"Jeśli tylko się zechce w inscenizacji bitwy pod Grunwaldem można dostrzec lekcję patriotyzmu" - mówi odtwórca roli króla Jagiełły Jacek Szymański. Kolejna bitwa pod Grunwaldem ze znanym z historii wynikiem odbędzie się w sobotę o godz. 16.
PAP: Po raz 20 w inscenizacji Bitwy pod Grunwaldem odegra Pan rolę króla Jagiełły. Nie znudziło się to Panu?
Jacek Szymański: Coraz częściej ludzie mnie pytają, kiedy abdykuję. Odpowiadam, że król Jagiełło żył 83 lata a rządził 48 lat więc jeszcze trochę mi zostało tego panowania. Zresztą Wielki Mistrz też od lat jest ten sam. Nie tylko nam się nie znudziło ale i z roku na rok robimy wszystko, by realia bitwy odgrywane były coraz lepiej, wierniej i to się udaje. Może z pozoru to, co robimy rekonstruując bitwę wygląda na wielki piknik ale dla nas i dla rycerzy to jest kawał pracy.
PAP: Bo to jest wielki piknik: ludzie jedzą, piją i oglądają walki rycerstwa.
Jacek Szymański: "Boli mnie, że my Polacy nie umiemy sprzedawać swojej historii, że to Niemcy proponują nam, by nazwać autostradę im. Króla Jana III Sobieskiego, a my na to nie wpadniemy. Oglądamy filmy historyczne o zagranicznych dynastiach królewskich, a nasza historia jest o wiele, wiele ciekawsza, ot choćby fakt, że Jadwiga została naszą królową, choć miała nią zostać jej siostra. Kto o tym wie? Niewielu".
J.Sz.: Ten, kto chce, dostrzeże w tym pikniku nieco więcej. Dla mnie jest to też lekcja patriotyzmu. Ci, którzy mają w sobie trochę chęci i ciekawości mogą przy okazji rekonstrukcji bitwy dowiedzieć się nieco o historii Polski. Ta wiedza wcale nie jest powszechna. Raz jeden ważny polityk, gdy zobaczył mnie ubranego w strój królewski, a stojącego obok Mariusza Pudzianowskiego w zbroi, zapytał „kto to jest ten w szmatach?”. Byłem ubrany na czarno, bo tak się nosił król Jagiełło. Ów polityk nie miał o tym pojęcia. A sądzę, że i większość ludzi nie wie, dlaczego Jagiełło ubierał się na czarno. Otóż czarne tkaniny w jego czasach były najdroższe, więc tym samym pokazywał, że go na nie stać. Jagiełło nawet namiot miał czarny choć nie za bardzo wiem, jak mógł w nim funkcjonować. Przecież tam musiały nawet w dzień panować ciemności. Jego wozy też były przykryte czarnym płótnem.
PAP: Interesuje się Pan postacią Jagiełły? Odwiedza miejsca z nim związane?
J. Sz.: W ogóle interesuję się historią. Zwiedzam przy okazji, oglądam, czytam – uważam, że poznanie własnej historii to część patriotyzmu. Ostatnio nieco przypadkowo zajechałem z kolegą do kościółka pod Łomżą, w którym – jak się okazało – były rzeźby Wita Stwosza. Mało kto o tym wiedział, nawet wśród miejscowych. Boli mnie, że my Polacy nie umiemy sprzedawać swojej historii, że to Niemcy proponują nam, by nazwać autostradę im. Króla Jana III Sobieskiego, a my na to nie wpadniemy. Oglądamy filmy historyczne o zagranicznych dynastiach królewskich, a nasza historia jest o wiele, wiele ciekawsza, ot choćby fakt, że Jadwiga została naszą królową, choć miała nią zostać jej siostra. Kto o tym wie? Niewielu.
A do miejsc związanych z królem Jagiełłą specjalnie nie jeżdżę, bo mnie na to nie stać. Na co dzień jestem grafikiem komputerowym, któremu nie zawsze płacą za składane książki...
PAP: Pańskim zdaniem wszyscy rycerze, którzy biorą udział w rekonstrukcji bitwy z 1410 r. to patrioci?
J.Sz.: Różne są motywacje ludzi, którzy walczą w rekonstrukcji bitwy, wkładają na siebie ciężkie zbroje i nie szczędzą sił, by inni mieli radość oglądania. Wszyscy oni są na pewno pasjonatami historii, a to moim zdaniem jest to też i patriotyzm.
PAP: Co jeszcze jest dla Pana patriotyzmem?
J.Sz.: Dużo prostych, codziennych rzeczy, np. posprzątanie po sobie swoich papierów, śmieci, to jest dla mnie patriotyzm. To, że Janusz Palikot mówi, że trzeba zrobić porządek z nielegalną wciąż u nas śliwowicą to też jest dla mnie patriotyzm. Ale jak ktoś mówi, że Miłosz i Szymborska to nie Polacy, to już dla mnie to patriotyzm nie jest.
PAP: Wróćmy na pole bitwy, proszę powiedzieć, co przez te 20 lat odtwarzania roli Jagiełły Pana zaskoczyło, co zapamiętał Pan najbardziej?
J.Sz.: Wiele rzeczy pamiętam ale oczywiście najbardziej to, jak bombarda trafiła mego konia w zad tak, że mnie zrzucił i się połamałem. W jednej z gazet dali potem serię zdjęć o tym, jak spadał z konia król Jagiełło i kolega ze mnie żartował, że jestem popularny jak Myszka Miki. Ale w innym roku gdy Wielki Mistrz zabity spadał z konia jego koń nadepnął mu na stopę i też mu ją połamał.
Pamiętam też scenę z pierwszej inscenizacji w 1998 roku, gdy Krzyżacy zapomnieli ze swojego obozu nagich mieczy i tuż przed bitwą przez krótkofalówki prosili nas o ich pożyczenie. Wiele fajnych rzeczy dzieje się na Grunwaldzie, jest tu niesamowity klimat. Zapraszam wszystkich.
Rozmawiała Joanna Wojciechowska (PAP)
jwo/ ls/