Marzyłem o robieniu obrazów publicznych - ulicznych! - by jak najwięcej ludzi mogło je zobaczyć. Najważniejsze jest ogłoszenie. Mówić, powiedzieć, przekazać, zawiadomić. Poinformować - wyjaśniał Roman Cieślewicz. Współtwórca polskiej szkoły plakatu urodził się 13 stycznia 1930 roku we Lwowie.
„W pracach Cieślewicza wyobraźnia i fantazja idą w parze z prostotą wypowiedzi artystycznej. Powiedzieć, że wyobraźnia artysty ma w sobie nutę szaleństwa, byłoby zbytnim uproszczeniem – ona ma w sobie całą gamę szaleństwa” - ocenił Jan Bończa-Szabłowski w artykule pt. „Wyobraźnia na granicy szaleństwa” („Rzeczpospolita”, 2013) opisując wystawę „Cieślewicz. Legenda polskiego plakatu. Dzieło i postać” w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. „Plakaty Cieślewicza zaskakują przewrotnym poczuciem humoru” - podkreślił.
„Zdobył ogromny rozgłos, wystawiał na całym niemal świecie. Był jednym z głównych twórców polskiej szkoły plakatu, której najważniejszym założeniem stała się prostota i czytelność wypowiedzi plastycznej, posługiwanie się syntetycznym znakiem, poetycką metaforą, bogactwo środków wyrazu” - napisał krytyk sztuki Jerzy Brukwicki (culture.pl, 2004).
Zdaniem Bończy-Szabłowskiego, twórczość Cieślewicza „wywodziła się z ducha polskiego romantyzmu i poszybowała daleko poza horyzont naszego codziennego widzenia i odczuwania świata”.
„Moim marzeniem było robienie obrazów publicznych, żeby jak największa liczba ludzi mogła je zobaczyć.”
„Moim marzeniem było robienie obrazów publicznych, żeby jak największa liczba ludzi mogła je zobaczyć” - powiedział Cieślewicz Wiesławie Wierzchowskiej w książce pt. „Autoportrety” (1994). W związku z tym plakat - obraz uliczny - był dla mnie najważniejszy. Jeszcze przed akademią myślałem o plakacie. Wejść w ulicę. To jest szalenie ważne. Myśląc o różnorodności przedmiotów otaczających człowieka sądzę, że najważniejsze jest ogłoszenie. Mówić, powiedzieć, przekazać, zawiadomić. Poinformować” – wyjaśnił. „Nigdy nie wyobrażałem sobie obrazu niezależnego od treści. Zawsze dążę do tego, żeby obraz był maksymalny i informacja była maksymalna. Trzeba działać na maksimum wyobraźni” - podkreślił.
Roman Cieślewicz urodził się 13 stycznia 1930 roku we Lwowie, jako czwarte dziecko Leona i Sabiny z domu Mieleckiej. Ojciec był mistrzem kaflarskim - to on zaaranżował pierwszy kontakt Romana ze sztuką. „Wyjmował z domowej biblioteczki wybraną książkę i kładł na stole przed synem, który przerysowywał jej okładkę. Była znakomitym wzorem do ćwiczeń, ponieważ przedstawiała złocony rysunek słynnego >>Człowieka witruwiańskiego<< Leonarda da Vinci – postać o idealnych proporcjach” - napisała Justyna Chojnacka w artykule pt. „Intrygujące! >>Uparty jak lwowiak – Roman Cieślewicz<<” na stronie Muzeum Narodowego we Wrocławiu (2022). „Chłopiec w każdej wolnej chwili rysował, kalkował lub podkradał materiały od starszego brata Mieczysława, który przecierał szlaki grafiki artystycznej we lwowskiej Szkole Przemysłowej” - dodała.
