8 kwietnia 1976 roku Warszawski Sąd Wojskowy ogłosił wyrok na Jerzego Pawłowskiego. Słynny szermierz został skazany na 25 lat więzienia za współpracę z NATO i CIA. Była to najgłośniejsza afera szpiegowska z czasów Gierka.
Jerzemu Pawłowskiemu - złotemu medaliście igrzysk olimpijskich w Meksyku (1968) oraz kilku mistrzostw świata sportowa sława nie tylko nie pomogła, ale zaszkodziła.
„Zdrada Ojczyzny, zbrodnia szpiegostwa - działania przeciw podstawowym interesom obrony kraju - musi wywoływać tym surowsze potępienie, gdy czynu tego dopuszcza się człowiek, któremu Polska Ludowa umożliwiła wykształcenie, rozwijanie zamiłowań i wykorzystanie talentu sportowego, awans społeczny i dostatni byt, sukcesy i sławę w ulubionej dyscyplinie sportu” – napisano w "Żołnierzu Wolności”, organie Ministerstwa Obrony Narodowej.
Pawłowski zawiódł peerelowskich decydentów, którzy przyjmowali go chętnie na swoich salonach. Okazało się, że nie jest szermierzem socjalizmu, choć wcześniej podjął współpracę z tajnymi służbami Polski Ludowej. Został zwerbowany w 1950 r. Po latach tłumaczył, że został współpracownikiem wojskowego Głównego Zarządu Informacji ze strachu, bał się, że stalinowskie represje dotkną jego ojca, byłego legionistę i żołnierza Armii Krajowej. „Szczery” – bo taki pseudonim otrzymał – donosił służbom wojskowym oraz bezpiece na swoje koleżanki i kolegów, z którymi wyjeżdżał na zawody zagraniczne, mistrzostwa i igrzyska olimpijskie.
Pawłowski pod pseudonimem „Paweł” pracował dla CIA do kwietnia 1975 r. Wówczas, w podwarszawskich Pyrach wpadł w ręce kontrwywiadu wojskowego. Wojskowe służby rozpracowały go w ramach akcji o kryptonimie „Gracz”. Sam Pawłowski inaczej przedstawiał swój koniec kariery szpiegowskiej. Twierdził, że sam zgłosił się do służb wiedząc, iż jest już spalony. Miał nadzieję na łagodniejszy wymiar kary.
A wyjazdów tych było naprawdę wiele. Przez dwadzieścia lat – poczynając od 1952 r. – reprezentował biało-czerwone barwy na igrzyskach, zdobył złoto olimpijskie, trzy raz srebro i raz brąz. 18 razy stawał na podium mistrzostw świata. Także w kraju nie było lepszego od niego. Aż 14 razy wywalczył tytuł mistrzowski we florecie i szabli.
Ale dla amerykańskich służb nie to było najważniejsze, gdy wiosną 1964 r. podjęły współpracę z szermierzem. Pawłowski – jako zawodnik Legii - był zawodowym żołnierzem, ale przede wszystkim pupilem peerelowskiego establishmentu. Po ukończeniu studiów prawniczych został zatrudniony w Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. Jak sam twierdził, na życzenie Amerykanów wstąpił do PZPR. Władzom partyjnym nie przeszkadzało już to, że nowy towarzysz urodzony w Warszawie w 1932 r. został wychowany w przedwojennej tradycji piłsudczykowskiej.
Pawłowski pod pseudonimem „Paweł” pracował dla CIA do kwietnia 1975 r. Wówczas, w podwarszawskich Pyrach wpadł w ręce kontrwywiadu wojskowego. Wojskowe służby rozpracowały go w ramach akcji o kryptonimie „Gracz”. Sam Pawłowski inaczej przedstawiał swój koniec kariery szpiegowskiej. Twierdził, że sam zgłosił się do służb wiedząc, iż jest już spalony. Miał nadzieję na łagodniejszy wymiar kary.
Podczas przesłuchań fechmistrz poddał się bez walki. Wystarczyły trzy dwugodzinne spotkania ze śledczymi, aby Pawłowski przyznał się do działań na rzecz Amerykanów i ujawnił wiele szczegółów. Rok później, czyli w kwietniu 1976, nie mógł liczyć na wyrozumiałość wojskowych sędziów. Poza 25-letnią odsiadką został pozbawiony praw publicznych na 10 lat i zdegradowany do stopnia szeregowego.
W więzieniu w Barczewie trafił do celi ze zwykłymi kryminalistami. By się bronić – jak wspominał – musiał nawet kilka razy przyłożyć swym współtowarzyszom.
Słynny szablista zniknął nie tylko ze świata ludzi wolnych. Gdy zamknęły się za nim więzienne bramy, przestał istnieć w mediach. Zakaz wymieniania jego nazwiska dotyczył także gazet sportowych, a przecież w lipcu 1976 r. rozpoczynały się igrzyska w Montrealu (Kanada). Po raz pierwszy od 24 lat zabrakło na nich szermierza wszech czasów.
Po 10 latach Jerzy Pawłowski znów okazał się potrzebny władzom, jako towar eksportowy. Tym razem nie chodziło o propagandę sukcesu (polskiego sportu), a wymianę. Były szablista i czterej inni agenci CIA, odsiadujący karę w Polsce, mieli zostać wymienieni na skazanego w USA peerelowskiego superszpiega Mariana Zacharskiego. Wcześniej Pawłowski został ułaskawiony przez Radę Państwa.
Po 10 latach Jerzy Pawłowski znów okazał się potrzebny władzom, jako towar eksportowy. Tym razem nie chodziło o propagandę sukcesu (polskiego sportu), a wymianę. Były szablista i czterej inni agenci CIA, odsiadujący karę w Polsce, mieli zostać wymienieni na skazanego w USA peerelowskiego superszpiega Mariana Zacharskiego. Wcześniej Pawłowski został ułaskawiony przez Radę Państwa.
W 1985 r. Jerzy Pawłowski wraz z pozostałymi szpiegami został przewieziony specjalnym transportem do Niemiec. W ostatniej chwili przed wymianą odmówił przejścia na amerykańską stronę. Po latach tłumaczył w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, powołując się na rozmowę z konsulem USA w Polsce, że to komuniści powinni wyjechać do Rosji, jeżeli pobyt w kraju im nie odpowiadał. On chciał zostać.
Po wyjściu na wolność nigdy już nie wrócił do świata prawdziwej szermierki, mógł uprawiać fechtunek jedynie dla własnej przyjemności. Zajął się bioenergoterapią i malarstwem.
Po 1989 r. nie znalazł sobie miejsca w nowej rzeczywistości. W książce „Najdłuższy pojedynek. Spowiedź szablisty wszech czasów – agenta CIA” pisał, że w Polsce za dużo zostało ze starego systemu bezpieczeństwa. Nowym demokratycznym władzom miał za złe, że nie traktowano go jak bohatera. Zmarł 12 stycznia 2005 r. w Warszawie w wieku 72 lat. Do końca zaprzeczał współpracy z bezpieką. (PAP)
Wojciech Kamiński
wka/ abe/