„Astigmatic” Krzysztofa Komedy, „Go Right” Andrzeja Kurylewicza, „Seant” Andrzeja Trzaskowskiego, album Polish Jazz Quartet prowadzonego przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego - w latach 60. w serii „Polish Jazz” ukazały się legendarne dziś polskie płyty jazzowe.
„Ptaszyn zawsze był na polskiej scenie, od co najmniej 60 lat. Aby opisać jego życie, trzeba by kilku opasłych tomów” – powiedział PAP Paweł Brodowski, redaktor naczelny „Jazz Forum”, wspominając zmarłego we wtorek Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Saksofonista, kompozytor, promotor muzyki jazzowej miał 88 lat.
Szczególnie istotny, podkreślił dziennikarz, w biografii artystycznej Wróblewskiego był występ na festiwalu w Newport w 1958 r., bo „w tamtych czasach zostać zaproszonym na Zachód, do Ameryki, i na tak ważny festiwal, na którym występowali m.in. Louis Armstrong, Lester Young, Miles Davis to było wielkie wydarzenie. Wyniosło go na szczyty polskiego jazzu”. Po powrocie ze Stanów – wspominał Brodowski - stał się wyrocznią polskiego jazzu. „Kręcił polską sceną jazzową. Właśnie on”.
„(...) w tamtych czasach zostać zaproszonym na Zachód, do Ameryki, i na tak ważny festiwal, na którym występowali m.in. Louis Armstrong, Lester Young, Miles Davis to było wielkie wydarzenie. Wyniosło go na szczyty polskiego jazzu.”
Jego muzycznymi idolami byli Krzysztof Komeda, Andrzej Trzaskowski, Andrzej Kurylewicz. Złożył im artystyczny hołd na albumie „Moi pierwsi mistrzowie”, a Komedzie poświęcił wydaną w 2018 r. „Komeda. Moja słodka europejska ojczyzna”. Płyta ukazała się w historycznej już serii „Polish Jazz”, jako 80. w cyklu.
Jak przypominał dziennikarz „Polityki” Bartek Chaciński, to właśnie Ptaszyn przyczynił się do powstania serii. W maju 1963 r. nagrywał w Danii z zespołem Komedy etiudy baletowe dla wytwórni Metronome, czym pochwalił się w zarządzie centrali handlu zagranicznego Ars Polona. Jej zarząd postanowił nagrywać polski jazz i promować go za granicą, a Polskie Nagrania Muza rozpoczęły przygotowania do wydawania serii płyt. Pierwszą z nich była, wydana w 1965 r., „New Orleans Stompers” grupy Warsaw Stompers, wykonującej jazz tradycyjny, rodem z Nowego Orleanu.
Jako „płyta zerowa” określana bywa "Go Right" kwintetu Andrzeja Kurylewicza, wydana w 1963 r., choć na jej okładce nie znalazło się emblematyczne logo serii. W nagraniu udział wzięli Ptaszym Wróblewski, Wojciech Karolak, Tadeusz Wójcik, Andrzej Dąbrowski i sam lider grupy. Muzyka nie przypominała już tradycyjnego jazzu czy swingu, używano wobec niej takich terminów jak „hard bop”, „jazz modalny”, „nowoczesny”.
Serię wyróżniała identyfikacja wizualna, podobnie jak w słynnych amerykańskich wytwórniach jazzowych Blue Note czy Impulse!, dbających o jednolitą, charakterystyczną szatę graficzną. Okładkę „Go Right” Kurylewicza zaprojektowała Liliana Baczewska, wśród autorów okładek „Polish Jazzu” był także m.in. Rosław Szaybo, absolwent pracowni malarstwa Wojciecha Fangora i plakatu Henryka Tomaszewskiego na stołecznej ASP. W 1966 r. artysta wyjechał do Wielkiej Brytanii i robił karierę w świecie muzyki popularnej, projektował okładki płyt Judas Priest, Santany czy The Clash. Jego praca zdobi okładkę pierwszego albumu jazzowej serii. „Pomyślałem, że używając angielskiej nazwy >>Polish Jazz<< sprawię, że ten jazz będzie bardziej międzynarodowy” - tłumaczył w filmie „Przyjaciele na 33 obroty” Grzegorza Brzozowicza.
Paweł Brodowski w tekście, opublikowanym w reedycji albumu Kurylewicza, przypomina, że o „polskiej szkole jazzu” na początku lat 60. mówiono na Zachodzie tak, jak mówiono o „polskiej szkole plakatu” czy „polskiej szkole filmowej”. Jazz był jednym z elementów „odwilży”, polskiego października, symbolem zmian politycznych i obyczajowych.
Szaybo zaprojektował także okładkę albumu Polish Jazz Quartet, zespołu prowadzonego przez Wróblewskiego. „Muzycy Ptaszyna nie nastawiają się wyłącznie na popisy improwizacyjne” - podkreśla redaktor naczelny pisma „Jazz” Józef Balcerak w nocie zamieszczonej na tylnej stronie okładki albumu. – „Dążą do tego, by PJQ traktowano jako zgrany kolektyw (...) W celu uzyskania maksymalnie dopuszczalnych w aranżacjach efektów PJQ posuwa się do eksperymentów, ale nie w trzecio-nurtowym i supernowoczesnych z ciągotami do czegoś do czegoś >>nowego<< i odkrywczego - lecz po prostu chodzi mu przede wszystkim o swój określony sound, brzmienie a potem styl”.
