Liliana Najdorf, córka wybitnego szachisty w latach pięćdziesiątych XX wieku Mieczysława Najdorfa, przyznała w wywiadzie dla PAP, że urodzony w 1910 roku w Warszawie ojciec nie miał cierpliwości, by uczyć "królewskiej gry".
PAP: Bardzo często się zdarza, że dzieci osób grających w szachy zostają „zarażone” tą pasją...
Liliana Najdorf: To prawda, ale w moim przypadku, jak również siostry Mirty, tak się nie stało. Nie pamiętam, żeby ojciec chciał nas nauczyć. Może pokazywał jak po planszy poruszają się figury, ale to było wszystko. On nie miał cierpliwości by uczyć, a my wcale o to nie zabiegałyśmy. Ba, ja i siostra nienawidziłyśmy tej gry.
PAP: To dziwne, bo ta dyscyplina wymaga cierpliwości…
Liliana Najdorf: Owszem. I ojciec, człowiek o bardzo silnej osobowości, miał ogromną cierpliwość, ale tylko gdy zasiadał przy planszy. W życiu już jej nie miał. Był królem szachów i cechy przywódcze przenosił na rodzinę. A my się buntowałyśmy. Kiedyś mu powiedziałam: "możesz rządzić na szachownicy, ale nie w domu". A on na to: "w domu też".
PAP: I zapewne kłótnie były na porządku dziennym?
Mieczysław Najdorf urodził się 15 kwietnia 1910 roku w Warszawie, dzieciństwo spędził w Grodzisku Mazowieckim, gdzie mieszkała jego matka. Po wybuchu II wojny światowej nie powrócił do kraju z Argentyny, uczestnicząc w olimpiadzie szachowej (21 sierpnia - 19 września 1939, Polacy wywalczyli drugie miejsce).
Liliana Najdorf: Ojciec miał charakter wybuchowy, złościł się jak coś było nie po jego myśli. Ja, przerażona, stawiająca się, i on, krzyczący na cały głos, z zaczerwienionymi z gniewu oczami. Umierałam ze strachu. Starałam się chronić przed klapsami, nie przestając go prowokować. Matka, siostra, wujkowie i wszyscy obecni przy tych awanturach mówili: „zamknij się”, a ja nigdy nie mogłam milczeć. Mimo woli wyrywały mi się odpowiedzi, które prowokowały jego jeszcze większą furię. Zdecydowanie mój tata był człowiekiem wyjątkowym i często prosił: „daj mi buzi”.
PAP: Czego Mieczysław Najdorf nie lubił najbardziej?
Liliana Najdorf: Czekać, na cokolwiek. I tracić czasu. Wstawał o szóstej rano i pierwsze co robił, zaglądał do gazety i odtwarzał partię dnia, dopiero potem brał prysznic. Matka protestowała: „załóż piżamę”, a on: „mieszkamy sami, nikt mnie nie zobaczy gołego i po co będę tracić czas na ubieranie się”.
PAP: Ponoć nie miał też czasu, by się leczyć…
Liliana Najdorf: W ostatnich latach życia co parę miesięcy wymagał hospitalizacji. Był niespokojny, źle znosił konieczną rekonwalescencję po zabiegach, telefonował do redakcji „Clarin” i sprawdzał na bieżąco wyniki turniejów. Lekarze przepisywali mu pobyt dłuższy, niż to było potrzebna, wiedząc, że jak tylko zostanie wypisany, pogoni do klubu. Żył do końca przytomny, pełen witalności, trwonił energię, jakby czas nie mijał.
PAP: Bał się śmierci?
Liliana Najdorf: Nie. Tak mi odpowiedział, gdy go zapytałam. Natomiast bał się bólu oraz inwalidztwa. „Kiedy przyjdzie mój czas, chciałbym, żeby życie dało mi mata w jednym ruchu” – mówił. Uważał, że człowiek jest dla siebie najlepszym lekarzem. Nalegałyśmy, żeby bardziej o siebie dbał, a on na to: „Jeśli się wycofam, nigdy nie wygram, trzeba walczyć dalej. Jak umrę, to umrę, ale co przeżyję, to moje. Nie będę siedział, czekając na śmierć, kochane córki” – powtarzał.
