Choć mjr Mieczysław Słowikowski „Rygor” odegrał kluczową rolę w lądowaniu aliantów w Afryce Północnej w 1942 r., przez lata jego rola była nieznana, a jego zasługi przypisywali sobie Amerykanie i Brytyjczycy – mówi PAP ambasador RP w Maroku Krzysztof Karwowski, z którego inicjatywy powstał w Kenitrze w Maroku mural, poświęcony pułkownikowi Słowikowskiemu.
Polska Agencja Prasowa: Skąd pomysł muralu przedstawiającego majora Mieczysława Słowikowskiego w Kenitrze w Maroku?
Krzysztof Karwowski: Zacznę od tego, że sama idea uhonorowania majora Mieczysława Słowikowskiego "Rygora" pojawiła się jakieś trzy lata temu, jeszcze przed moim przyjazdem do Maroka. Wtedy razem z moim przyjacielem Pawłem Kudzią, historykiem-pasjonatem, szukaliśmy związków między Polską, a Marokiem. Przykładem takiego związku jest właśnie "Agencja Afryka" i kierujący nią major Mieczysław Słowikowski "Rygor". W lipcu 1941 roku dotarł on do Algierii jako szef ekspozytury polskiego wywiadu na Afrykę Północną i stworzył genialną siatkę agentów, rozpościerającą się nie tylko na Algierę, ale i na Tunezję i Maroko. Ta siatka to właśnie "Agencja Afryka". Odegrała ona kluczową rolę w operacji "Torch", czyli lądowaniu wojsk amerykańskich i brytyjskich w Afryce Północnej w listopadzie 1942 roku. Kierując tą siatką Słowikowski często pojawiał się w Maroku, gdzie werbował agentów i odbierał od nich meldunki. Spotykał się też z przyjaciółmi, takimi jak miejscowy komisarz Marcel Dubois, jego opiekun i dobry duch w Maroku, czy na przykład Josephine Baker...
PAP: Tą słynną tancerką amerykańską?
Krzysztof Karwowski: Tak, słynną tancerką, która współpracowała z francuskim ruchem oporu. Właśnie z nią Słowikowski trzymał zresztą do chrztu syna owego komisarza Marcela Dubois. Gdy poznaliśmy historię majora Słowikowskiego, uznaliśmy, że koniecznie trzeba go uczcić i pokazać jego rolę. Zastanawialiśmy się tylko, jak to zrobić. Paweł Kudzia opublikował kilka artykułów o wkładzie Słowikowskiego i "Agencji Afryka" w doprowadzeniu do operacji "Torch".
PAP: W tych artykułach pisał, że Słowikowski swoją aktywność szpiegowską rozwinął dzięki działalności gospodarczej, którą podjął w północnej Afryce. To była oficjalna działalność "Rygora" i pod tą przykrywką prowadził pracę wywiadowczą?
Krzysztof Karwowski: Dokładnie tak. Gdy przyjechał w lipcu 1941 roku do Algierii, zaczął szukać przykrywki, pod którą mógłby swobodnie działać. Nestor polskiej Polonii w Algierze zasugerował mu, by przejął upadającą fabrykę płatków owsianych. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Słowikowski zrobił na tym rewelacyjny biznes. Byłą to przykrywka wywiadowcza, która dodatkowo przynosiła zysk. Dochody z tego biznesu Słowikowski wykorzystywał do opłacania agentów, przekupywania urzędników Vichy itd. To jednak nie był koniec jego biznesowej aktywności. Fabryka płatków owsianych produkowała dużo odpadów, Słowikowski wpadł więc na pomysł, żeby założyć hodowle świń. Dzięki temu utylizowane były odpady po płatkach owsianych. Co ciekawe, hodowla świń sąsiadowała z lotniskiem w Algierze. Dzięki temu ludzie Słowikowskiego mogli bez przeszkód obserwować ruch samolotów wojskowych. Potem w Agadirze w Maroku Słowikowski wykupił dodatkowo fabrykę kutrów i firmę zajmującą się produkcją sardynek. Dzięki temu mógł wypływać w morze, obserwować statki i porty na wybrzeżu marokańskim.