Ojciec załatwił synowi lekcje rysunku u polskiego malarza batalisty Stanisława Kaczora Batowskiego (1866–1946). „Po zbombardowaniu domu Batowskiego, które przeżył jedynie malarz, Leon Cieślewicz zaproponował artyście pomoc przy odbudowie domu. Zapłatą za to i budowę pieca kaflowego były lekcje rysunku dla Romana” - przypomniała Chojnacka.
W latach 1943-46 Roman uczęszczał do lwowskiej Szkoły Przemysłu Artystycznego. W 1946 roku rodzina repatriowała do Opola, gdzie szesnastolatek podjął pracę w cementowni „Groszowice”. W następnym roku wznowił jednak naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie. W 1949 r. rozpoczął studia na Wydziale Plakatu Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie - w pracowniach Zbigniewa Pronaszki, Czesława Rzepińskiego, Mieczysława Wejmana. Dyplom zrobił w 1955 r. w pracowni plakatu Jerzego Karolaka i Macieja Makarewicza. Po dyplomie, już w Warszawie, robił plakaty dla Centrali Wynajmu Filmów, Wydawnictwa Artystyczno-Graficznego i Polskiej Izby Handlu Zagranicznego.
„W 1956 roku wraz z Wojciechem Zamecznikiem, Józefem Mroszczakiem i Hubertem Hilscherem opracował szatę graficzną pisma artystycznego >>Projekt<<, dla którego później stworzył kilka znakomitych okładek” - przypomniał Jerzy Brukwicki. W 1959 r. zrealizował koncepcję graficzną powstającego wówczas miesięcznika „Ty i Ja” - do 1962 r. był dyrektorem artystycznym i autorem 46 okładek tego czasopisma, które wciąż jest uznawane za wzór projektowania graficznego. Jako projektant okładek książkowych współpracował z wydawnictwami - m.in. PIW, „Czytelnik”, „Iskry”; tworzył też plakaty dla teatrów - m.in. do „Dziadów” wyreżyserowanych przez Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym (1967).
„Jeszcze przed akademią myślałem o plakacie. Wejść w ulicę. To jest szalenie ważne. Myśląc o różnorodności przedmiotów otaczających człowieka sądzę, że najważniejsze jest ogłoszenie. Mówić, powiedzieć, przekazać, zawiadomić. Poinformować.”
„Popiersie człowieka, którego skamieniała skorupa powoli pęka, okazało się proroczą zapowiedzią, tego, co zdarzyło się w marcu 68 roku, a czego źródłem stała się właśnie inscenizacja arcydramatu Mickiewicza” - opisał ten plakat Bończa-Szabłowski. Podkreślił, że w plakacie „wyraźnie widoczny jest element symetrii, który dostrzegalny jest też w innych pracach artysty”.
Uwagę krytyki i publiczności zwróciły też m.in. plakaty do filmu „Kamienne niebo” (1959), oper „Manru” (1961) i „Więzień” (1962), spektakli „Ksiądz Marek” (1963), „Proces” (1964).
„Cieślewicz miał znakomitą końcówkę polskiego okresu, to było apogeum polskiej szkoły plakatu, tutaj odegrał bardzo ważną rolę, szczególnie serią plakatów dla opery warszawskiej. Przeszedł tam samego siebie, to była eksplozja barokowych form jakich nie było przedtem” - powiedział w radiowej „Dwójce” (2016) Zdzisław Schubert, historyk, krytyk sztuki i przyjaciel artysty.
Na początku 1963 roku Roman Cieślewicz wyjechał do Essen, następnie przeniósł się do Włoch, by we wrześniu tego roku osiąść wraz z żoną rzeźbiarką Aliną Szapocznikow (1926-73) w Paryżu.
„Dołączył do dionizyjskiego kolektywu artystycznego Ruch Paniczny (właściwie był to antyruch), który w 1962 roku w Paryżu założyła trójka przyjaciół ekscentryków: poeta Fernando Arrabal, reżyser Alejandro Jodorowsky oraz mistrz czarnego humoru – rysownik i pisarz Roland Topor” - napisała Justyna Chojnacka. „Zgodnie z fantazyjną myślą tej grupy, Cieślewicz wydawał autorski magazyn informacji panicznej >>Kamikaze<<, który sprowadzał się do krótkich komentarzy i podpisów oraz nietypowo dużych zdjęć, zestawianych ze sobą na sąsiadujących stronach” - dodała.
