
Był komikiem Komedii Ludzkiej; pokazywał człowieka w pełnym blasku i w jego cieniach, w mroku. Ukazywał człowieka pełnego – mówi PAP reżyser Jarosław Kilian. 9 października 1930 roku urodził się w Kielcach Wiesław Gołas, aktor teatralny, filmowy i kabaretowy.
„Oficjalnie, urzędowo, urodziłem się 4 października 1930 roku w Kielcach, a naprawdę – 9 października. Przy chrzcie pijany organista wpisał do mojej metryki błędną datę i tak już zostało” – wspominał wykonawca piosenki „W Polskę idziemy” w książce swej córki Agnieszki Gołas-Ners „Gołas”.
„Mama mi opowiadała, że po pierwszym »klapsie«, jaki daje się noworodkowi, nie zapłakałem, ale roześmiałem się głośno. W karierze odbierającej poród doświadczonej akuszerki byłem pierwszym przypadkiem ryczącego ze śmiechu noworodka” – dodał.
– To jeden z największych polskich komików, jacy w ogóle występowali na scenie – mówi PAP reżyser Jarosław Kilian. – Był komikiem Komedii Ludzkiej; pokazywał człowieka w pełnym blasku i w jego cieniach, w mroku. Ukazywał człowieka pełnego – podkreśla.
„Kreowany na komika, jest w gruncie rzeczy o wiele głębszym aktorem, niż wskazuje to, co dane mu było zagrać” – ocenił Gustaw Holoubek.
– Jeszcze nie wiedziałem, że będę aktorem, a Wiesław Gołas już wzbudzał we mnie wielką sympatię – mówi PAP Jacek Kawalec, który pracował z Gołasem w stołecznym Teatrze Polskim. – Przede wszystkim chyba swoją dobrą, budzącą zaufanie twarzą. Można powiedzieć, że już sam wygląd wyznaczył go do ról ludzi dobrych – z późniejszego własnego doświadczenia wiem, że są one trudniejsze, bo zło jest dramatycznie bardziej atrakcyjne – wyjaśnia.
„(...) jeden z aktorów jest po prostu sensacyjny (nazywa się Wiesław Gołas) i umie wszystko: grać komedię – oczywiście, ale także śpiewać, tańczyć, grać pantomimę i pojedynkować się tak, jak nikt się na naszych scenach nie pojedynkuje”.
„Przecież byłem esesmanem w »Jak być kochaną?«. Moja mama się potem na mnie obraziła” – w rozmowie z PAP w 2020 roku Gołas przypomniał, że grywał także czarne charaktery. „Kiedy Wojciech Has zaproponował mi tę rolę, powiedziałem: proszę bardzo… Miałem przecież w pamięci dobry wzór tego gestapowca, który mnie lał podczas przesłuchań w Kielcach. Na premierę filmu zaprosiłem mamę. »Jak ty mogłeś?!« - powiedziała po seansie” – wspominał.
„Tak, to siedzi w człowieku na zawsze. Byłem w Szarych Szeregach, mam kilka odznaczeń, legitymację AK-owską. Byłem najmłodszy z całej grupy. Starsi koledzy zawsze mówili: »Wiesiek wszystko potrafi«. Gdy dziś wspominam tamte sytuacje, to aż się dziwię, że przeżyłem” – powiedział Gołas Jakubowi Wątorowi (wyborcza.pl). „Kiedyś, tuż przed godziną policyjną, szedłem z bronią zawiniętą w gazety pod pachą, a w drugiej ręce miałem walizkę z ważnymi dokumentami. Wchodziłem na schody przy kieleckiej katedrze, a przede mną wyrósł gestapowiec. Chciałem przeskoczyć dwa schodki, ale się potknąłem i wywróciłem. Broni i walizki jednak twardo trzymałem. Wtedy ten mężczyzna wziął mnie pod łokieć i podniósł. Gdyby mu się trochę ręka obsunęła, to poczułby to żelastwo, które niosłem, i mogłoby być po mnie” – wspominał.
Wpadł podczas kradzieży broni. Trafił do celi, w której wcześniej przebywał aresztowany przez Niemców jego ojciec. Był torturowany. „Pod sam koniec Niemcy stali się szczególnie okrutni, bili okropnie” – opowiadał córce. „Wtedy już nie miałem siły i modliłem się, żeby bomba trafiła w nasze więzienie, ale zabiła nie tylko mnie, ale i ich. Narobiłem sobie wtedy guzów na głowie. Podczas badania siedziałem na stołku przodem do ściany, a ręce miałem wykręcone do tyłu. Lali mnie nahajem po plecach, a ja z całej siły wciskałem głowę w mur, tak chciałem uciec od tych razów. Nie spadła jednak na nas żadna bomba, za to któregoś ranka, w niedzielę, Niemcy zapędzili nas wszystkich do jednej dużej celi. Byliśmy przerażeni, że nas rozwalą, ale wszedł oficer w pełnym rynsztunku, w skórzanym płaszczu i z karabinem, po czym powiedział, że puszczają nas wolno” – wspominał Gołas swoje uwolnienie.
