Sprawa mordu na profesorach lwowskich nadal jest otwarta – napisała w 1967 r. we „Wspomnieniach wojennych” Karolina Lanckorońska – wybitna mecenas sztuki, ale też badaczka tej zbrodni sprzed już 80 lat. Egzekucji na polskich uczonych dokonali Niemcy wspierani przez kolaborujących z nimi Ukraińców.
Poza ponad 20 profesorami lwowskich uczelni w piątek 4 lipca 1941 r. na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie zamordowani zostali również ich najbliżsi krewni oraz osoby, które przebywały z nimi w chwili aresztowania.
Po agresji III Rzeszy na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r. i po zajęciu okupowanych dotąd przez Sowietów wschodnich ziem II Rzeczypospolitej działalność na tych terenach rozpoczęły specjalne grupy operacyjne niemieckiej Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Niemcy wiedzieli, że tylko likwidacja przedstawicieli polskich elit - jak mówił gubernator okupowanej Polski Hans Frank - ułatwi im sprawowanie władzy na okupowanych terenach.
Poza ponad 20 profesorami lwowskich uczelni w piątek 4 lipca 1941 r. na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie zamordowani zostali również ich najbliżsi krewni oraz osoby, które przebywały z nimi w chwili aresztowania.
"Nie da się opisać, ileśmy mieli zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę załatwili na miejscu, miałaby ona całkiem inny przebieg" - wspominał pod koniec maja 1940 r. Hans Frank, zwracając się do przedstawicieli SS i policji z "usilną prośbą", by nie kierowali tego rodzaju osób do obozów koncentracyjnych, lecz "podejmowali likwidację na miejscu lub wyznaczali zgodną z przepisami karę".
"Każdy inny sposób postępowania stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj całkiem innymi metodami i musimy je stosować nadal" - stwierdził generalny gubernator.
Lwów został zajęty przez armię niemiecką 30 czerwca 1941 r., gorąco witaną - jak podkreślił prof. Zygmunt Albert, jeden z najważniejszych badaczy zbrodni na lwowskich profesorach, który zbierał o niej relacje świadków - przez część Ukraińców.
"Natychmiast pojawiły się na ulicach Lwowa liczne grupy młodzieży ukraińskiej z żółto-niebieskimi opaskami na ramieniu lub kokardami o tych barwach w klapie marynarek. Ci młodzi ludzie wywlekali z domów Żydów, każąc im sprzątać gołymi rękami szkło z rozbitych okien, gęsto zaścielające ulice" - napisał prof. Albert, przypominając początek jednego z najstraszniejszych pogromów ludności żydowskiej we Lwowie.
Sprawa udziału ukraińskich pomocników w tej popełnionej przez Niemców zbrodni wciąż nie jest do końca wyjaśniona. To - jak zauważył historyk dr hab. Andrzej A. Zięba z Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas konferencji zorganizowanej w 75. rocznicę zbrodni - stanowi mglisty wątek zbrodni.
Niemcy zwodząc ukraińskich nacjonalistów wizją uzyskania przez nich niepodległej Ukrainy (proklamowany 30 czerwca 1941 r. rząd Jarosława Stećki funkcjonował zaledwie siedem dni), wykorzystali ich jednocześnie do systematycznej eliminacji polskiego "elementu przywódczego", do którego zaliczano m.in. intelektualistów. Dzięki byłym studentom związanym z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów Niemcy mieli listy proskrypcyjne dotyczące polskich profesorów. Do ich domów zatem funkcjonariusze SS, gestapo i Żandarmerii Polowej wtargnęli późnym wieczorem 3 lipca 1941 r.
Wykazy nazwisk były jednak zdezaktualizowane, co sprawiło, że w ręce oprawców trafiały osoby, które nie figurowały na liście. Ponadto część uczonych, których Niemcy planowali schwytać, w chwili aresztowań już nie żyła. Podczas akcji posuwano się do aktów grabieży i wandalizmu.
Sprawa udziału ukraińskich pomocników w tej popełnionej przez Niemców zbrodni wciąż nie jest do końca wyjaśniona. To - jak zauważył historyk dr hab. Andrzej A. Zięba z Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas konferencji zorganizowanej w 75. rocznicę zbrodni - stanowi mglisty wątek zbrodni.
"Mglisty, ponieważ cała uwaga badaczy [...] skupiła się na głównych pomysłodawcach i sprawcach zbrodni, czyli żołnierzach i oficerach niemieckich. Ale gdzieś w tle przez badania nad tym straszliwym i jednym z pierwszych epizodów okupacji niemieckiej Lwowa przewija się cień pomocników. Niemalże od samego początku wiedziano, kim oni są, ale do dnia dzisiejszego nie dysponujemy ich nazwiskami" - powiedział badacz.