W latach 1965-69 był dyrektorem artystycznym pisma „Elle”, któremu narzucił własną wizję graficzną. Współpracował też z magazynem „Vogue”, opracował także formułę graficzną pisma artystycznego „Opus International” i kilku innych znaczących czasopism Wykonywał projekty graficzne dla wydawnictw: Hachette, Ketschum, Hazan oraz Galerii Lafayette i Muzeum Picassa. „Wielkie uznanie przyniosły artyście projekty układów graficznych wielusetstronicowych katalogów do wielkich, prestiżowych wystaw w paryskim Centrum Pompidou” - przypomniał Jerzy Brukwicki.
„Będąc za granicą chłonął jak gąbka wszystko, co go otaczało. Jego sztuka wciąż ulegała przeobrażeniom” - powiedział Zdzisław Schubert podczas otwarcia wystawy w Sopocie. „Odkrył tam nowe tendencje wynikające z nowych technologii. Bardzo wciągnął się w nurt neokonstruktywizmu, który do dziś jest na świecie żywy. W każdej jego pracy widać niesłychaną siłę, charyzmę” - dodał.
W 1989 roku Cieślewicz zaprojektował dekorację gmachu Assemblée Nationale, zamówioną przez Zgromadzenie Narodowe i Ministerstwo Kultury Francji dla uczczenia 200-lecia Rewolucji Francuskiej, a rok później - dekorację gmachu paryskiego Ratusza z okazji 100. rocznicy urodzin generała Charlesa de Gaulle’a.
„Wraz z warszawskim Muzeum Literatury zrealizował w Paryżu wystawy: >>70 Rysunków Brunona Schulza<< (1975) i >>Portrety w dziele Stanisława Ignacego Witkiewicza<< (1978). Był stale obecny w życiu artystycznym rodzinnego kraju” - napisał Brukwicki.
Dla warszawskich scen teatralnych Cieślewicz już na emigracji - od 1971 roku obywatel Republiki Francuskiej - wykonał plakaty do spektakli „Szewcy” (1971), „Gdy rozum śpi” (1976) „J.M.K. Wścieklica” (1979), „Raj utracony” (1980). „Zareklamował” też film Andrzeja Wajdy „Panny z Wilka” (1979).
„Był to człowiek niebywale ciekawy świata” - podkreślił Zdzisław Schubert. „A poza tym widzący ten świat specjalną optyką. On potrafił dostrzec w otoczeniu, w rycinach, reprodukcjach to, czego inni nie dostrzegali. Miał specyficzny wzrok wyostrzony na jemu tylko potrzebne wartości, które >>wyciągał<< z tego świata” - wyjaśnił.
„Nazywał siebie >>zwrotniczym siatkówki<<, czyli tym, który przygląda się światu, w którym żyje i patrzy na obrazy, później przepuszcza je przez własny filtr, a to pozwala na zobaczenie ich w innym świetle. Niczym zwrotniczy nadaje więc oczom nowy kierunek – ukazuje nowy kontekst obrazów” - napisała Justyna Chojnacka.
„Talent jest rzeczą niematerialną. Moim zdaniem talent to przede wszystkim szczęście, ale zasadniczą rzeczą jest upór. We Francji mówią >>uparty jak Bretończyk<<, ja mówię >>uparty jak lwowiak<<" - opowiadał Cieślewicz o źródłach swoich sukcesów.