– Po latach, pracując razem na jednej scenie, miałem okazję poznać osobiście pana Wiesława. Co sprawiło, że moja sympatia doń jeszcze się zwiększyła o podziw dla nieprawdopodobnego talentu i szacunek dla pracowitości, profesjonalizmu i w ogóle postawy życiowej – mówi Jacek Kawalec. – Mam nadzieję, że udało mi się części z tych rzeczy choć odrobinę od niego nauczyć. Większość ludzi z mojego pokolenia pamięta go jako szeregowego Czereśniaka z „Czterech Pancernych”. Ja jako kilkuletni chłopiec zapamiętałem jego genialną sceniczną kreację Papkina w „Zemście”. Vis comica pana Wiesia utkwiła we mnie tak mocno, że niekiedy mam wrażenie, iż podświadomie go naśladuję. A już na pewno było tak, kiedy sam miałem okazję zmierzyć się z rolą Papkina w warszawskim Teatrze Polskim – dodaje.
Rolą Papkina Wiesław Gołas zadebiutował w Jeleniej Górze po ukończeniu stołecznej PWST w 1954 roku, później zagrał ją jeszcze dwa razy. „Papkin jest liryczny i zadziorny, żartuje, śmieje się, płacze, umiera rzekomo otruty. Jest w nim wszystko z naszego zawodu” – wyjaśnił.
- Życzyłbym, żeby każdy reżyser tyle uczył się od aktora, ile ja mogłem…, miałem szczęście nauczyć się od Wiesława Gołasa – mówi Jarosław Kilian, dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Warszawie w latach 1999–2010. – To był geniusz aktorstwa – podkreśla.
„Najwłaściwszą miarą jego wielkości jest zdanie Aleksandra Bardiniego skierowane do reżyserów: »Jeśli chodzi o Gołasa, to miałbym tylko jedną wskazówkę - »nie przeszkadzać«” - napisał Jacek Szczerba w „Gazecie Wyborczej” (2008).
Jako Gil w „Paradach” Jana Potockiego, wyreżyserowanych w Teatrze Dramatycznym przez Ewę Bonacką, po występie w kwietniu 1959 w paryskim Teatrze Narodów doczekał się w prasie francuskiej następującej recenzji: „jeden z aktorów jest po prostu sensacyjny (nazywa się Wiesław Gołas) i umie wszystko: grać komedię – oczywiście, ale także śpiewać, tańczyć, grać pantomimę i pojedynkować się tak, jak nikt się na naszych scenach nie pojedynkuje”. Warto przypomnieć, że słowa te napisano jeszcze za życia (zmarł 25 listopada 1959 r.) Gerarda Philipe’a, legendarnego odtwórcy Fanfana Tulipana, mistrza francuskiej filmowej szermierki.
Kojarzony głównie z postaciami komediowymi, m.in. Tomkiem Czereśniakiem z „Czterech pancernych i psa”, Przemysławem Stefanem Waldkiem z „Dzięcioła”, Robertem z „Żony dla Australijczyka” – i kreacjami kabaretowymi – aktor ma w dorobku ważne role dramatyczne.
Chętnie wspominał tytułowego „Ogniomistrza Kalenia” w filmie Ewy i Czesława Petelskich. Już sam stopień wojskowy bohatera skojarzył mu się z ojcem – Teofilem Gołasem, ogniomistrzem w przedwojennym wojsku polskim, zamordowanym przez Niemców na Majdanku. Stworzył w tym filmie kreację wysoko ocenioną przez krytyków i środowisko. „Jesteś większy ode mnie, bo ty Kalenia, a ja tylko Kalenik” – przypomniał w rozmowie z PAP ustną „recenzję” kolegi aktora – Mieczysława Kalenika.
Rola doświadczonego żołnierza, spryciarza i zawadiaki miała mieć swoistą kontynuację w niezrealizowanym filmie fabularnym o Józefie Kurasiu „Ogniu”. Gołas wziął udział w dokumentacji w Nowym Targu i Zakopanem. Kiedy jechał taksówką, taksówkarz, rodowity góral, ostrzegł go, że jeżeli wyjdzie mu postać negatywna „to ja jus cię nie obronię, nie obronię”. Realizację filmu wstrzymał ówczesny sekretarz KC PZPR Stefan Olszowski, któremu przyszło do głowy, że „jakby, nie daj Boże, Gołas zagrał tego bohatera, toby dopiero było!”. – relacjonował aktor rozmowę z dygnitarzem. Widzowie po prostu pokochaliby Kurasia tak, jak wcześniej Kalenia, a na tym akurat najmniej zależało komunistycznym decydentom „od kultury”.
