Polscy medaliści igrzysk w Barcelonie wspominali w ich 25-lecie swój start w tej imprezie. Uroczyste spotkanie odbyło się w piątek w Centrum Olimpijskim Warszawie. "Przeżycia z podium są nieporównywalne” – podkreślali.
"Czas szybko leci, 25 lat minęło, a my nadal piękni, młodzi i wysportowani. Serdecznie witam w imieniu Polskiego Komitetu Olimpijskiego bohaterów tamtych igrzysk - zawodniczki, zawodników i trenerów. Igrzyska w Barcelonie bardzo dobrze wspominam ze względu na wspaniałą atmosferę zawodów i wioski olimpijskiej. Jako reprezentacja tworzyliśmy jedną wielką sportową rodzinę” – powiedział sekretarz generalny PKOl Adam Krzesiński, który - wraz z kolegami z drużyny florecistów Piotrem Kiełpikowskim, Cezarym Siessem, Ryszardem Sobczakiem i Marianem Sypniewskim - zdobył wówczas brązowy medal.
Prezesem PKOl był w tamtym okresie Andrzej Szalewicz, a sekretarzem generalnym i szefem misji olimpijskiej w Barcelonie Tadeusz Wróblewski. Obydwaj otrzymali okolicznościowe listy gratulacyjne i upominki.
Na igrzyskach w Barcelonie Polska wywalczyła 19 medali: 3 złote (Arkadiusz Skrzypaszek indywidualnie oraz drużyna w składzie: Skrzypaszek, Maciej Czyżowicz i Dariusz Goździak w pięcioboju nowoczesnym, Waldemar Legień w judo), 6 srebrnych i 10 brązowych.
Jedynym złotym medalistą obecnym na piątkowej uroczystości był Dariusz Goździak.
„To była dla mnie fantastyczna chwila. Miałem wtedy 30 lat i startowałem po raz pierwszy na igrzyskach. Tego dnia spłaciło się 14 lat ciężkiej pracy. Jako pierwsi w polskiej ekipie zdobyliśmy złoty medal, bo Legień wywalczył go później. Jako drużyna nie byliśmy może faworytem, ale pamiętam, że przed igrzyskami do dziesięciu najpoważniejszych kandydatów do medali przyjeżdżała kręcić materiał ekipa telewizyjna. Do nas też. W końcu w 1991 roku w USA zdobyliśmy srebrny medal mistrzostw świata, a Arek złoty” - przypomniał.
Każdy z obecnych na uroczystości zawodników i trenerów otrzymał z rąk sekretarza Krzesińskiego list gratulacyjny prezesa PKOl Andrzeja Kraśnickiego.
Na igrzyskach w Barcelonie Polska wywalczyła 19 medali: 3 złote (Arkadiusz Skrzypaszek indywidualnie oraz drużyna w składzie: Skrzypaszek, Maciej Czyżowicz i Dariusz Goździak w pięcioboju nowoczesnym, Waldemar Legień w judo), 6 srebrnych i 10 brązowych.
Artur Partyka, brązowy medalista w skoku wzwyż podkreślił szczególny charakter igrzysk w Barcelonie.
„To był dla nas pierwszy przegląd stanu posiadania sportu wyczynowego w Polsce po przemianach. Byliśmy jeszcze grupą zawodników z poprzedniego systemu treningowego, którzy w nowym jakoś tam się odnajdywali. Dla mnie były to o tyle inne zawody, że z trenerem Edwardem Hatalą wprowadziliśmy coś, co dzisiaj jest może normą, a 25 lat temu było czymś zupełnie nowym. W przygotowaniach do igrzysk wprowadziliśmy – obok państwowego - finansowanie przez sponsorów prywatnych. Nowinką było też przebywanie poza wioską olimpijską w czasie trwania igrzysk. Było to ryzykowne i bardzo kosztowne: dziesięciodniowy pobyt trzech osób nieopodal aren igrzysk zamknął się wtedy kwotą 5000 dolarów, ale było to korzystne rozwiązanie” - ocenił.
Dla wielokrotnego medalisty igrzysk, mistrzostw świata i Europy zawody w Barcelonie były przełomem w karierze.