W dziełach Romana Cieślewicza odnaleźć można splot wielu wątków intelektualnych i emocjonalnych. „Określa je ścisły związek słowa i formy plastycznej, umiejętne posługiwanie się językiem sugestywnych wizji. Budował swe prace czerpiąc z ogromnie szerokiego zasobu środków plastycznych - od obrazów dawnych mistrzów po współczesne zdjęcia prasowe” - napisał Jerzy Brukwicki. „Inspirowały go, zwłaszcza w okresie późniejszym, dokonania konstruktywistycznej awangardy rosyjskiej lat 20. XX wieku i polskiego ugrupowania Blok. W plakatach chętnie stosował detal, który poprzez kolejne przetworzenia i powtórzenia przekształcał w klarowny znak, stosował silnie powiększony raster i efekt lustrzanego powielania obrazu" - wyjaśnił. "Uległ czarowi kolażu i fotomontażu. Dostrzegł w nich nowe, szczególnie interesujące możliwości - wykorzystał je w sposób mistrzowski. Romantyzm, poetyka styka się w dziełach Cieślewicza z postawą chłodnego racjonalisty, temperament i emocja z kalkulacją i żelazną logiką. Bardzo często penetrują one naszą podświadomość metodą testów na skojarzenia” - dodał Brukwicki.
„Oto XVII-wieczny uczony z obrazu Rembrandta wiedzie spór z prostym robotnikiem dumnie wykuwającym socjalistyczną przyszłość. Cieślewicz prowadzi też dialog z mistrzami renesansu i baroku, z arcydziełami Dürera, Rubensa, ale też z twórczością Brunona Schulza i Witkacego. W barwnych kolażach artysta drwi z praw fizyki” - napisał Jan Bończa-Szabłowski. „Wśród ulubionych motywów Cieślewicza jest wizerunek Giocondy, czyli Mona Lisy. Często zmieniał jej wyraz twarzy, ubierał w egzotyczny kostium, a nawet łączył z innymi postaciami z historii. Udało mu się nawet >>ocieplić<< wizerunek komunistycznego dyktatora Mao Tse-tunga. Gdy w mundur przywódcy Chin wkleił twarz Mona Lisy, powstał Mona Tse-tung” - dodał.
Roman Cieślewicz miał ponad sto wystaw indywidualnych grafiki, fotomontażu, plakatu, fotografii; brał udział w najważniejszych prezentacjach sztuki plakatu w Polsce, Francji i wielu innych krajach świata.
Jego prace znajdują się m.in. w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Plakatu w Wilanowie, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, Centrum Pompidou w Paryżu i Bibliotece Kongresu USA.
W kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu znajduje się 18 prac Romana Cieślewicza. W większości są to zakupione w 1975 roku od artysty „Figury symetryczne”, które należą do powstałej w latach 1971–74 serii grafik wykonanych w technice sitodrukowej. „Ich kompozycja opiera się na lustrzanym odbiciu względem osi środkowej. Zaczynem całej serii była reklama prasowa dla magazynu >>Zoom<<, którą artysta projektował, pracując dla agencji reklamowej M.A.F.I.A. – wyróżniającej się spośród innych wysokim poziomem artystycznym oraz intrygującymi przedsięwzięciami (współpracowała m.in. z Rolandem Toporem, Jeanem-Michelem Folonem czy Helmutem Newtonem)” - napisała Justyna Chojnacka.
„Cieślewicz należy na pewno do tych nielicznych klasyków, którzy przecierali ścieżki nowoczesnego widzenia graficznego świata” - ocenił Zdzisław Schubert. „A czy dziś inspiruje młodych? Obawiam się, że nie słyszeli nawet tego nazwiska!” - dodał.
Roman Cieślewicz zmarł 21 stycznia 1996 roku w Paryżu - miał 66 lat.
„Zawsze tęsknił za Lwowem i do końca mówił po francusku z lwowskim akcentem. Bardzo śmiesznie. Nikt tak po francusku nie mówił i Romek chyba to nawet pielęgnował” - wspominał Waldemar Świerzy (1931-2013), przyjaciel i „kolega po fachu” Cieślewicza - również współtwórca polskiej szkoły plakatu.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ dki/