazaniu dokumentów sami wchodzą do pomieszczenia i wynoszą skrzynki z prochami” - wyjaśniła PAP pracownica cmentarza Yinhe, wskazując na ludzi, którzy wspinają się po drabinie, by dosięgnąć odpowiedniej półki.
Według wierzeń przebywający w zaświatach zmarli mają tam takie same potrzeby, jak ludzie żywi, a ich rodziny powinny troszczyć się o ich zaspokajanie, by nie rozgniewać przodków. Na wielu cmentarzach obowiązuje zakaz palenia rytualnych pieniędzy i innych papierowych rekwizytów, które tradycyjnie przekazuje się w ten sposób zmarłym. Obrzędy takie odbywają się więc poza nekropoliami. Oprócz specjalnych pieniędzy, tzw. waluty piekielnej, palone są kartonowe modele pięknych domów, luksusowych samochodów i markowych smartfonów, a nawet figurki służby i dziewcząt do towarzystwa.
„Ludzie boją się przodków. Luksusowe dary to rodzaj duchowego przekupstwa, ofiarowywanego im, by się nie gniewali i nie sprowadzali pecha. W silnie hierarchicznym społeczeństwie chińskim przodkowie są traktowani równie poważnie, jak wysokiej rangi politycy” - ocenił w rozmowie z PAP kantoński dziennikarz He Renyuan, który często podejmuje tematy związane z folklorem.
Zgodnie z tradycją Chińczycy chowali zmarłych w ziemi, ale od połowy lat 80. ubiegłego wieku prawo nakazuje kremację zwłok mieszkańców dużych miast i innych obszarów gęsto zaludnionych, a od połowy lat 90. - mieszkańców całego kraju.
W miastach tylko najbogatsi mogą sobie pozwolić na umieszczenie urn z prochami w pojedynczych grobach na prywatnych cmentarzach. W Kantonie tego rodzaju kwatery kosztują średnio 80 tys. juanów (ok. 40 tys. zł) za metr kwadratowy, znacznie więcej niż ekskluzywne apartamenty w centrum miasta. Większości kantończyków pozostają więc o wiele tańsze przegródki na regałach cmentarzy publicznych.
Ale również tam miejsca zaczyna powoli brakować. Dlatego rząd miasta od kilku lat zachęca obywateli, by wybierali pochówek pod drzewem lub wysypanie prochów do morza. Rodziny, które zdecyduje się na darmowy pogrzeb morski, otrzymają dodatkowo od urzędu miejskiego tysiąc juanów (ok. 500 zł).
Chociaż Qingming Jie przypada w czwartek, ruch na chińskich cmentarzach potrwa do końca miesiąca. By uniknąć tłoku, wiele rodzin przyjęło tradycję czczenia zmarłych innego dnia w przeciągu następnych kilku tygodni.
Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)
anb/ jo/ mc/