Nie dlategom broń podjął, ażebym prosił cesarza o łaskę, ale dlatego, żeby jej mój naród nigdy nie potrzebował - napisał zamiast prośby o ułaskawienie do cara Mikołaja I Piotr Wysocki. 6 stycznia mija 150. rocznica śmierci inicjatora powstania listopadowego.
To on w scenie „Salon warszawski” trzeciej części „Dziadów” Adama Mickiewicza mówi: „Powiedz raczej: na wierzchu. Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi; Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi".
„Bohater 29 listopada nie był wcale demokratą, codziennem pojęciu tego wyrazu, nie był też i arystokratą, był on i jest Polakiem miłującym nie tylko lud, ale cały naród; był on Polakiem, który rozumiejąc swój obowiązek narodowy, bez wielkiego geniuszu, dał inicyatywę do wielkiego powstania narodu. Ogromne serce stanowi wielkość tego człowieka. Kocha on Polskę i nic nad Polskę” - pisał po spotkaniu z Wysockim na Syberii Agaton Giller (1831-87), dziennikarz, działacz niepodległościowy, członek i prezes Rządu Narodowego podczas powstania styczniowego.
Piotr Wysocki urodził się 10 września 1797 r. w Winiarach k. Warki jako ostatni z czterech synów Katarzyny z Brzumińskich (1770-1818) oraz Jana (1854-1808) z rodziny o tradycjach ziemiańskich pieczętującej się herbem Odrowąż.
W roku 1806 rodzina przeniosła się do majątku Pawłowice pod Prażmowem w powiecie grójeckim, gdzie Jan Wysocki został dzierżawcą. Dwa lata później ojciec Piotra umarł.
W 1810 r. brat Józef, pracujący w administracji wojskowej Księstwa Warszawskiego, ściągnął 13-letniego Piotra do Warszawy i skierował na naukę do szkoły Pijarów przy ul. Długiej. „Kiedy brat traci pracę i nie może już dłużej łożyć na kształcenie, Piotr w 1814 r. wraca na wieś do matki i przez kolejne 4 lata pracuje na roli” - czytamy na stronie warszawskiej Szkoły Podstawowej nr 215, której Wysocki jest patronem.
10 grudnia 1818 r. na ochotnika został kadetem w pułku grenadierów gwardii ówczesnego Wojska Polskiego, półtora roku później awansował na sierżanta i został instruktorem musztry.
W 1824 r. Wysocki dostał się do prestiżowej Szkoły Podchorążych. Był tam świadkiem ukarania Waleriana Łukasińskiego (1786-1868) i innych oficerów za przynależność do Wolnomularstwa Narodowego. „Wydarzenie to zapadło mu głęboko w pamięć, a Łukasiński stał się dla niego wzorem patrioty” - napisali Maciej Wilamowski, Konrad Wnęk i Lidia A. Zyblikiewicz w "Leksykonie polskich powiedzeń historycznych" (1998).
W maju 1827 r. Wysocki otrzymał awans na stopień podporucznika grenadierów gwardii, a we wrześniu został w Szkole Podchorążych wychowawcą i instruktorem musztry.
„15 i 16 grudnia 1828 roku w mieszkaniu Wysockiego miały miejsce dwa zebrania z udziałem 9 młodych wojskowych, w czasie których postanowiono powołać do życia konspiracyjne Sprzysiężenie Podchorążych” - czytamy na stronie szkoły podstawowej nr 215. „Celem sprzysiężenia było: wywołanie powstania zbrojnego, oddanie władzy sejmowi, który ogłosi niepodległość Polski w granicach zaboru rosyjskiego. Sprzysiężenie Podchorążych było organizacją elitarną, o przyjmowaniu nowych członków decydował tylko sam Wysocki. Na początku września spisek liczył już około 200 samych tylko wojskowych” - wyjaśniono. Do Sprzysiężenia przystąpili młodzi literaci i dziennikarze, m.in. Maurycy Mochnacki i Seweryn Goszczyński. Carska policja wykryła spisek 12 listopada 1830 r., aresztowano wtedy pierwszych studentów, cywilnych uczestników spisku oraz podoficerów.
Na spotkaniu Komitetu Sprzysiężenia z Joachimem Lelewelem (1786-1861) wyznaczono datę wybuchu powstania na 10 grudnia 1830 r. Jednak 27 listopada spiskowcy dowiedzieli się, że Wielki Książę Konstanty pod presją cara Mikołaja I Romanowa zgodził się na aresztowanie oficerów, podchorążych i polityków, z Lelewelem na czele. Ta wiadomość spowodowała przyśpieszenie wybuchu powstania - ustalono je na 29 listopada o godzinie 18. Sygnałem do wystąpienia miał być wywołany przez spiskowców pożar starego browaru na Solcu.
