Już w dwa lata po filmowej premierze w stołecznym Teatrze Powszechnym Zygmunt Hubner wystawił „Lot nad kukułczym gniazdem”. Na zdjęciu aktor Wojciech Pszoniak jako Randle Patrick McMurphy. Fot. PAP/Wojciech Kryński
50 lat temu, 19 listopada 1975 r. na ekranach amerykańskich kin pojawił się „Lot nad kukułczym gniazdem”. Magnetyzm filmu Milosa Formana wynika z brawurowego kontrastu między buntem McMurphy'ego i sztywnym gorsetem instytucji, jaką uosabia siostra Ratched – powiedział PAP filmoznawca Michał Oleszczyk.
„Wszyscy na oddziale, zarówno pacjenci, jak i personel, oniemieli na dźwięk jego śmiechu. Nikt go nie ucisza, nikt się nie odzywa. Nowy przestaje się wreszcie śmiać i wchodzi do świetlicy. Ale śmiech wciąż rozbrzmiewa wokół niego, tak jak wokół wieży dźwięk dzwonu, który dopiero co przestał bić – jest w jego oczach, uśmiechu, ruchach i mowie. – Nazywam się McMurphy, chłopaki, Randle Patrick McMurphy, jestem karciarz i błazen!” – czytamy we fragmencie „Lotu nad kukułczym gniazdem”.
Wydana w 1962 r. debiutancka powieść Kena Keseya rozeszła się w nakładzie ponad 8 milionów egzemplarzy, niemal z miejsca stając się jedną z najważniejszych pozycji literatury współczesnej. Wkrótce za niecałe 50 tysięcy dolarów prawa do powieści kupił Kirk Douglas, który ostatecznie przekazał je synowi – Michaelowi.
Kiedy w 1968 r. Milos Forman na zaproszenie wytwórni Paramount Pictures przyjechał do USA, był już reżyserem o uznanej marce. Miał za sobą takie filmy, jak „Czarny Piotruś” (1963) i nominowane do Oscara „Miłość blondynki” (1965) oraz „Pali się moja panno” (1967). Pierwszym obrazem zrealizowanym przez Formana za oceanem był „Odlot” (1971) - oparty na współpracy z naturszczykami, częściowo improwizowany portret Stanów Zjednoczonych epoki „dzieci kwiatów”.
Film nie odniósł sukcesu, co Forman mocno przeżył. Jednak to właśnie jemu młodszy z Douglasów, zachwycony „Miłością blondynki”, zaproponował zekranizowanie powieści Keseya. „Dla mnie ta historia nie była tylko literaturą, ale prawdziwym życiem, które przeżyłem w Czechosłowacji, od urodzenia w 1932 do 1968 r. Partia Komunistyczna była moją Pielęgniarką Ratched, mówiącą mi, co mogę, a czego nie mogę robić; co mi wolno, a czego nie wolno mówić; gdzie mi wolno, a gdzie nie wolno mi iść; nawet kim jestem, a kim nie jestem” – wspominał czeski reżyser.
Od samego początku do roli McMurphy’ego przymierzano Jacka Nicholsona, który dopiero co otrzymał nominację do Oscara za rolę w „Chinatown” (1974) w reż. Romana Polańskiego. Trzeba było jednak na niego poczekać ponad pół roku. W międzyczasie próbowano namówić Marlona Brando, ale kiedy usłyszał, że reżyserować ma emigrant z Czechosłowacji, nawet nie chciał przeczytać scenariusza. Ostatecznie główna rola przypadła Nicholsonowi.
Randle P. McMurphy (Jack Nicholson), chcąc uniknąć więzienia, postanawia symulować zaburzenia psychiczne. Trafia na obserwację do szpitala i od samego początku kontestuje zasady panujące w placówce, przez co szybko podpada Siostrze Mildred Ratched (Louise Fletcher), która rządzi oddziałem twardą ręką. Dochodzi między nimi do ostrego konfliktu, wyrażającego ścieranie się odmiennych postaw, światopoglądów i wrażliwości.
