Wszyscy prawnicy, którzy znaleźli się w niemieckich sądach w okupowanej Polsce byli przysłani z sądów czy prokuratur ze „starej” Rzeszy. Byli wśród nich tacy, których można określić polakożercami. W RFN prawomocnie nie skazano żadnego prawnika III Rzeszy – mówi PAP dr Konrad Graczyk, zastępca dyrektora Biura Badań Historycznych IPN.
"W odpowiedzi na pytanie o sens utworzenia niemieckiego sądownictwa w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej naukowcy wskazują dwa argumenty, w zależności od tego czy mówimy o ziemiach polskich wcielonych do III Rzeszy czy o Generalnym Gubernatorstwie" - powiedział PAP Konrad Graczyk.
W przypadku Generalnego Gubernatorstwa "sądy niemieckie zostały utworzone przede wszystkim ze względów gospodarczych, to znaczy dla utrzymania jakiegoś obrotu gospodarczego, to jedna rzecz, a druga to dla stosowania przepisów karnych w tym obszarze gospodarczym".
"Natomiast jeśli chodzi o ziemie wcielone to mamy kwestię podstawowego celu dla którego ta aneksja nastąpiła, czyli integracja tych ziem z tzw. starą Rzeszą. Miało nastąpić i stopniowo następowało ujednolicenie tego obszaru z Rzeszą. To się objawiało np. przez zmianę nazw ulic, a także przez instalację niemieckich urzędów, policji, sądownictwa, wprowadzenie niemieckiego prawa. Dążono do takiego stanu, żeby wszystkie zachowania policjantów, niemieckich, urzędników, prawników były takie, jak w starej Rzeszy, żeby nastąpiła integracja tego obszaru z Niemcami" - stwierdził wiceszef BBH IPN.
Wszyscy ci prawnicy, sędziowie, prokuratorzy, którzy w okupowanej Polsce się znaleźli byli przysłani z sądów czy prokuratur niemieckich ze "starej" Rzeszy, "osłabiając kadrowo tamtejsze jednostki organizacyjne sądownictwa".
"Procedura delegowania była różna. W przypadku sądownictwa na Górnym Śląsku czy w Generalnym Gubernatorstwie widać, że w znacznej części ci sędziowie wywodzili się z Dolnego Śląska. Sprzyjała temu znajomość terenu pogranicznego z Polską, niektórzy z nich, zazwyczaj słabo, bo słabo, ale znali język polski, a poza tym należeli w większości do partii nazistowskiej i do różnych organizacji niemieckich, np. Bund Deutscher Osten, co gwarantowało pożądane nastawienie w stosunku do +podludzi+ ze wschodu" - zauważył rozmówca PAP.
"Poza sędziami zawodowymi, doświadczonymi, byli także przysłani prawnicy, którzy w okresie pokoju wykonywali jakiś wolny zawód prawniczy, np. byli notariuszami czy adwokatami, ale z różnych powodów chcieli wstąpić do sądownictwa, czyli zostać etatowym prokuratorem czy sędzią. Pewną rolę mogła tu odgrywać nadzieja na wyreklamowanie od służby wojskowej, ponieważ gdyby pozostali adwokatami to zapewne trafiliby do Wehrmachtu. Jeśli byli sędziami czy prokuratorami, zwłaszcza na wschodzie, to szanse na uniknięcie służby wojskowej wzrastały" - dodał.
Konrad Graczyk zwrócił uwagę, że "wśród tych sędziów i prokuratorów byli tacy, których można określić polakożercami. To było widać w ich stosunku do polskich podsądnych, do żądanego przez prokuratora czy orzekanego przez sędziego wymiaru kary, ich stosunku do polskich świadków".
"Zdarzały się też przypadki sędziów, którzy starali się być łagodni bądź po prostu mieli stosunek neutralny, to znaczy było im to obojętne, starali się na jakimś minimalnym poziomie przyzwoitości wykonywać swoje obowiązki".
"Byli i tacy, jak pewien urzędnik, który zawalał wszystkie terminy, miał bardzo duże zaległości służbowe - i trudno powiedzieć czy to był przypadek świadomego zaniedbywania czy po prostu taki był charakter owego urzędnika. Jego przełożeni podjęli nawet kroki do pozbycia się go z Generalnego Gubernatorstwa, ale te plany spaliły na panewce ponieważ nie można było z Rzeszy uzyskać żadnego zastępstwa dla niego. W czasie wojny sądownictwo niemieckie zmagało się z dużymi problemami kadrowymi, podsycanymi dodatkowo właśnie przez powołania do Wehrmachtu czy konieczność obsadzenia nowych sądów, tworzonych w miarę ekspansji III Rzeszy" - powiedział PAP Konrad Graczyk.
Zapytany o termin zbrodni sądowej naukowiec stwierdził, że "w potocznym rozumieniu to jest zaprzeczenie pięknej idei sprawowania wymiaru sprawiedliwości tak, żeby wyroki były sprawiedliwe, uczciwe, adekwatne. Zbrodnia sądowa jest jaskrawym zaprzeczeniem tej idei, sytuacją kiedy sąd i w pewnym zakresie też prokurator wykorzystuje powierzony mu przez władzę państwową zakres działania w sposób sprzeczny z celami, które powinny mu przyświecać. I pod pozorem wyroku sądowego czyni bezprawie, wielką niesprawiedliwość".
