
Miesięcznik historyczny „Mówią wieki” w ekspresowym tempie zareagował na polityczną burzę wokół Grenlandii. Rozpętały ją zgłoszone przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa roszczenia do tej największej wyspy świata.
Siedem razy większa od Polski i licząca tylu mieszkańców co nasze Legionowo, Ełk czy Pruszków Grenlandia była do tej pory przedmiotem troski co najwyżej ekologów, którzy (na próżno) ślą w świat alarmy o topnieniu lodowców. Jednak w marcu 2025 r. ta największa wyspa świata przykuła uwagę także osób z różnych innych dziedzin: ekonomii, polityki i historii. Sprawił to Donald Trump, który zadeklarował, że Grenlandia mu się należy.
O tym, do kogo Grenlandia należała do tej pory w marcowym numerze miesięcznika „Mówią wieki” napisała Grażyna Szelągowska, profesor historii z Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomniała, że pod względem geograficznym wyspa jest wprawdzie częścią Ameryki Północnej, ale historycznie, politycznie i ekonomicznie pozostaje związana z Europą.
Odkryta przez wikingów, początkowo znajdowała się pod panowaniem Norwegii, a od końca XIV wieku – Danii. Jeśli bywała przedmiotem sporów, to tylko między tymi dwoma państwami. Zmieniło się to dopiero w trakcie II wojny światowej, gdy Dania trafiła pod okupację niemiecką, a na strategiczne położenie Grenlandii (a potem także na jej bogactwa naturalne) uwagę zwrócili Amerykanie.
Za sprawą zbudowanych błyskawicznie baz wojskowych Grenlandia dokonała skoku cywilizacyjnego. Stopniowo też zaczęła się emancypować. Przykładem tej samodzielności może być fakt, że choć formalnie jest posiadłością Danii, nie należy jednak do Unii Europejskiej.
Artykuł o Grenlandii to tylko jedna z kilku opowieści o krajach i krainach zasiedlonych w średniowieczu przez wikingów. Wojownicy z dalekiej północy w pewnym momencie zapuścili się aż na Bliski Wschód. Byli postrachem wysp brytyjskich i imperium Franków, a z czasem już im nie wystarczyło łupienie cudzych państw i założyli własne. Fascynowali i nie przestają fascynować nie tylko z powodu swojej siły, ale też za sprawą kultury.
O świecie ich bogów w marcowym numerze „Mówią wieki” napisała Marta Rey-Radlińska, adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zwróciła uwagę, że skandynawscy bogowie w wielu aspektach różnią się od swoich odpowiedników w innych kulturach. Czym? Nie byli wszechwiedzący. Nawet najmądrzejszy z nich Odyn, aby zdobyć wiedzę, musiał odbywać dalekie i niebezpieczne wyprawy, posłużyć się sprytem i nie zawahać przed zdradą. Nie byli też nieśmiertelni, mieli różne wady i przywary. Dzięki temu bogowie nordyckiego panteonu byli jednak o wiele bliżsi ludziom, którzy mogli się z nimi utożsamiać. Ukazany w Eddach świat nordyckich bogów był surowy tak jak krainy wikingów. Paradoksalnie wiedzę o tym panteonie wikingów zawdzięczamy chrześcijaństwu.
Wikingowie swoich sag nie spisywali, zrobili to dopiero mnisi, którzy się z nimi zetknęli.
Autor kolejnego artykułu, Jakub Morawiec z Uniwersytetu Śląskiego, opisał najazdy wikingów na państwo Franków. Choć doszło do nich ponad tysiąc lat temu, pozostawiły po sobie wiele trwałych śladów: w nazwach miejscowych, obyczajach i kulturze. Przybysze z Północy nie tylko zajęli Normandię, lecz także przeszczepiali swoje prawo i obyczaje. Nie byłoby samej nazwy Normandia gdyby nie Normanowie jak nazywano wikingów.
Przy lekturze marcowego numer Mówią wieki warto też sięgnąć po pozostałe teksty o wikingach. Maciej Biernacki, student historii z Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego, napisał o tych, którzy podbili wyspy brytyjskie (choć zaczęli banalnie – od rabowania klasztorów i osad), zaś
Cezary Namirski - archeolog z Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej opisał dzieje wikingów w Irlandii.(PAP)
jkrz/