PAP: W jakim stopniu te wszystkie firmy były opanowane przez polski wywiad?
Krzysztof Karwowski: Cały marketing tych firm to byli oficerowie polskiego wywiadu. Jako przedstawiciele tych firm podróżowali po Algierii i Maroku. Był wśród nich np. Maksymilian Ciężki, jeden z autorów złamania kodu "Enigmy". Ale wszyscy ci ludzie funkcjonowali jako szanowani biznesmeni i nikt im nie przeszkadzał w podróżach.
Dzięki "Rygorowi" Amerykanie wylądowali w 1942 roku w Maroku praktycznie z zamkniętymi oczami, ratując dziesiątki tysięcy żołnierzy.
PAP: Rozumiem, że wtedy terytoria Maroka i Algierii były wtedy pod władzą współpracującego z Niemcami rządu Vichy.
Krzysztof Karwowski: Tak, stąd były tam także duże wpływy Gestapo. Tyle, że Maroko różniło się od Algierii, bo było protektoratem, a Algiera była po prostu francuską kolonią. Ówczesny sułtan Maroka, późniejszy król Mohammed V odmówił na przykład władzom francuskim wydania marokańskich Żydów. Odmówił też, by Żydzi marokańscy nosili żółte gwiazdy. Stwierdził, że jeśli już, wszyscy Marokańczycy będą je nosili. Inna sytuacja była w Algierii, bezpośrednio podlegającej administracji Vichy. Zarówno w Algierii, jak i w Maroku działał oczywiście francuski ruch oporu, z którym major Słowikowski współpracował. Miał też sporo szczęścia. Gestapo było na jego tropie, specjalna jednostka niemieckiej tajnej policji przyjechała z Francji, szukając szpiega. W pewnym momencie został nawet aresztowany, ale zwolniono go dzięki pomocy przyjaciół. Wszystko to opisał w swoich wspomnieniach "W tajnej służbie - polski wkład do zwycięstwa w II wojnie światowej", wydanych w Londynie w latach 70.
PAP: Ale dlaczego akurat Polak budował siatkę wywiadowczą dla Aliantów w Afryce Północnej?
Krzysztof Karwowski: Gdy w 1940 roku upadła Francja, cała jej flota, druga co do wielkości flota w Europie, pozostała nienaruszona. Brytyjczycy zażądali więc od Francuzów oddania tej floty, bo nie chcieli ryzykować, że dostanie się ona w ręce Niemców. Francja odmówiła. Brytyjczycy wpłynęli więc do jednej z zatok algierskich, gdzie większość tej floty stacjonowała i gdy Francuzi nie zareagowali na kolejne ultimatum, po prostu zatopili całą francuską flotę. Przy okazji zginęło wielu marynarzy francuskich. Ta sprawa wywołała ostry spór między Wielką Brytanią, a Francją. W tej sytuacji Brytyjczycy mieli olbrzymie trudności, by zbudować na francuskich terenach siatkę wywiadowczą. Wcześniej przecież nie mieli szpiegów u sojusznika. Gdy jeden z Brytyjczyków otrzymał zadanie, by stworzyć siatkę wywiadowczą w Afryce Północnej, oświadczył, że potrzebuje pół roku na przygotowanie takiej misji. Tymczasem Słowikowski powiedział, że może jechać do Afryki Północnej nawet następnego dnia. Stąd to on zbudował siatkę wywiadowczą dla Aliantów. Amerykanie, którzy podsumowywali potem operację "Torch" uznali, że to był genialny ruch Brytyjczyków, że wskazali właśnie kogoś takiego jak Słowikowski. Który nie tylko stworzył siatkę wywiadowczą, ale był niezwykle efektywny i skuteczny. Słowikowski wysłał m.in. poprzez konsulat amerykański w Algierze ponad 1200 raportów i depesz. Zastrzegł, że zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie mogą z depesz korzystać, pod warunkiem, że będzie zaznaczone, iż źródłem jest wywiad Wojska Polskiego. Dzięki "Rygorowi" Amerykanie wylądowali w 1942 roku w Maroku praktycznie z zamkniętymi oczami, ratując dziesiątki tysięcy żołnierzy.