„Nieoczekiwanie wyznaczeni do jego wzniecenia ludzie nie mogli długo rozniecić pod budynkiem ognia. W zapadających szybko ciemnościach widać było tylko rachityczny dym, jakich wiele było wówczas z palonych w parkach liści. Zdezorientowani spiskowcy nie wiedzieli, co mają czynić. By ratować sytuację, podporucznik Piotr Wysocki pobiegł do Szkoły Podchorążych w Łazienkach, bezpardonowo przerwał wykład z taktyki i, jak wspominał po latach, krzyknął do zdumionych podchorążych: >>Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów!<<” - napisał Piotr Korczyński na portalu polska-zbrojna.pl (2020).
„Nieudolnie podpalony przez 135-osobową szarżę Sprzysiężenia Wysockiego Browar na Solcu był zbyt mało widocznym znakiem. Wśród żołnierzy wybuchła panika. Wobec rozproszenia, niezdecydowania i braku pomocy ze strony polskich oddziałów zbrojnych, Wysocki przejął inicjatywę. Pod jego dowództwem powstańcy przebili się przez szwadron kirasjerów. Wysocki przeprowadził brawurową akcję, w wyniku której otoczeni z dwu stron 15-krotnie silniejszymi wojskami rosyjskimi powstańcy odnieśli spektakularny sukces w tzw. bitwie łazienkowskiej. Była to największa potyczka powstania listopadowego, w której Piotr Wysocki wykazał się nie tylko znakomitymi zdolnościami wojskowymi, ale również mistrzostwem w wojskowym rzemiośle” - napisano na stronie lazienki-królewskie.pl.
„Zmierzamy uliczką prowadzącą do koszar trzech pułków jazdy rosyjskiej. Pewny będąc, że kompanie wyborcze spieszą nam w pomoc, kazałem dać kilka razy ognia dla zatrwożenia Rosyan, jako i na znak dla owych kompanij, że się bój już rozpoczął" - opisał to zdarzenie Wysocki w swoim "Pamiętniku". "Potem haśle wtargnęliśmy do środka koszar ułańskich. Wyzwany ogniem karabinów naszych hufiec nieprzyjacielski z około trzech set ludzi złożony, uszykowawszy się we kolumnę, na plac występuje. Dajemy ognia, nieprzyjaciel wychodzi z szyku, mięsza się, cofa i w pewnej dali powtórnie uformowany, stawia nam czoło. Powtórnie dawszy ognia, silnym w skoku napadem, z okrzykiem wojennym hurra! rozbijamy kolumnę Rosyan, którzy zasławszy plac trupem, na wszystkie rozsypali się strony. W tej chwili dano mi znać, że pułki kirasjerski i huzarski wychodzą z koszar dla otoczenia nas i przecięcia drogi do miasta. Kolumny Polskiego wojska nie nadciągnęły nam w pomoc! Z tego więc powodu, gdy i ładunków brakować zaczęło, z żalem wszystkich odwrót przedsięwziąłem. Pułk ułanów, na który najprzód uderzyliśmy, zupełnie rozproszony, dozwolił nam cofać się przez most Sobieskiego, gdzie połączył się z nami powracający z Belwederu oddział cywilnych osób” - relacjonował.
Wysocki brał udział w większości starć powstania, uczestniczył również w wyprawie Korpusu Polskiego na Litwę. 3 marca 1831 r. odznaczony został Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari.
Gdy 6 września 1831 r. natarcie rosyjskie poszło na Wolę, przedarł się ze swoim batalionem na najbardziej zagrożony odcinek. Został ranny, następnie wzięty do niewoli, zidentyfikowany i oddzielony od reszty jeńców. Podobnie jak inni żołnierze powstania listopadowego nie był traktowany przez Rosjan jako jeniec, lecz jako buntownik. Po zaleczeniu ran w lazarecie ujazdowskim został wywieziony do Bobrujska, gdzie siedział w twierdzy zakuty w kajdany.
„28 października 1831 r. stanął przed sądem polowym złożonym z oficerów rosyjskich i nazajutrz został skazany na karę śmierci przez ćwiartowanie. Sposób wykonania kary zmieniono na śmierć przez powieszenie. Decyzją cara Mikołaja I wyrok unieważniono. Wysockiego przekazano do dyspozycji pogromcy powstania feldmarszałka Paskiewicza. Car chciał, aby proces Wysockiego miał charakter pokazowy i odbył się w Warszawie” - czytamy na stronie SP 215.
„Wiadomo, że w czasie kampanji zwycięzca Moskali w dniu 29 listopada 1830 r. dosłużył się stopnia pułkownika; że pod Wolą Moskale wzięli go do niewoli ranionego i trzymali w Warszawie w więzieniu przez trzy lata; wyrok otrzymał na śmierć. Sąd namawiał go, żeby podał do Mikołaja prośbę o ułaskawienie, ręcząc za dobry skutek. Wysocki kazał sobie do celi więziennej przynieść papier i atrament, lecz zamiast prośby o darowanie życia, napisał te słowa: +Nie dlategom broń podjął, ażebym pro sił cesarza o łaskę, ale dlatego, żeby jej mój naród nigdy nie potrzebował+. Pomimo tej odpowiedzi, godnej być wyrytą na marmurze, Wysocki nie został stracony i Mikołaj karę śmierci zamienił na karę ciężkich robót w Syberyi” - napisał Agaton Giller.
