W stulecie Bitwy Warszawskiej redakcja „Mówią wieki” przygotowała numer poświęcony w całości okolicznościom zwycięstwa nad Armią Czerwoną. Autorzy przybliżają nie tylko przebieg bitwy i całej kampanii roku 1920, ale także mniej znane epizody tych wydarzeń i dorobek historiografii.
W słowie wstępnym marszałek Sejmu Elżbieta Witek podkreśla znaczenie ponadpartyjnej zgody, która doprowadziła do powołania kluczowego dla losów wojny rządu pod przewodnictwem Wincentego Witosa. „Nie ustąpimy przed żadną groźbą zgwałcenia prawa narodu polskiego do wolności i zjednoczenia” – podkreślił w cytowanym przez marszałek sejmowym expose premier Witos. Postawa premiera skłaniała wielu polityków do wstąpienia w szeregi armii. „Symbolem poselskiego zaangażowania w wojnę polsko-bolszewicką stał się Aleksander Napiórkowski, działacz PPS, poseł na Sejm Ustawodawczy. 13 lipca 1920 roku wstąpił do wojska. Został ciężko ranny 18 sierpnia, kiedy dowodził szarżą szwadronu ułanów na pozycje bolszewickie pod Ciechanowem, zmarł tego samego dnia” – przypomina marszałek Elżbieta Witek.
Dziś poza sferą sporów pozostaje znaczenie Bitwy Warszawskiej dla przyszłych losów państwa i narodu, jak jednak podkreśla redaktor naczelny miesięcznika prof. Michał Kopczyński, jest to wciąż historia niedostatecznie poznana. Mimo swojej skali i bezprecedensowego znaczenia pamięć o niej przesłania dramat lat 1939-1945 oraz pięć dekad przemilczania i umniejszania w czasach PRL. „W tym właśnie sensie wojna polsko-bolszewicka jest wciąż historią nieopowiedzianą, wartą nie tylko studiów historyków, ale i zainteresowania miłośników przeszłości” – podkreśla prof. Kopczyński.
Ożywianiu pamięci o bitwie towarzyszą sprzyjają dyskusje i polemiki historyków. Na łamach magazynu o wydarzeniach wojny z bolszewikami dyskutują profesorowie Janusz Odziemkowski i Wiesław Jan Wysocki. Ich zdaniem należy pamiętać o tym jak wiele czynników zadecydowało o zwycięstwie z sierpnia 1920 r. Zdaniem prof. Odziemkowskiego wielkie znacznie miało morale polskich ochotników. „W tej specyficznej wojnie to my, Polacy, okazaliśmy się lepsi. W moim przekonaniu dlatego, że oddziały polskie były ochotniczymi” – podkreśla. Jego zdaniem, ten dominujący ochotniczy charakter armii decydował o jej przewadze nad bolszewikami, którzy stanowili „masę ludzi, których zaciągnięto do niej siłą. Nie było impetu, nie było inicjatywy, woli walki”. Drugi z rozmówców odnosi się do trwającej od niemal stu lat dyskusji wokół autorstwa planu ofensywy znad Wieprza. „Jeśli ze względów politycznych szuka się jego twórców innych niż Piłsudski, to mamy dowód pośredni na to, że opracował go naczelny wódz: wrześniową bitwę niemeńską. To również był wojskowy majstersztyk i nikt nie twierdzi, że zaplanował ją ktoś inny” – podkreśla prof. Wysocki.
Opinie o waleczności polskich żołnierzach potwierdzają cytowane przez prof. Odziemkowskiego wspomnienia dowódców sowieckich. „Walczą z fanatyczną wprost zaciętością” – zapisał jeden z nich. W raporcie z początku czerwca 1920 r. czuć ogromne rozczarowanie niechętnym przyjęciem „ideałów” bolszewizmu: „Przeklęta, ciemna Polska wykazała szowinizm i tępą nienawiść do ruskich”.