„Byłem już zawodnikiem dojrzałym i powiedziałem sobie, że jeśli nie przywiozę z tych igrzysk medalu, to kończę ze sportem. Ta mobilizacja poskutkowała. Była początkiem sześciu kolejnych medali z dużych imprez, jakie zdobywałem” - przyznał.
Partyka zdobył w Barcelonie brązowy medal wynikiem 2,34, przegrywając z rekordzistą świata (wówczas 2,44) Kubańczykiem Javierem Sotomayorem i Szwedem Patrikiem Sjoebergiem, którzy uzyskali taką samą wysokość, ale we wcześniejszych próbach.
Brązowy medal zdobyła także wioślarska czwórka w składzie: Wojciech Jankowski, Maciej Łasicki, Jacek Streich, Tomasz Tomiak. Jej sternik Michał Cieślak tak wspominał gorące nie tylko w przenośni chwile przed startem:
„Obowiązywał wówczas przepis, że sternik nie mógł ważyć więcej niż 50 kg. Miałem kilogram nadwagi i musiałem ją zlikwidować. Na godzinę przed startem pozostało jeszcze 500 gramów do zrzucenia. Co tu robić? Pomyślałem, że wskoczę do basenu. Przepłynąłem dziesięć długości, wyszedłem, a na wadze okazało się, że… przytyłem. Trochę czasu jeszcze zostało, więc trzeba było założyć ortalion i w temperaturze bliskiej 40 stopni mocniej się spocić. Akurat się udało”.
Gorąco było także kolejnej brązowej medalistce, kajakarce Izabeli Dylewskiej, która na trzecim stopniu podium stanęła także na poprzednich igrzyskach w Seulu.
„Pamiętam, że ciężko znosiłam barcelońskie upały, dały mi się we znaki. W wiosce olimpijskiej nie mieliśmy w pokoju klimatyzacji. Mieszkałyśmy z dziewczynami z szermierki. W całym mieszkaniu był tylko jeden wentylator, więc wszystkie spałyśmy w jednym pokoju na podłodze. Mimo to stanęłam na podium. W Seulu byłam w ekipie jedyną kobietą-medalistką. Po czterech latach znalazła się na nim także Małgorzata Książkiewicz w strzelectwie. Można powiedzieć, że zapoczątkowałyśmy okres powiększania medalowych zdobyczy przez panie” – przypomniała.
Srebrny medal, jedyny dla Polski w grach zespołowych, zdobyli w Barcelonie piłkarze prowadzeni przez trenera Janusza Wójcika. W finale przegrali z gospodarzem Hiszpanią 2:3.
„Chyba niewielu kibiców liczyło na sukces, ale wywalczyliśmy ten medal jako kolektyw. Do złota zabrakło niewiele, bo decydującą bramkę straciliśmy w 91. minucie, a nie wiadomo, co stałoby się w dogrywce czy ewentualnych rzutach karnych” – zaznaczył pomocnik Andrzej Kobylański.
Dla Pawła Janasa, asystenta głównego trenera w tamtym turnieju, Barcelona, Hiszpania to najwspanialsze wspomnienia.
„Dziesięć lat wcześniej zdobyłem tam jako zawodnik trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Później jako asystent srebro igrzysk. Jest to powód do dumy, bo potem polskim piłkarzom już się to nie udało w żadnej mistrzowskiej imprezie. Również mnie, jako trenerowi pierwszej reprezentacji” - przyznał.
Wielu medalistów z 1992 roku podkreślało jak niezapomnianym przeżyciem jest olimpijski sukces.
„Tego typu imprezy do końca życia pozostają w pamięci. Często na spotkaniach z młodzieżą dostaję pytanie: czy było warto? Odpowiadam: naprawdę było warto. Ten dreszcz, który przeszywa całe ciało, gdy stanie się na podium – tego się z niczym nie porówna" - zaznaczył Dariusz Białkowski, srebrny medalista, wraz z Grzegorzem Kotowiczem, w kajakarskiej dwójce na 1000 m.
Marek Cegliński (PAP)
cegl/ co/