Słowikowski cieszył się z decyzji o desancie w Maroku, liczył bowiem, że kolejnym krokiem będzie ofensywa na Bałkanach i dzięki temu Polska zostanie wyzwolona od południa. Jak wiemy, niestety tak się nie stało.
PAP: Podczas uroczystości odsłonięcia muralu w Kenitrze przyznał to ambasador USA w Maroku...
Krzysztof Karwowski: Major Mieczysław Słowikowski był w Afryce Północnej od lipca 1941 roku. W czerwcu 1942 roku osobiście prezydent USA Franklin Rooslvelt wysyłał do niego do Algieru pułkownika Roberta Solborga, by ten osobiście poznał człowieka, który przesyła tak wyśmienite informacje. Pułkownik Solborg rozmawiał ze Słowikowskim po polsku, miał bowiem matkę Polkę. Ta rozmowa ostatecznie przekonałą Amerykanów do desantu właśnie w Maroku. Słowikowski cieszył się z tej decyzji, liczył bowiem, że kolejnym krokiem będzie ofensywa na Bałkanach i dzięki temu Polska zostanie wyzwolona od południa. Jak wiemy, niestety tak się nie stało. Po operacji "Torch" miała miejsce konferencja w Casablance, podczas której spotkali się prezydent Roosvelt z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem, a także sułtanem, późniejszym królem Maroka Muhammedem V. Zdjęcie z tego spotkania również zostało przedstawione na muralu, obok postaci majora Mieczysława Słowikowskiego, gdy był dekorowany w Algierze w 1943 roku medalem "Legion of Merit". Na muralu jest także mapa lądowania Amerykanów i Brytyjczyków w Afryce Północnej. Mural jest w Kenitrze, bo to było jedno z miejsc lądowania Aliantów w Afryce Północnej.
PAP: Jak udało się doprowadzić do tego, że mural powstał?
Krzysztof Karwowski: Myślę, że gdy zakończę swoją misję ambasadora, napiszę o tym książkę. Pomysł muralu pojawił się pod koniec 2021 roku, kiedy przygotowywaliśmy plan pracy na 2022 rok. Wiedzieliśmy, że na ten rok przypada 80-ta rocznica operacji "Torch" i chcieliśmy w ten sposób tę rocznicę uczcić. Wtedy wiedza o Słowikowskim była niewielka. Po wojnie Amerykanie i Brytyjczycy przywłaszczyli sobie jego zasługi, a o nim nie miał kto przypominać, bo w komunistycznej Polsce był wyklęty.
PAP: No tak, po wojnie musiał zostać na emigracji w Wielkiej Brytanii.
Gdy 8 listopada 2022 roku w Tangerze otwarto wystawę poświęconą operacji "Torch", też nie było tam słowa o Słowikowskim i Polakach. Byłem tam i podczas uroczystości powiedziałem o roli Słowikowskiego, cytując Amerykańskich historyków. To zrobiło wrażenie, dlatego potem ambasada USA na swoich stronach internetowych przyznała, że Słowikowski odegrał bardzo ważną rolę w operacji "Torch".