"O ile niemieccy sprawcy zostali wyliczeni, wręcz policzeni, o tyle ukraińscy pomocnicy pozostają grupą bezimienną" - dodał. Przypomniał też, że temat udziału Ukraińców w zbrodni poruszyła Karolina Lanckorońska, która wykładała na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a w czasie okupacji działała w polskim podziemiu niepodległościowym.
We "Wspomnieniach wojennych" Karolina Lanckorońska przytacza swoją dramatyczną rozmowę po jej aresztowaniu w maju 1942 r. z Walterem Kutschmannem - esesmanem i gestapowcem, który brał udział w egzekucji profesorów lwowskich. Rozmowa dotyczyła m.in. zbrodni niemieckich popełnionych na polskiej inteligencji i roli Hansa Krügera, również gestapowca i esesmana, który - jak się przekonała Lanckorońska - był osobistym wrogiem Kutschmanna.
Relację z tamtych wydarzeń pozostawił prof. Franciszek Gror, jedna z nielicznych osób, które zostały uwolnione przez Niemców: "Głowy kazali nam opuścić w dół. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą albo pięścią w głowę. [...] Mniej więcej co 10 minut z piwnicy budynku dobiegał krzyk i odgłosy wystrzałów, a jeden z pilnujących nas Niemców wypowiadał po każdym wystrzale: "Einer weniger" ("jednego mniej" - PAP), co raczej uważałem za próbę zastraszenia nas". ("Kaźń profesorów lwowskich - lipiec 1941").
"Gdy więc Kutschmann wspomniał, że Krüger ma inna straszną rzecz na sumieniu, tu, we Lwowie, odpowiedziałam spokojnie: +Wiem o tym+. - +Co pani wie?+ - +Że Krüger zastrzelił lwowskich profesorów uniwersytetu+. - +Skąd pani to wie?+ - +Od Krügera+" - napisała Lanckorońska, dodając, że opowiedziała przesłuchującemu ją gestapowcowi o tym, że Krüger przechwalał się zbrodnią z lipca 1941 r.
"Kutschmann stał tuż przede mną, oko w oko, i zapytał trzykrotnie z rosnącym napięciem: +On to pani powiedział???+. Na moją trzykrotną odpowiedź twierdzącą oświadczył: +Przecież ja byłem przy tym! Służyłem pod nim. Kazał mi owej nocy przyprowadzić drugą część profesorów uniwersytetu, według spisu, oraz szereg osobistości lwowskich. Oświadczyłem, że nikogo w mieszkaniach nie zastałem, dlatego ci ludzie żyją+. - +Skąd mieliście spisy skazanych?+ - zapytałam. +Naturalnie od marnych (hergelaufen) studentów ukraińskich+. Tu zasłonił twarz rękami. +Gdy myślę o Wyższej Sprawiedliwości (die ausgleichende Gerechtigkeit), pytam się zawsze, co nas kiedyś spotka za ten czyn+" - mówił gestapowiec, który za chwilę się opamiętał i kontynuował przesłuchanie.
Wracając do przebiegu samej egzekucji, należy przypomnieć, że aresztowani przez Niemców naukowcy byli pracownikami trzech lwowskich uczelni: Uniwersytetu Jana Kazimierza, Politechniki Lwowskiej oraz Akademii Medycyny Weterynaryjnej. W nocy z 3 na 4 lipca 1941 r. zostali oni przewiezieni do Bursy Abrahamowicza, gdzie mieściła się tymczasowa siedziba gestapo.
Zamordowani Polacy - jak przypomniał ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier, którego krewny zginął w tej zbrodni - nie doczekali się godnego pochówku. W październiku 1943 r. ich zwłoki zostały odkopane, a następnie spalone, przez co ślady mordu uległy zatarciu.
Relację z tamtych wydarzeń pozostawił prof. Franciszek Gror, jedna z nielicznych osób, które zostały uwolnione przez Niemców: "Głowy kazali nam opuścić w dół. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą albo pięścią w głowę. [...] Mniej więcej co 10 minut z piwnicy budynku dobiegał krzyk i odgłosy wystrzałów, a jeden z pilnujących nas Niemców wypowiadał po każdym wystrzale: "Einer weniger" ("jednego mniej" - PAP), co raczej uważałem za próbę zastraszenia nas". ("Kaźń profesorów lwowskich - lipiec 1941").
Gdy zatrzymani zostali przesłuchani, we wczesnych godzinach porannych 4 lipca 1941 r. przetransportowano ich na miejsce kaźni, którym okazały się Wzgórza Wuleckie.
Polaków rozstrzeliwał specjalny oddział Einsatzkommando. Egzekucję nadzorował SS-Brigadeführer Eberhard Schöngarth. Wzięli w niej udział jego bliscy współpracownicy: Heinz Heim, Hans Krüger, Walter Kutschmann, Kurt Stawizki, Felix Landau oraz współpracujący z nazistami Holender, Pieter Nikolaas Menten.