PAP: I umarł, tak jak chciał.
Liliana Najdorf: 4 lipca 1997 roku w Maladze, gdzie był rozgrywany turniej. Pojechał do Europy na przekór radom lekarzy, zdecydowany spotkać się ze śmiercią, żyjąc pełnią życia, tak jak on to rozumiał. Najlepiej w kasynie. „Obym zmarł w połowie partii. Pojedziecie po mnie, gdziekolwiek będę” - mówił. I tak się stało. Zasłabł, grając ...w kasynie. W Buenos Aires wsiadałam z siostrą do samolotu w chwili, kiedy lekarze rozpoczynali u niego operację zastawki aorty.
PAP: Miały jeszcze panie możliwość rozmowy z ojcem?
Liliana Najdorf: Nie poznał nas, ale mogłyśmy go pożegnać. Nie wiem, czy nas słyszał, a ja podziękowałam mu za niezwykły zaszczyt bycia jego córką i poprosiłam o przebaczenie za tysiące kłótni, z jakich składało się nasze współżycie. Po paru godzinach zmarł. Gdy wracałyśmy do Argentyny, steward podał nam dwa egzemplarze gazety „Clarin”, gdzie na pierwszej stronie, w kolorze, podana była informacja o śmierci ojca. Znowu poczułam, że muszę przeżywać coś tylko mojego, osobistego, na oczach wszystkich. Zacierały się różnice między prywatnym bólem i życiem publicznym. Gdy czytałyśmy artykuł, do mnie i do Mirty dotarła świadomość, że „Stary” naprawdę umarł. Rozpłakałyśmy się…
Hitlerowcy wymordowali prawie całą rodzinę Najdorfa. Zginęli rodzice, żona i maleńka córeczka. Zmarł 5 lipca 1997 roku w Maladze, gdzie w wieku 87 lat obserwował zmagania najlepszych szachistów świata. Reprezentował barwy Polski i Argentyny.
PAP: Nienawidziła pani gry w szachy, kłótnie z ojcem dominowały w pani życiu, a jednak w 1999 roku ukazało się w Buenos Aires pierwsze wydanie pani książki „Najdorf o Najdorfie”, zaś w 2008 – drugie.
Liliana Najdorf: W dniu pogrzebu, po powrocie z cmentarza La Tablada w Buenos Aires, poczułam, że nadszedł moment, żeby zapisać świadectwo o tym starym szaleńcu, nieznośnym i cudownym. Oddalając się od grobu, pomyślałam, że za parę lat wśród środowisk niezwiązanych z szachami pamięć o nim się zatrze. Czasem może dotrzeć jakaś anegdota, związana z pucharem czy zaśniedziałym medalem, mówiąca o tym wielkim, niezwykłym człowieku. Cieszę się, że dzięki Wydawnictwu Penelopa i Urzędowi Miejskiemu w Grodzisku Mazowieckim oraz tłumaczce Krystynie Woysław, książka jest dostępna także w Polsce, kraju mego ojca.
Rozmawiał Janusz Kalinowski (PAP)
***
Mieczysław Najdorf urodził się 15 kwietnia 1910 roku w Warszawie, dzieciństwo spędził w Grodzisku Mazowieckim, gdzie mieszkała jego matka. Po wybuchu II wojny światowej nie powrócił do kraju z Argentyny, uczestnicząc w olimpiadzie szachowej (21 sierpnia - 19 września 1939, Polacy wywalczyli drugie miejsce). Hitlerowcy wymordowali prawie całą rodzinę Najdorfa. Zginęli rodzice, żona i maleńka córeczka. Zmarł 5 lipca 1997 roku w Maladze, gdzie w wieku 87 lat obserwował zmagania najlepszych szachistów świata. Reprezentował barwy Polski i Argentyny.
Liliana Najdorf, psychoterapeutka, jest absolwentką wydziału psychologii uniwersytetu w Buenos Aires, gdzie urodziła się 8 marca 1952 roku.
W niedzielę zakończył się w Warszawie XIV Międzynarodowy Festiwal Szachowy im. Mieczysława Najdorfa z udziałem 450 zawodników z 32 krajów. Zwyciężył reprezentant Armenii Tigran L. Petrosjan.
kali/ cegl/