Krzysztof Karwowski: Tak, a znaczenie miało też to, że to był przecież wywiad. Czyli działalność, którą na ogół rzadko się ujawnia. Słowikowski na szczęście zachował wszystkie swoje dokumenty, dzięki czemu mógł je odtworzyć w książce "W tajnej służbie". Wcześniej, przez ponad 30 lat, nikt go nie wspominał - ani komunistyczna Polska, ani Brytyjczycy czy Amerykanie. Słowikowski oczywiście cały czas działał na emigracji, był nawet ministrem w rządzie emigracyjnym, opowiadał o swoich przygodach, jednak były to tylko jego opowieści. Amerykanie i Brytyjczycy byli pewni, że nikt ich nie skarci za to, że zasługi Słowikowskiego przypisują swoim konsulom. Tym niemniej nawet w książkach amerykańskich historyków z czasem zaczęła pojawiać się informacja, że o ile Słowikowski jako przedsiębiorca poruszał się po całej Afryce Północnej bez przeszkód, konsulowie alianccy byli cały czas obserwowani przez policję Vichy i Gestapo, mieli więc ograniczone możliwości działania. Ale nawet gdy w latach 90. w pracach amerykańskich historyków zaczęła się pojawiać teza, że to nie ich konsulowie, tylko jacyś Polacy wykonali gros pracy przygotowawczej do operacji "Torch", oficjalnie Amerykanie nie chcieli się dzielić ze Słowikowskim sukcesem. Długi czas w internetowych notach o operacji "Torch" nie było słowa o Polakach. W amerykańskiej wikipedii, w haśle dotyczącym operacji "Torch" była co prawda od jakiegoś czasu notka, w której wspomina się o "Agencji Afryka" i Słowikowskim, ale było to wspomniane na marginesie. Gdy 8 listopada 2022 roku w Tangerze otwarto wystawę poświęconą operacji "Torch", też nie było tam słowa o Słowikowskim i Polakach. Byłem tam i podczas uroczystości powiedziałem o roli Słowikowskiego, cytując Amerykańskich historyków. To zrobiło wrażenie, dlatego potem ambasada USA na swoich stronach internetowych przyznała, że Słowikowski odegrał bardzo ważną rolę w operacji "Torch".
PAP: Czy Amerykanów trzeba było jakoś przekonać, żeby poparli powstanie muralu?
Krzysztof Karwowski: Nie, do tego nie trzeba było ich przekonywać, chętnie w to weszli. Bardziej sceptyczni byli Brytyjczycy. Kiedy wpadliśmy na to, że chcemy robić mural i dostaliśmy pieniądze z MSZ, okazało się, że mamy ich za mało. Bo początkowo chcieliśmy robić mały mural, na małej ścianie, na przykład 10 na 5 metrów. Gdy dostaliśmy ścianę w Kenitrze, okazało się, że to ściana ogromnej wielkości. Poza tym zgodę na mural otrzymaliśmy dopiero 15 listopada 2022 roku, byłem więc przekonany, że w 2022 roku nie uda się już go namalować. W sumie jednak mieliśmy ogromne szczęście, porównywalne ze szczęściem Słowikowskiego. Dwie polskie firmy w ostatniej chwili zwiększyły nam budżet, płacąc m.in. za rusztowanie, które najwięcej kosztowało. Bo tylko dzięki rusztowaniu można było mural namalować na czas. Dwie wspaniałe osoby, Anna Troczyńska i Daria Makarewicz podjęły się namalowania muralu przez 10 dni, ale warunkiem było, że będą pracować na rusztowaniu. Gdyby miały do dyspozycji dźwig, wszystko trwałoby trzy tygodnie. Ponadto zgodziły się pracować w Święta Bożego Narodzenia, a znajomy hotelarz zgodził się je zakwaterować za pół darmo. Kolejnym cudem było to, że w czasie malowania nie spadła kropla deszczu, choć akurat w Maroku trwa pora deszczowa. Gdyby padało, farby by spłynęły.
PAP: Podobno poza muralem, ma podobno powstać także gra komputerowa, poświęcona majorowi Mieczysławowi Słowikowskiemu?
Krzysztof Karwowski: Tak, ma to być gra interaktywna "Śladami Słowikowskiego". Przygotowuje ją Ewa Potocka, czyli projektantka muralu. Gra ma być gotowa w połowie marca.
Rozmawiał Piotr Śmiłowicz (PAP)
pś/