Każde święto, również Dzień Kobiet, może wiązać się z potrzebnym manifestowaniem słusznych praw czy własnej tożsamości. Warto jednak patrzeć trzeźwo, aby nie dać się wciągnąć w grę polityczną czy ekonomiczną – sugeruje historyk dr Jacek Kurek.
Historia obchodów Dnia Kobiet sięga okresu sprzed I wojny światowej - przypomniał w przededniu 8 marca w rozmowie z PAP dr Jacek Kurek z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego. Święto to, trochę podobnie jak 1 Maja, wywodzi się z ówczesnego buntu przeciw zastanej rzeczywistości. W tym przypadku chodziło o dochodzenie do kobiecych praw – z punktu wyjścia niemal zupełnego uzależnienia kobiety od mężczyzny.
Pierwsze obchody święta kobiet organizowali socjaliści, a w Rosji Radzieckiej najszybciej usankcjonowało je też państwo (choć dniem wolnym stało się tam dopiero w 1965 r.). Dzień Kobiet tak przyjął się w poprzednim ustroju, że dotąd bywa traktowany jako sentymentalna podróż do socjalizmu.
Pierwsze obchody święta kobiet organizowali socjaliści, a w Rosji Radzieckiej najszybciej usankcjonowało je też państwo (choć dniem wolnym stało się tam dopiero w 1965 r.). Dzień Kobiet tak przyjął się w poprzednim ustroju, że dotąd bywa traktowany jako sentymentalna podróż do socjalizmu.
W latach 90. ub. wieku nastąpiła zmiana. „Święto to stało się m.in. forum dla świata feministycznego. Nadal przyznaje się do niego świat lewicowy, a świat ideowo odmienny wykazuje tu wstrzemięźliwość” - wskazał dr Kurek.
Jak zaznaczył, feminizm - od XIX w. forsujący ideę kobiety niezależnej, wolnej, rozbudzonej intelektualnie - ciągle jest konflikcie z ideą konserwatywną, w której – m.in. w świecie chrześcijańskim – ideałem była raczej kobieta słuchająca mężczyzny. Jednocześnie wciąż istnieje logiczna możliwość odnoszenia obecnej walki o równość kobiet do tamtej, dziewiętnastowiecznej. Pod wieloma względami sytuacja kobiety pozostaje trudniejsza niż mężczyzny – choćby ze względu na konieczność łączenia roli matki z obowiązkiem wypełniania funkcji zawodowej.
Zdaniem dr. Kurka towarzyszące Dniu Kobiet postulaty równościowe mogą być "pożywką" dla zyskiwania przez to święto popularności. „Widzimy, że np. partie polityczne, niezależnie od swojego profilu ideowego, wykorzystują każdą sytuację. To widać i przy 1 Maja i przy Dniu Kobiet, bo przecież nikt nie jest przeciw obronie praw robotniczych czy praw kobiet, a zawsze można zaproponować nową formę” - podkreślił historyk.
Jak zaznaczył, tu zaczyna się problem instrumentalnego wykorzystywania świąt. W Walentynkach np. bardzo silny stał się aspekt ekonomiczny. „Chce się od klienta wydobyć reakcję: +nie jest cool, jeśli tego dnia nie zaprosisz dziewczyny do restauracji+” - wskazał naukowiec.
„Przeciętny widz, odbierając towarzyszące Dniu Kobiet czy świętu 1 Maja przekazy zwykle przyzna: +tak, tego mi brakuje+ czy +no tak, o tym się nie mówi+. Jednak, gdy się dobrze przyjrzymy, nie zawsze 9 marca widzimy już taką samą intencję, jak 8 marca” - dodał.
Zdaniem historyka manifestowania siebie i własnej tożsamości może potrzebować każde środowisko. Jak zaznaczył, 1 Maja pozostanie już raczej świętem lewicy. Z drugiej strony popularność zaczęły ostatnio zyskiwać parady Trzech Króli - realizujące potrzeby manifestacji świata, który nie odnajduje się np. w Paradzie Równości czy organizowanych w Dzień Kobiet tzw. manifach.
„Również kobieta – uwikłana w swoje macierzyństwo, małżeństwo, pracę – nawet jeśli jest inteligentna, wolna, nie ma dzisiaj na co dzień wielu okazji, by zamanifestować swoją kobiecość” - podkreślił historyk.
Jak zaznaczył, próby takiej manifestacji kobiecości można dostrzec dziś na wielu poziomach – od udanych, pięknych, po wręcz groteskowe. „Jest np. mocno akcentowany swego czasu coroczny Zjazd Krystyn (pomysłu nieżyjącej senator Krystyny Bochenek – PAP). To piękna sytuacja. Widać też na Śląsku straszliwie zdegenerowane dziś tzw. combry” - ocenił.
„Jeśli się tam wybierzecie, do tych domów kultury, to jest coś strasznego - tłumy kobiet, które przychodzą, by odetchnąć, ale dają się wciągać w coś zupełnie dalekiego od kobiecej niezależności. Combry były na Śląsku piękną tradycją, w której młoda mężatka wchodziła w przestrzeń świata zamężnych kobiet. To było mocne, ona była przyjmowana do grona, w którym od tej pory miała pozostać. Młoda kobieta uświadamiała sobie w tej zabawie, że oto w swojej kobiecości nabywa nową tożsamość. To było bardzo ważne święto, które dziś pozostało w formie szczątkowej – spędów, które przypominają karczmy piwne mężczyzn. Gdzieś tam jest potrzeba wspólnoty, ale łatwo pociągnąć to w stronę merkantylną” - przestrzegł historyk.
„To ogólnie jest problem człowieka poszukującego miejsc, w których odnalazłby siebie. Musi mieć jednak na tyle trzeźwości, by rozróżnić - gdzie jest to manifestowanie słusznych praw, a gdzie to może być tylko część gry, w którą się zostało wciągniętym. Ale to zawsze jest kwestia podmiotowości człowieka, który sam ostatecznie na końcu ponosi odpowiedzialność za swoją manifestację siebie” - podkreślił naukowiec.(PAP)
mtb/ abr/