Niemieckie powojenne społeczeństwo tłumiło nazistowską historię, zamiast stawić czoła własnej odpowiedzialności. Nie było zatem rzeczą oczywistą, że proces w sprawie Auschwitz mógł rozpocząć się 20 grudnia 1963 roku. Fakt, że proces w ogóle się odbył, „graniczył z cudem w powojennych Niemczech” – pisze w środę portal stacji ARD.
Po procesach o zbrodnie wojenne w Norymberdze, zaraz po wojnie, tylko kilku morderców zostało postawionych przed sądem. "Wysocy rangą niemieccy naziści zrobili karierę w Republice Federalnej".
Heski prokurator generalny Fritz Bauer stał za procesem w sprawie Auschwitz we Frankfurcie. "Jako Żyd i socjaldemokrata sam musiał uciekać z nazistowskich Niemiec. Po wojnie był siłą napędową rozliczenia się z przeszłością za pomocą środków prawnych. Samotny bojownik w wymiarze sprawiedliwości, który nie wykazywał zainteresowania karaniem nazistowskiej niesprawiedliwości", pisze portal stacji ARD.
Na sali sądowej we Frankfurcie „wyczuwalny był silny opór przed rozliczeniem ze zbrodniami”.
„Sprawa karna przeciwko Mulce i innym”, jak oficjalnie nazwano proces, była procesem gigantycznym. Czterech oskarżycieli publicznych i trzech współpowodów zasiadło naprzeciwko 22 oskarżonych z 19 obrońcami. Wyroki sądu we Frankfurcie zostały wydane w 1965 roku: sześć wyroków dożywocia, w pozostałych przypadkach kary więzienia od 3 do 14 lat.
Na sali sądowej we Frankfurcie "wyczuwalny był silny opór przed rozliczeniem ze zbrodniami". "Sprawa karna przeciwko Mulce i innym", jak oficjalnie nazwano proces, była procesem gigantycznym. Czterech oskarżycieli publicznych i trzech współpowodów zasiadło naprzeciwko 22 oskarżonych z 19 obrońcami. Wyroki sądu we Frankfurcie zostały wydane w 1965 roku: sześć wyroków dożywocia, w pozostałych przypadkach kary więzienia od 3 do 14 lat.
Celem Fritza Bauera było jednak nie tylko ukaranie poszczególnych sprawców Auschwitz. Chciał, aby Auschwitz stało się wreszcie tematem w społeczeństwie sprawców, zauważa ARD.
Prokurator generalny Hesji Fritz Bauer już w 1964 r. zdawał sobie sprawę, że prawna i społeczna ocena niemieckich zbrodni nazistowskich będzie długą i kamienistą drogą. Był rozczarowany zachowaniem oskarżonych w pierwszym procesie oświęcimskim:
"Kiedy opracowywaliśmy proces, jego częścią było założenie, że prędzej czy później jeden z oskarżonych wystąpi i powie: +To, co się wtedy stało, było straszne+. Przepraszam, ludzkie słowo. Wierzę, że Niemcy i cały świat oraz pogrążone w żałobie rodziny tych, którzy zginęli w Auschwitz, odetchnęłyby z ulgą, gdyby wreszcie padło ludzkie słowo. Nie padło i nie padnie".
"Bauer miał rację. Do końca procesu sprawcy z SS chronili się nawzajem swoimi zeznaniami", zauważa portal.
Proces oświęcimski nie miał trwałych konsekwencji prawnych. Skazano wprawdzie 16 oskarżonych i przeprowadzono kilka kolejnych procesów. Jednak zdecydowana większość sprawców SS w Auschwitz nigdy nie odpowiedziała za swoje zbrodnie przed sądem.
Z Berlina Berenika Lemańczyk(PAP)
bml/ mms/