Z powodu zaniedbań w edukacji dziś wychowują się kolejne pokolenia Niemców żyjących w nieświadomości skali niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej, których nie da się zawęzić do Holokaustu i działań nazistów, ignorując szerokie społeczne poparcie, jakim się cieszyli – oświadczył prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Karol Nawrocki.
Taki stan rzeczy jest efektem zaniedbań w niemieckiej edukacji i - szerzej - "krótkowzrocznej polityki historycznej Berlina, w której mieszają się puste gesty, samozadowolenie i sztuczne oddzielanie Niemców od nazistów" - ocenia Nawrocki w artykule opublikowanym w poniedziałek w portalu Wszystko Co Najważniejsze.
Zaznacza, że taka postawa uniemożliwia "głębsze spojrzenie na własną winę" i autentyczny dialog z Polską, którego należy wymagać od państwa sojuszniczego, które zarazem "aspiruje do roli lidera zjednoczonej Europy".
Dominującym stanowiskiem w niemieckiej świadomości historycznej jest oparta na samozadowoleniu postawa "nie mamy sobie nic do zarzucenia" - opisuje polski historyk, powołując się na sondaż dla tygodnika "Die Zeit" z 2020 r., w którym ponad dwie trzecie Niemców zgodziło się z twierdzeniem, że ich państwo "bardzo dobrze przepracowało swoją nazistowską przeszłości i może służyć innym krajom jako wzór".
To wygodne podejście, ale nie ma wiele wspólnego z prawdą, czyli tym, że Niemcy tylko w małym stopniu rozliczyli się z II wojny światowej - podkreśla Nawrocki.
"Powojenna denazyfikacja okazała się tak płytka, że jeszcze w latach 60. administracja RFN była przesiąknięta byłymi członkami NSDAP, a nawet oficerami SS. Koncerny, które za Hitlera wzbogaciły się na pracy niewolniczej, w czasach +cudu gospodarczego+ mogły dalej pomnażać swoje majątki. Zbrodniarze wojenni tylko wyjątkowo trafiali w RFN lub w NRD na ławę oskarżonych. (...) Niewspółmiernie mała była też odpowiedzialność finansowa Niemiec za ogrom wojennych krzywd i zniszczeń. O reparacjach wojennych dla Polski rząd w Berlinie w ogóle nie chce dziś rozmawiać. Woli ograniczać się do deklaracji o +moralnej odpowiedzialności+, tak chętnie powtarzanych przy okazji kolejnych rocznic" - wylicza prezes IPN.
Nawrocki zestawia również cytowany wcześniej sondaż w "Die Zeit" ze statystykami historycznymi. Według badania tygodnika, zaledwie 3 proc. Niemców przyznaje się do tego, że ich własna rodzina należała do zwolenników nazizmu. W lipcu 1932 r. w całkowicie wolnych wyborach do Reichstagu NSDAP zdobyła 37 proc. głosów; w latach 1925-45 do partii nazistowskiej wstąpiło ok. 10 mln Niemców - przypomina historyk.
W swoim artykule prezes IPN przywołuje historię dwóch wydanych przez Instytut komiksów opowiadających o II wojnie światowej, które zostały uznane przez administrację jednego z niemieckich landów za publikacje zawierające "przerażające treści". Książeczkom przybliżającym uczniom działania Polskiego Państwa Podziemnego i historię majora Henryka Dobrzańskiego ps. "Hubal" zarzucano też "propagowanie zakazanych symboli" ponieważ na ilustracjach były swastyki.
"Oba komiksy powstały z największą starannością (...). Zablokowania ich dystrybucji w niemieckich szkołach nie da się obronić merytorycznie. Sprawa pachnie cenzurą i trudno się oprzeć wrażeniu, że nie o swastyki tu chodzi ani nie o +przerażające treści+. Raczej o strach przed dopuszczeniem nieco innej – niż dominująca w Niemczech – narracji o II wojnie światowej" - zaznacza Nawrocki.
Prezes IPN we wtorek 14 lutego otworzy w Berlinie Przystanek Historia; to prowadzone przez Instytut punkty, których głównym zadaniem jest popularyzacja wiedzy historycznej przez wykłady, debaty i wystawy. Przystanki działają w wielu miastach Polski, ale też za granicą, m.in. w Wilnie, we Lwowie, w Brukseli, Nowym Jorku, Mińsku, Dyneburgu i Londynie.(PAP)
adj/ mal/