Złożeniem kwiatów pod Pomnikiem Martyrologii, wspólną modlitwą, apelem pamięci oraz salwą honorową uczczono w piątek w Łodzi 79. rocznicę eksterminacji 1,5 tys. więźniów hitlerowskiego więzienia na Radogoszczu i zakończenia okupacji niemieckiej.
Mieszkańcy Łodzi, rodziny ofiar, kombatanci wojenni, parlamentarzyści, władze samorządowe miasta i regionu, związkowcy, przedstawiciele środowisk religijnych oraz kompania honorowa Wojska Polskiego oddali w piątek hołd ofiarom hitlerowskiego więzienia oraz poległym w czasie II wojny światowej. Uroczystość odbyła się na terenie dawnego więzienia, dziedzińcu dzisiejszego Muzeum na Radogoszczu - oddziału Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.
Utworzono je w miejscu, w którym od 1940 r. najpierw funkcjonował hitlerowski obóz, a później więzienie policyjne. Na kilkadziesiąt godzin przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Łodzi, w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., Niemcy podpalili więzienne budynki. W płomieniach zginęło ok. 1,5 tys. osób.
Podczas uroczystości przypominających tragiczne wydarzenia sprzed 79 lat prezydent Łodzi Hanna Zdanowska zwróciła uwagę, że choć te fakty wydają się dziś odległą historią, naszym obowiązkiem jest o nich pamiętać.
"19 stycznia 1945 roku na zgliszczach opuszczonego więzienia na Radogoszczu gromadzili się łodzianie, by zaświadczyć o zbrodni i pochylić głowy nad strasznym losem więźniów. Przerodziło się to w przejmującą antywojenną manifestację. Taka jest również wymowa naszego corocznego spotkania oraz przesłanie dzisiejszej uroczystości" – powiedziała Zdanowska.
Zaznaczyła, że ważnym zadaniem jest i będzie pamięć o ofiarach wojny. O niezwykłym poświęceniu ludzi, którzy cierpią i oddają życie za swoją ojczyznę.
"Od tamtych wydarzeń minęło 79 lat, a ostatni żyjący więźniowie Radogoszcza odeszli. Wśród nas jest też coraz mniej naocznych świadków tamtych tragicznych wydarzeń. Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej. Ogromną tragedią jest, że świat wciąż doświadcza dramatu wojny" – podkreśliła prezydent Łodzi.
Ostatni więzień Radogoszcza, Donat Doliwa, zmarł w styczniu 2018 roku. Rok wcześniej, jako uczestnik rocznicowych obchodów opisał zgromadzonym swój pobyt w tym miejscu. Trafił do niego w grudniu 1943 r. i przebywał do stycznia 1944 r. Został zwolniony na rok przed podpaleniem więzienia.
"To było straszne więzienie. Trzy razy dziennie były apele i trzy razy dziennie było bicie - tak wyglądała nasza codzienność. Trzymano nas rozebranych do pasa na mrozie tak długo, aż żandarm nie odliczył, czy są wszyscy więźniowie. A żeby ktoś mógł stąd uciec, nie było mowy. Warunki były gorsze niż w różnych obozach. W obozach było więcej swobody, tu jej nie było wcale. Jeśli ktoś poczuł się źle - trafiał do sanitariusza Mateusza, który miał laskę grubszą od mojej - i nie wracał już na górę. To była wykańczalnia" – mówił w 2017 roku Doliwa.
Więzienie na Radogoszczu Niemcy utworzyli w 1940 r. w byłej fabryce włókienniczej Samuela Abbego. Najpierw funkcjonował w niej hitlerowski obóz, a następnie więzienie policyjne.
W latach 1940-41 trafiali do niego głównie Polacy masowo wysiedlani ze swoich gospodarstw. Od połowy 1942 r. Radogoszcz był przede wszystkim więzieniem przejściowym dla mężczyzn, których wysyłano do więzień, obozów pracy karnej lub obozów koncentracyjnych.
Na kilkadziesiąt godzin przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Łodzi, w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., Niemcy podpalili więzienne budynki. W płomieniach zginęło około 1,5 tys. osób. Uratowało się około 30 więźniów. Armia czerwona wkroczyła do Łodzi 19 stycznia. (PAP)
autor: Bartłomiej Pawlak
bap/ dki/