"Zazwyczaj kojarzy nam się to z przypadkiem niesłusznego skazania na karę śmierci, ale to też może być skazanie na karę wieloletniego czy dożywotniego więzienia, to też wielka niesprawiedliwość dla skazanego" - podkreślił.
W kontekście zbrodni sądowej "moją uwagę zwróciła sprawa skazanego na karę śmierci Ignacego Kaczmarka. Tego rodzaju wyroków sądów niemieckich, powszechnych, a nie wojskowych, w okresie II wojny światowej było prawie 16 tysięcy. Tak więc jest to wyrok jeden z wielu" - zauważył Konrad Graczyk. "Natomiast to co go w moim przekonaniu odróżnia od wielu z tych orzeczeń, to fakt, że da się wykazać, że była to zbrodnia sądowa, ponieważ sędziowie mieli z góry powzięty zamiar skazania tego człowieka na karę śmierci niezależnie od brzmienia przepisu i ustalonego stanu faktycznego. To znaczy czyn, za który został Kaczmarek skazany nie wypełniał ustawowych znamion przepisu, który został wykorzystany przez sędziów niemieckich. Czyli nadużyli prawa, skazując go na karę śmierci".
"W swojej książce ("Sprawa Ignacego Kaczmarka. Studium przypadku niemieckiego zabójstwa sądowego z 1944 r. oraz rozliczeń z okupacją niemiecką") rozważam to zagadnienie na kilku płaszczyznach i sądzę, że udało mi się to wykazać. Tu generalnym tłem całej historii jest ten moment, w którym niemieckie sądownictwo i w ogóle III Rzesza się znajduje - to jest połowa 1944 roku i widać już zbliżającą się perspektywę upadku reżimu totalitarnego" - podkreślił naukowiec. "Kolejna kwestia - oskarżonym był Polak, patriota, lokalny lider, który był znany ze swej propolskiej postawy, był wcześniej powstańcem śląskim, działaczem który oddziaływał na swoje otoczenie i był ze swoich poglądów znany. Przypuszczam, że niemieccy sędziowie uznali ten przypadek za adekwatny do wykazania się służalczością wobec władz, żeby wpisać się w surową politykę karną, która miała działać na społeczeństwo górnośląskie i szerzej niemieckie w tym schyłkowym okresie III Rzeszy".
Kaczmarka skazał trzyosobowy skład orzekający. "Z tego składu dwóch sędziów zmarło niedługo po zakończeniu II wojny światowej. Trzeci sędzia był najmłodszy z nich stażem i jego historia idealnie wpisuje się w los większości prawników III Rzeszy, którzy później znaleźli zatrudnienie w sądownictwie Niemiec Zachodnich" - zwrócił uwagę rozmówca PAP.
"To jest przypadek Gerharda Wedde, który w roku 1953 został przyjęty do sądownictwa w Stuttgarcie w Republice Federalnej Niemiec i tam spokojnie sobie pracował do momentu, kiedy w Niemieckiej Republice Demokratycznej (NRD) został odnaleziony wyrok na Kaczmarka. Obok kilku innych orzeczeń stał się przedmiotem ofensywy propagandowej NRD wymierzonej właśnie w RFN i politykę zatrudniania ludzi z brunatną przeszłością".
"W przestrzeni publicznej zaczęły się pojawiać różnego rodzaju oskarżenia dotyczące udziału w tym wyroku, ów sędzia został poproszony o ustosunkowanie się do oskarżeń. Później formalnie wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne, ale jego prawnicza wiedza i po części łut szczęścia mu sprzyjały, ponieważ bronił się stwierdzeniem, że w trakcie narady nad wyrokiem przeciwko Ignacemu Kaczmarkowi jako jedyny ze składu orzekającego głosował przeciwko karze śmierci" - powiedział Konrad Graczyk. "Ponieważ pozostali dwaj sędziowie nie żyli już wówczas, to procesowo śledczy zachodnioniemieccy nie mogli zweryfikować tego twierdzenia. Postępowanie zostało umorzone".
Później w samym sądownictwie Badenii-Wirtembergii działała komisja, która miała badać tego rodzaju przypadki. "Działalność zakończyła się konkluzją, że komisja co prawda nie daje wiary tłumaczeniu sędziego, ale nie można go obalić. Zarekomendowano, żeby go już... nie awansować".
"Potem atmosfera w RFN wokół takich sędziów gęstniała, uchwalono więc przepisy umożliwiające wcześniejsze przejście na emeryturę i ten sędzia kilkakrotnie był namawiany do skorzystania z tej opcji. I w końcu skorzystał. Odszedł z sądownictwa, pracował na wolnym rynku. Dożył bardzo sędziwego wieku" - podkreślił naukowiec.
"W RFN prawomocnie nie skazano żadnego prawnika III Rzeszy. Prokurator, który oskarżał Kaczmarka Gerhard Pchalek, który mieszkał w NRD został z kolei skazany za swoją działalność prokuratora na okupowanych ziemiach polskich na cztery lata więzienia, za to, że w szeregu przypadków żądał kary śmierci, i że ta kara śmierci była orzekana" - powiedział PAP Konrad Graczyk, który w maju w oddziale Instytutu Pileckiego w Berlinie wziął udział w seminarium na temat niemieckiego sądownictwa w okupowanej Polsce w latach 1939-1945.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ jar/