Obraz Formana zaskoczył trafnością społecznej analizy, został doceniony zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Szybko okrzyknięto go arcydziełem. Podczas oscarowej gali zgarnął statuetki w kategoriach: najlepszy film, najlepszy reżyser (Milos Forman), najlepszy aktor pierwszoplanowy (Jack Nicholson), najlepsza aktorka pierwszoplanowa (Louise Fletcher) i najlepszy scenariusz adaptowany. W ten sposób „Lot nad kukułczym gniazdem” został drugim po „Ich nocach” (1934) filmem z oscarową „Wielką Piątką”, czyli statuetkami w pięciu najważniejszych kategoriach.
„Lot nad kukułczym gniazdem” pokazuje, że nawet jeden buntownik może zmienić świat. „W przenikliwej metaforze Keseya, która sprawiła, że jego powieść stała się jednym z bestsellerów lat sześćdziesiątych, szpital państwowy można łatwo zastąpić państwem, z jego irytującymi przepisami mającymi chronić jednostkę. Jeśli jednak jednostka podda te przepisy próbie lub zaprotestuje przeciwko nim, mogą one stać się narzędziem jej zniszczenia” – zauważył amerykański krytyk i historyk filmu Arthur Knight.
– Ameryka sama siebie nazywa „krainą wolnych”, ale zarazem jest społeczeństwem technokratycznym, stawiającym jednostce wysokie wymagania socjalizacji i użyteczności. McMurphy przypomina, że życie jest po to, by się nim cieszyć - i to okazuje się siłą na tyle wywrotową, że system chce posłańca zgładzić. Forman, przybysz z komunistycznej Czechosłowacji, pokazał w tym amerykańskim hicie, że konformizm jest uniwersalny, ale także że bunt jest konieczny pod każdą szerokością geograficzną – powiedział w rozmowie z PAP filmoznawca z Wydziału Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego, dr Michał Oleszczyk.
Zdaniem Konrada J. Zarębskiego reżyser „sięgnął po jedną z archetypicznych metafor współczesnego kina: szpital jako odbicie świata”. „W chwili, gdy Forman zaczynał ekranizować powieść (do której prawa nabył Kirk Douglas i już wówczas, w połowie lat 60. zaproponował ekranizację reżyserowi »Miłości blondynki«, co udaremniła czeska cenzura), wystarczyło kilka drobnych zabiegów adaptacyjnych, by stało się jasne, że film opowiada nie tyle o szpitalu psychiatrycznym, ile o Ameryce połowy lat 70. – po wstrząsach rewolucji obyczajowej końca lat 60., aferze Watergate i przegranej wojnie w Wietnamie” – podsumował Zarębski.
Obok wymowy społecznej, siłą „Lotu nad kukułczym gniazdem” bez wątpienia jest ponadprzeciętne aktorstwo, szczególnie Jacka Nicholsona, wcielającego się w postać Randle’a Patricka McMurphy’ego. „Jack Nicholson jest kolejnym mocnym kandydatem do nominacji do Oscara dla najlepszego aktora w 1975 r. Po letargu w filmie »Pasażer« i wymuszonym humorze w »Fortunie«, Nicholson rozjaśnia mroczne zakamarki »Lotu nad kukułczym gniazdem« swoją twardą, wytrwałą i wielowarstwową grą aktorską” – recenzowano krótko po premierze w „The Hollywood Reporter”.
Na podobne aspekty zwrócił uwagę Vincent Canby z „The New York Times”. „Jack Nicholson jest kimś więcej niż tylko gwiazdą filmu »Lot nad kukułczym gniazdem«. Jest jego magnesem przyciągającym uwagę. To właśnie jego gra nadaje kierunek występom pozostałych członków obsady” – ocenił amerykański krytyk.
„Ekstrawagancja Nicholsona jako aktora jest tutaj szczególnie skuteczna. Nie przytłacza innych aktorów, a wręcz wydaje się ich uwidaczniać. Najbardziej zauważalne jest to w przypadku Louise Fletcher, której postać pielęgniarki Ratched jest znacznie bardziej interesująca i niejednoznaczna niż postać z powieści Keseya, a także Willa Sampsona, kolejnego nieprofesjonalisty, który gra głuchoniemego indiańskiego pomocnika Nicholsona, oraz Brada Dourifa, który wciela się w postać »dziecka« z oddziału” – podsumował Canby.
Rola w „Locie nad kukułczym gniazdem przyniosła Nicholsonowi pierwszego z trzech Oscarów w karierze (aktora nagrodzono także role w filmach Jamesa L. Brooksa – „Czułe słówka” (1983) i „Lepiej być nie może” (1997)). Łącznie Nicholson nominowany był aż dwanaście razy, będąc tym samym jednym z najczęściej nominowanych do Oscara aktorów w historii kina.