Opisując kolejne utwory dziennikarz zwracał uwagę na odchodzenie od tradycyjnych jazzowych idiomów na rzecz bardziej nowoczesnych, zacieraniu jego granic formalnych. Pisząc o balladzie „Spokojnie jak rzadko” zwracał uwagę: „ballada, która sięga do tematów tradycyjnych, w sensie harmonicznym - jest nietradycyjna”.
Najsłynniejszym w Polsce projektem Rosława Szaybo pozostaje okładka płyty „Astigmatic” kwintetu Krzysztofa Komedy z 1966 r., uznanej przez czytelników „Jazz Forum” i słuchaczy radiowej Dwójki za najlepszy polski jazzowy album w historii. Numer piąty serii „Polish Jazz” został nagrany został „na szybko”, opowiadał po latach saksofonista Zbigniew Namysłowski. „Cała płyta powstała w ciągu jednej nocy w Filharmonii Narodowej” - tłumaczył, wspominając noc z 5 na 6 grudnia 1965 r. Stylistycznie muzyka odchodziła od tradycyjnego jazzowego formatu w stronę jego bardziej awangardowej odmiany, w stylu prac Johna Coltrane'a czy Milesa Davisa, „jazzu nowoczesnego”.
„Nowator z kompleksem tradycji, romantyk zabłąkany we współczesności” - tak opisał Komedę kompozytor i krytyk Adam Sławiński. „Kompozycje Komedy są szkicami, których realizacja zależy od zespołu wybranych muzyków” - zauważa. – „Trzeba jednakże przynajmniej nadmienić, że zarówno strona rytmiczna, jak i sonorystyczno-artykulacyjna zostały rozszerzone poza obowiązujące dotąd ramy”.
Ptaszyn nie był jedynym polskim jazzmanem, który w latach 60. pojechał do Stanów. Występowała tam również grupa The Wreckers, dowodzona przez pianistę Andrzeja Trzaskowskiego. Wcześniej zespół akompaniował amerykańskiemu saksofoniście Stanowi Getzowi w 1960 r. podczas jego koncertów w Filharmonii Narodowej w Warszawie w ramach festiwalu Jazz Jamboree.
Na facebookowym profilu „Coltrane Research” widnieje zdjęcie legendarnego amerykańskiego saksofonisty w towarzystwie innej jazzowej legendy, Bena Webstera w nowojorskim klubie Birdland. Datowana na czerwiec 1962 r. fotografia przedstawia septet Kaia Windinga na scenie, dwóch saksofonistów przy stole i - jak czytamy w opisie – „grupa białych facetów” wokół nich. Między nimi rozpoznać można Michała Urbaniaka, Andrzeja Trzaskowskiego, Romana Dyląga i Zbigniewa Namysłowskiego.
Trzaskowski nagrał jedynie dwie płyty w serii. Na drugiej z nich, wydanej w 1967 r. „Seant” prowadzonemu przez niego zespołowi towarzyszył Ted Curson, amerykański trębacz, mający za sobą występy z takimi legendami, jak Charles Mingus, Cecil Taylor i Gil Evans. Kompozycje Trzaskowskiego - pisał dziennikarz Bohdan Pociej - znajdują się „w samym centrum istotnej problematyki współczesnego jazzu: żywioł improwizatorski spotyka się tu ze ścisłą dyscypliną muzyki komponowanej”.
„Nie są to jakieś >>tematy<< (melodyczne) poddane improwizacji w dawnym sensie (...) ale pewne struktury całościowe, rytmiczno-harmoniczno-kolorystyczne, grane - by użyć starego terminu - >>tutti<<". Powstają w wyniku tego - pisał Pociej - konstrukcje muzyczne atrakcyjne i plastyczne, „zaskakujące oryginalnością pomysłów”. „W jakim stopniu zostały są one przez kompozytora +reżyserowane+, w jakim ich kształt konkretny jest przewidziany?” - pytał.
Zbigniew Namysłowski zadebiutował w serii w 1966 r. albumem, nagranym przez prowadzony przez niego kwartet. Swoje najsłynniejsze prace – „Winobranie” i „Kujaviak Goes Funky” - wydał w latach 70. również w serii „Polish Jazz”. „O kompozycjach Namysłowskiego można by pisać osobny rozdział, tym bardziej, że do jego ambicji należy czerpanie ze źródeł folkloru, w rezultacie czego powstaje muzyka, którą Polska śmiało może eksportować jako swój wkład do światowego skarbca jazzu” - pisał Józef Balcerak w nocie dołączonej do debiutanckiej płyty.
Ostatnia praca w dorobku zmarłego w 2022 r. artysty to "Polish Jazz - YES!" z 2016 r. Tytuł - tłumaczył w wywiadzie dla „Jazz Forum” - odnosił się do znaczków z napisem "Polish Jazz - NO!”, noszonych w jednym z warszawskich klubów. „To była niesamowita prowokacja. Muzycy byli oburzeni. Przypomniałem sobie tamte czasy i stąd tytuł >>Polish Jazz - YES!<<". (PAP)
Piotr Jagielski
pj/ wj/