„Myślę, że rola takiego niepokornego i walecznego, a jednocześnie przecież dość kontrowersyjnego człowieka bardzo by mi pasowała. I żałuję, bo być może byłby to drugi, może nawet lepszy, »Ogniomistrz Kaleń«” – wspominał Gołas.
Był współtwórcą kabaretu „Koń” oraz – w latach 1965-1974 – gwiazdą kabaretu „Dudek”, w którym wykonywał słynne skecze, m.in. „Ucz się Jasiu”, i popularne piosenki: „Balladę o Dzikim Zachodzie”, „Tupot białych mew”, „W co się bawić” czy „W Polskę idziemy”. Popularność przyniosły mu występy w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego (1959-1966) oraz w Divertimentach (1966-1967) – wykonywał tam m.in. piosenki „Upiorny twist”, „Kapturek 62”, „No co ja ci zrobiłem?”, „Podła”.
Zagrał także w rozrywkowym spektaklu telewizyjnym Aleksandra Bardiniego „Czytaj Szekspira” w 1962 roku, u Wandy Laskowskiej w pantomimie „Mandagora” (1963) i w parodii „Hamleta” (1967) w reżyserii Witolda Fillera. Wziął udział w widowisku Olgi Lipińskiej „Jadą komedianci” (piosenki kabaretu „Semafor” z Pragi, 1967) i w cyklicznych programach rozrywkowych, m.in.: „Miks” i „Z kobietą w tytule” w reżyserii Olgi Lipińskiej (1963-66).
Po serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965) wyreżyserowanym przez Stanisława Bareję milicjanci salutowali mu na ulicy.
Występował na scenie Teatru Dolnośląskiego we Wrocławiu, Teatru Dramatycznego i Teatru Polskiego w Warszawie.
Do ponad 120 ról w filmach i serialach Wiesław Gołas może dołączyć występy w niezliczonej liczbie anegdot stanowiących swoistą miarę popularności. Poproszony, by zagrał ołówek, aktor miał zapytać: kopiowy czy zwykły? Kiedyś, jadąc jako pasażer i chcąc wybronić kierowcę – był nim muzyk Tadeusz Suchocki – przed mandatem, artysta zwrócił się do milicjanta: pan mnie nie poznaje?! „Poznaję pana, panie Gołas, ale ja pana nie lubię” – odparł niespeszony funkcjonariusz drogówki. Innym razem radiowóz niespodziewanie zajechał mu drogę i wysiedli zeń dwaj milicjanci, by oświadczyć: „bardzo przepraszamy za głupi dowcip, ale nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności, żeby nie zrobić panu jakiegoś żartu, bo tak pana kochamy, panie Siemion”.
Rolę kierowcy Mariana Szyguły w serialu „Droga” (1973) scenarzysta Andrzej Mularczyk napisał specjalnie dla Gołasa – aktor nie miał prawa jazdy. Podczas kręcenia sceny wyprowadzania „pijanego” z knajpy – wypominał mu reżyser Sylwester Chęciński – „oddałeś go milicjantowi, mówiąc, że nam nietrzeźwy w zdjęciach przeszkadza”. Warto przypomnieć, że „Droga” – która wywołała kolejną falę „ogólnopolskiej” popularności Wiesława Gołasa – liczyła sobie raptem sześć odcinków.
Ostatnią rolę filmową zagrał w „Szabli od komendanta” Jana Jakuba Kolskiego (1995). W lutym 2015 r. zdecydował się zakończyć karierę aktorską. W tym samym roku ukazała się książka „Gołas” autorstwa córki artysty Agnieszki Gołas-Ners, z której pochodzi część przytaczanych faktów i anegdot.
Wiesław Gołas zmarł 9 września 2021 roku – miesiąc przed swoimi 91. urodzinami. Jest pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
W licznych wspomnieniach przewija się motyw swoistej „staroświeckości” artysty – nie był bohaterem żadnych skandali, oceniany jest jako ktoś „z prawdziwą klasą”, nietolerujący chamstwa. „Wiesław Gołas był niezwykle kulturalny, wręcz szarmancki” – podkreśla Jarosław Kilian. „To nie jest tylko efekt dobrego wychowania, kindersztuby, to wypływało z jego naturalnej wrażliwości. Był po prostu otwartym, dobrym i ciepłym człowiekiem” – podsumowuje. (PAP)
Paweł Tomczyk
gj/ top/ dki/