Stało się to 16 września 1834 r. Wysockiego zesłano do Aleksandrowska, skąd próbował zbiec. Ucieczka nie powiodła się z powodu zdrady współwięźnia. Był to - jak opisał Giller – „niejaki Kasperski, którego wzięli z sobą, nie wiedząc, iż za złodziejstwo i rabunek w czasie pożaru w Lublinie, a nie za polityczną sprawę był do robót przysłanym”.
Za próbę ucieczki sąd wojskowy skazał Wysockiego na dodatkowe trzy lata katorgi i tysiąc, albo, według innych źródeł, półtora tysiąca kijów - co w ówczesnych realiach praktycznie oznaczało kolejny wyrok śmierci. Na wieść o wykonaniu tej kary w niektórych kręgach emigracji polskiej uznano Wysockiego za zmarłego, on jednak przeżył i został karnie przeniesiony do kopalni miedzi w Akatui, w kolonii katorżniczej w Nerczyńsku, gdzie pracował przez dwa lata przykuty na stałe do taczki.
„Łaska carska” sprawiła, że w 1840 r. Wysocki został „wolnym” osiedleńcem w Akatui. Zajmował się tam uprawą roli i wyrobem mydła. "Zarobione pieniądze rozdawał znajdującym się w potrzebie katorżnikom polskim. Co roku w dniu 29 listopada w jego domku zbierali się liczni zesłańcy. Śpiewano wówczas pieśni narodowe, modlono się o powrót do ojczyzny, recytowano poezję wieszczów" - przypomniano na stronie szkoły nr 215. Wówczas to odwiedził go Agaton Giller. "Później oprowadził mnie Wysocki po swojem gospodarstwie, pokazywał fabrykę mydła, opowiadał przygody swoje więzienne i na wygnaniu” - relacjonował.
24 lipca 1857 r. gubernator kraju zabajkalskiego Nikołaj Piotrowicz Sinielnikow (1805-92) wydał Piotrowi Wysockiemu - który odbył pełną karę 23 lat zesłania - paszport i zezwolenie na powrót do Królestwa Polskiego. Po trzech miesiącach podróży 60-letni były katorżnik znalazł się w leżącym na granicy Królestwa Polskiego Terespolu, gdzie dowiedział się, że nie ma prawa wrócić do Warszawy i musi zadeklarować, gdzie chce osiąść. Wysocki wybrał Warkę, miejsce swojego urodzenia.
Do Warki dotarł 27 października 1857 r. „Pogrążył się w samotności, czytał i spacerował z dala od ludzi. Raz w miesiącu musiał stawiać się na posterunku żandarmerii w oddalonej o ok. 20 km od Warki Górze Kalwarii, dokąd chodził pieszo” - czytamy na stronie SP nr 215.
„Cały się kurczy i marszczy/ Kiedy się musi meldować co miesiąc/ Po dwudziestu sześciu latach carscy/ W obłęd powstańca nie wierzą” - napisał Jacek Kaczmarski w tekście piosenki „Starość Piotra Wysockiego”.
Piotr Wysocki zmarł w Warce 6 stycznia 1875 r. - miał 79 lat.
Stał się bohaterem wielu dzieł artystycznych, m.in. „Nocy listopadowej” Stanisława Wyspiańskiego. Jednak najbardziej chyba wzruszającym wspomnieniem jest film Michała J. Dudziewicza pt. „Fucha” zrealizowany na podstawie opowiadania Jana Himilsbacha pod tym samym tytułem.
„Mają odnowić nagrobek bohatera powstania listopadowego Piotra Wysockiego. Mają to zrobić w nocy, tak aby władze województwa się nie dowiedziały. Podczas spotkania przy wódce kamieniarzy z przewodniczącym okazuje się że jest to tak naprawdę nauczyciel historii z miejscowej szkoły i renowację nagrobka zlecił im prywatnie, za własne uzbierane pieniądze. W tej sytuacji kamieniarze – ludzie prości, ale uczciwi - oddają połowę należności za wykonaną pracę nauczycielowi” - tak opisano film na stronie warka24.pl (2013). W role kamieniarzy wcielili się Jerzy Bończak i Marian Kociniak.
„Śmieje się Moskal nade mną pochylony/ Już po walce generale już po walce/ Ten okop jest stracony” - tymi domniemanymi słowami Piotra Wysockiego Jacek Kaczmarski spuentował swoją piosenkę w 1978 r.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ miś/