Od niemieckich kul zginęło wówczas 40 osób, wśród nich m.in. profesorowie: Antoni Cieszyński, Władysław Dobrzaniecki, Jan Grek, Jerzy Grzędzielski, Edward Hamerski, Henryk Hilarowicz, Włodzimierz Krukowski, Roman Longchamps de Bérier, Antoni Łomnicki, Witold Nowicki, Tadeusz Ostrowski, Stanisław Piłat, Stanisław Progulski, Roman Rencki, Włodzimierz Sieradzki, Adam Sołowij, Włodzimierz Stożek, Kazimierz Vetulani, Kasper Weigel, Roman Witkiewicz oraz Tadeusz Boy-Żeleński.
Świadek egzekucji inż. Karol Cieszkowski wspominał: "Mniej więcej w połowie zbocza zobaczyłem nad wykopaną jamą cztery cywilne osoby zwrócone twarzą do zbocza, a plecami do mnie. Za plecami tych osób stali czterej niemieccy żołnierze z karabinkami w ręku, a obok nich oficer. Zapewne na słowną komendę tego oficera żołnierze równocześnie strzelili i wszystkie cztery osoby wpadły do jamy. Wówczas sprowadzono z góry ścieżką nowe cztery osoby i cała scena dokładnie się powtórzyła. Trwało tak do końca, aż wszystkie osoby cywilne zostały sprowadzone nad jamę i zastrzelone ("Kaźń profesorów lwowskich - lipiec 1941").
Sprawców zbrodni nie udało się osądzić, choć kwestia tego mordu była m.in. przedmiotem obrad Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w 1946 r. w Norymberdze. Śledztwo w sprawie mordu prowadzono później zarówno w RFN, jak i w Polsce.
Niemcy nie poprzestali na zbrodni dokonanej 4 lipca 1941 r. Prawdopodobnie następnego dnia zamordowali doc. Stanisława Mączewskiego. Z kolei 11 lipca ujęli pracowników naukowych Akademii Handlu Zagranicznego Henryka Korowicza i Stanisława Ruziewicza. Obaj profesorowie stracili życie następnego dnia.
Kolejną ofiarą był były premier II Rzeczypospolitej prof. Kazimierz Bartel z Politechniki Lwowskiej, którego rozstrzelano 26 lipca.
Zamordowani Polacy - jak przypomniał na wyżej wspomnianej konferencji ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier, którego krewny zginął w tej zbrodni - nie doczekali się godnego pochówku. W październiku 1943 r. ich zwłoki zostały odkopane, a następnie spalone, przez co ślady mordu uległy zatarciu.
"Ekshumowane zwłoki rozstrzelanych na Wzgórzach Wuleckich profesorów i ich współtowarzyszy przewieziono bezzwłocznie do Lasu Krzywczyckiego i następnego dnia, tj. 9 października, dorzucono je do kilkuset innych trupów i spalono wspólnie na olbrzymim stosie. Zachowane resztki kości zmielono w żwirowym młynie i wraz z popiołami rozrzucono po okolicznym lesie" - cytował prof. Alberta ks. Longchamps de Bérier, dodając, że taki los polskich profesorów jest dużo bardziej przejmujący niż tylko to, że ich pod osłoną nocy zatrzymano, a następnie wywieziono i rozstrzelano.
Sprawców zbrodni nie udało się osądzić, choć kwestia tego mordu była m.in. przedmiotem obrad Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w 1946 r. w Norymberdze. Śledztwo w sprawie mordu prowadzono później zarówno w RFN, jak i w Polsce.
W 2003 r. za sprawą pionu śledczego IPN w Rzeszowie ponownie zaczęto szukać winnych egzekucji Polaków. Pojawiły się nowe dowody - dokumentacja przekazana w 2001 r. do Archiwum Akt Nowych przez Władysława Żeleńskiego, bratanka Tadeusza Boya-Żeleńskiego. W 2007 r. śledztwo po raz kolejny umorzono.
W 1959 r. w Ludwigsburgu ruszyło dochodzenie prowadzone przez Centralę Krajowych Zarządów Wymiaru Sprawiedliwości do Wyjaśnienia Zbrodni Narodowosocjalistycznych. W 1983 r. zostało ono jednak umorzone. Powodem była niemożność przesłuchania jednego z głównych sprawców zbrodni, Waltera Kutschmanna, który ukrywał się w Argentynie.
W 2003 r. za sprawą pionu śledczego IPN w Rzeszowie ponownie zaczęto szukać winnych egzekucji Polaków. Pojawiły się nowe dowody - dokumentacja przekazana w 2001 r. do Archiwum Akt Nowych przez Władysława Żeleńskiego, bratanka Tadeusza Boya-Żeleńskiego. W 2007 r. śledztwo po raz kolejny umorzono.
W lipcu 2011 r. na Wzgórzach Wuleckich odsłonięto pomnik profesorów zamordowanych w 1941 r. Monument powstał z inicjatywy władz Wrocławia i Lwowa. (PAP)
nno/ mjs/ wmk/ skp /