Bitwa Warszawska miała wielu bezimiennych bohaterów nie tylko wśród żołnierzy walczących na froncie. Wśród przypomnianych przez prof. Janusza Odziemkowskiego są kolejarze, którzy w niezwykle trudnych warunkach dokonali ogromnej ewakuacji taboru kolejowego, który później okazał się niezbędny podczas przegrupowania polskich sił do kontrofensywy znad Wieprza. „Dodajmy, że w trakcie ewakuacji nasi saperzy i wojska kolejowe dokonali rozległych zniszczeń na opuszczanych stacjach. Dlatego podczas bitwy pod Warszawą transport kolejowy dla wojsk Tuchaczewskiego docierał tylko do Niemna i Bugu, dalej zaopatrzenie przewożono taborem konnym” – podkreśla prof. Odziemkowski. Autorzy przypominają również historię dwóch pozostałych czynników decydujących o polskim zwycięstwie – ochotników oraz polskich kryptologów, którzy złamali szyfry bolszewickiego dowództwa.
Szlak Armii Czerwonej był znaczony zbrodniami popełnianymi przez bolszewików na polskich jeńcach i cywilach. „W lipcu 1920 roku kozacy Budionnego wymordowali oficerów z załogi pociągu pancernego Dowbor-Muśnicki, która po wyczerpaniu amunicji poddała się w okolicach Fastowa. Śmierci uniknęli ci, którzy nie przyznali się, że są oficerami” – opisuje Tomasz Bohun. Ta i inna zbrodnie były przesłaniane w sowieckiej i współczesnej rosyjskiej propagandzie twierdzeniami o mordowaniu i głodzeniu jeńców przez Polaków. W rzeczywistości to w sowieckich obozach zmarły lub zostały zamordowane tysiące Polaków. „Według szacunków Delegacji Polskiej w Mieszanej Komisji ds. Repatriacji w sowieckich obozach zmarło z chorób ok. 35 proc. polskich jeńców. Natomiast z szacunków współczesnych wynika, że śmiertelność polskich jeńców w sowieckich obozach i podczas repatriacji była o kilkanaście procent wyższa, bo ok. 20 tys. na 51 tys. polskich jeńców przebywających w sowieckiej niewoli” – podkreśla autor.
W 1920 r. Polska walczyła w niemal całkowitym osamotnieniu. Co więcej, większość sąsiednich państw upatrywała w zwycięstwie bolszewików szansy na wzmocnienie swoich interesów. Szczególnie nieprzyjazną postawę przyjęły Niemcy, które dążyły do choćby częściowej odbudowy swojej potęgi terytorialnej na wschodzie. Tajne ustalenia Moskwy i Berlina gwarantowały Niemcom przywrócenie granicy z 1914 r. Bolszewicy, mając nadzieję na przeniesienie ognia rewolucji do Niemiec, skwapliwie przystali na tę propozycję. „Usatysfakcjonowany Berlin pośpieszył ze wsparciem atakującej Armii Czerwonej dostawami lekarstw i materiałów opatrunkowych. Doszło nawet do tego, że na terenie Prus Wschodnich, m.in. w Tylży i Królewcu, przy współpracy oficerów niemieckich otwarte zostały biura rekrutacyjne do Armii Czerwonej” – podkreśla prof. Wojciech Materski.
Jak zauważa prof. Marek Kornat postawa zachodu wobec wojny toczonej na wschodzie Europy wynikała między innymi z niezrozumienia charakteru reżimu stworzonego przez bolszewików oraz polskiego interesu narodowego. „Na zachodzie nie rozumiano sensu walki o Ukrainę, tym bardziej że jej oderwanie od Rosji poważnie osłabiłoby imperialny status tej ostatniej, jeśli nie wręcz go pozbawiło. Wyprawa na Kijów była więc i w tej kwestii porażką, gdyż umocniła niechęć do Polski wielu prorosyjskich środowisk na Zachodzie oraz, najogólniej mówiąc, zaktywizowała koła Polsce nieprzychylne” – zauważa historyk stosunków międzynarodowych.
Mimo bezprecedensowego znaczenia zwycięstwa nad bolszewikami dla polskiej historii jest ono stosunkowo mało obecne w polskiej literaturze. Jednym z wyjątków jest przypomniana przez Wojciecha Stanisławskiego wydana w 1965 r. powieść Józefa Mackiewicza „Lewa wolna”: „To szczytowe osiągnięcie Mackiewiczowskiej metody kolażu historycznego: połączenia w jednej opowieści losów bohaterów całkowicie fikcyjnych, podkoloryzowanych dziejów postaci rzeczywistych oraz potężnego ładunku tekstów i danych źródłowych: rozkazów, fragmentów prasy i pamiętników, ba, danych kwatermistrzowskich i buchalteryjnych”.(PAP)