Michael Douglas wspominał, że Nicholson w 1976 r. nawet nie chciał iść na oscarową galę. Aktor, nominowany do nagrody dla najlepszego aktora nie wierzył po wcześniejszych niepowodzeniach, że zgarnie statuetkę. W poprzednich latach nominowany był za role w „Easy Riderze” (1969), „Pięciu łatwych utworach” (1970), „Ostatnim zadaniu” (1973) i główną rolę w filmie Romana Polańskiego „Chinatown” (1974). Choć zdaniem Michała Oleszczyka Polański „dał Nicholsonowi jedną z najlepszych ról”, to jednak główna nagroda powędrowała wtedy w ręce Arta Carneya za kreację w filmie „Harry i Tonto” (1974) w reż. Paula Mazursky’ego.
Mimo że film Formana okazał się prawdziwym hitem, zaraz po „Szczękach” drugim najbardziej kasowym filmem roku, otrzymując przy tym aż dziewięć nominacji do Oscara, Nicholson był pesymistą i powiedział Douglasowi, że nie chce ponownie przezywać rozczarowania na gali. „Pamiętam, jak trudno było mi przekonać Jacka, żeby przyszedł na ceremonię. Był bardzo niechętny, ale udało nam się go tam zaprowadzić” – wspominał Douglas w wywiadzie dla Associated Press. „A potem oczywiście przegraliśmy pierwsze cztery nagrody. Jack siedział tuż przede mną, odchylił się do tyłu i powiedział: »Och, Mikey D, Mikey D, mówiłem ci, stary«. Odpowiedziałem tylko: »Trzymaj się«”. Ostatecznie statuetkę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego przyznano właśnie Nicholsonowi. „Wydaje mi się, że to dowód na to, iż w Akademii jest tyle samo świrów, co wszędzie indziej” – powiedział odbierając nagrodę. „Dziękuję też mojemu agentowi, który 10 lat temu powiedział, że nie zrobię interesu, zostając aktorem” – dodał po chwili w typowym dla siebie stylu.
Aktor znany jest także z tego, że lubi dodać do roli coś od siebie. Nie inaczej było w przypadku „Lotu nad kukułczym gniazdem”. „Czymś, czego nie ma w książce – był mój sekretny pomysł, że ten facet jest łobuzem, który wie, że kobiety nie mogą mu się oprzeć, i w rzeczywistości oczekuje, że pielęgniarka Ratched da się mu uwieść. To jego tragiczna wada” – wyjawił w 1986 r. podczas wywiadu z dziennikiem „The New York Times”.
Zdaniem Oleszczyka kontrast pomiędzy McMurphym i Ratched jest największą siłą filmu. – Nieprzemijający magnetyzm filmu Formana wynika z brawurowego kontrastu między buntem McMurphy'ego i sztywnym gorsetem instytucji, którą uosabia Siostra Ratched – powiedział Oleszczyk.
– Osobiście najbardziej lubię te role Jacka Nicholsona, w których zrywał ze swoim emploi – zaznaczył natomiast Błażej Hrapkowicz. – Zagrał dużo ról ekspresyjnych, opartych na dużej dynamice i ruchu ciała, rozbudowanej mimice i ta jego ekspresja, ekranowe szaleństwo, które w wielu rolach wypada świetnie, chociażby właśnie w „Locie nad kukułczym gniazdem”, to było dla niego charakterystyczne, zapewniło mu dużą popularność i nie bez przyczyny, bo są bardzo dobre – dodał krytyk.
- Najbardziej jednak doceniam te, w których grał przeciwko temu emploi, jak „Pięć łatwych utworów” w reż. Boba Rafelsona, gdzie jego gra polega na introwertycznym wycofaniu. Podobną kreacją była rola Warrena Schmidta w filmie „Schmidt” Alexandra Payne’a, czy wcześniejsza w „Zawód: Reporter” Michelangela Antonioniego, w którym właściwie przez cały film się nie odzywa. Tymi kreacjami Nicholson pokazał, że potrafi grać także półtonami – podsumował Hrapkowicz. (PAP)
Mateusz Wyderka
mwd/ aszw/