Dla Miłosza Rosja jest synonimem siły. Ma potrzebę atakowania innych, a także posiadania przewagi militarnej nad słabszymi sąsiadami, takimi jak kraje bałtyckie czy Polska - powiedział PAP literaturoznawca i znawca twórczości Czesława Miłosza prof. Aleksander Fiut.
Polska Agencja Prasowa: „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza znów pojawił się w księgarniach. Czym ta książka była w latach 50., kiedy po raz pierwszy ukazała się nakładem paryskiej „Kultury”, a czym jest dla nas dzisiaj?
Prof. Aleksander Fiut: „Zniewolony umysł” ma znaczenie historyczne i ponadhistoryczne. Jest świadectwem pewnego okresu, ale zawiera również diagnozę nowych zagrożeń. Czytając tę książkę ponownie, stwierdziłem, że najważniejszy w niej jest paradoksalnie ostatni rozdział pt. „Bałtowie”. Pojawia się w nim perspektywa skolonizowanego kraju, która nie była bezpośrednio wyrażona w poprzednich rozdziałach. Dziś, kiedy tak wiele mówi się o postkolonializmie, ten rozdział jest niezwykle aktualną lekturą.
Miłosz, odwołując się do podboju Ameryki Południowej przez konkwistadorów, kreśli paralelę między tym, jak postrzegali inwazję Hiszpanów rdzenni mieszkańcy Peru i Karaibów, a tym, jak widzieli inwazję Armii Czerwonej mieszkańcy krajów bałtyckich. Według niego ta ostatnia inwazja była zderzeniem się cywilizacji europejskiej z antycywilizacją sowiecką.
„Rozmaite formy zniewolenia umysłu można odnaleźć, co oczywiste, nie tylko w obecnej Rosji, ale także w takich krajach, jak Chiny, Wietnam i Korea Północna, w których totalitarny system komunistyczny dalej funkcjonuje, choć w przetworzonej postaci.”
Wypada dodać, że w tym rozdziale pojawia się także kompleks Rosji, który jest dla Miłosza w całym jego pisarstwie oraz sposobie myślenia o Rosji znacznie ważniejszy niż historyczny aspekt związany z powstaniem Związku Radzieckiego czy ideologii komunistycznej.
Dla Miłosza Rosja jest synonimem siły i czuje potrzebę inwazji, niezależnie od ustroju, a także posiadania przewagi militarnej nad słabszymi sąsiadami, takimi jak kraje bałtyckie czy Polska. Zaważyły na tym nie tylko osobiste doświadczenia poety, ale także lektura powieści Witkacego. Wymowny pod tym względem jest napisany dużo później wiersz „Trwoga-sen”. Równocześnie Miłosz zauważył zagrożenie, jakie niesie komunistyczna doktryna wsparta terrorem totalitarnego państwa.
PAP: Czy takie podejście Miłosza było zrozumiałe przez współczesnych mu intelektualistów?
A.F.: Nie do końca. Kiedy książka ukazała się po raz pierwszy, m.in. Gustaw Herling-Grudziński oraz Zbigniew Herbert zarzucili Miłoszowi, że cały problem zniewolenia umysłu wymyślił, a poparcie władzy komunistycznej w Polsce przez elity intelektualne było wyłącznie wynikiem strachu, konformizmu i dbania o własne interesy.
A przecież komunizm był także popularny we Francji i we Włoszech, które nie ulegały sowieckiemu terrorowi! Już przed wojną powszechne było przekonanie, że dylemat polega na wyborze: albo faszyzm, albo komunizm. Co istotne, komunizm w wersji stalinowskiej odwoływał się według Miłosza, podobnie zresztą jak według Aleksandra Wata, zarówno do koncepcji eschatologicznej, czyli wizji stworzenia raju na ziemi, jak i do wrażliwości na krzywdę społeczną. To właśnie sprawiło, że za tą ideologią poszło tylu intelektualistów. Czy także dzisiaj nie mamią nas hasła głoszące równość i lepsze przyszłe życie dla wszystkich?
Warto przy tym podkreślić nowatorstwo Miłosza. Doktrynę z gruntu materialistyczną oraz jej wpływ na postrzeganie świata opisywał językiem zaczerpniętym tyleż z socjologii i psychologii społecznej, co z religioznawstwa. Nie przypadkiem ową doktrynę określił mianem Nowej Wiary, jej akceptację analizował jako zjawisko neofityzmu, a do opisu strategii przeciwstawienia się jej presji użył terminu „Ketman” zaczerpniętego z dzieła Arthura Gobineau.
PAP: Jaką rolę w kształtowaniu poglądów odegrało u Miłosza doświadczenie okupacji?
A.F.: Było ono wejściem w jądro ciemności, zetknięciem się z XX-wieczną postacią nihilizmu, którego źródła Miłosz będzie śledził od „Zniewolonego umysłu”, poprzez swoje kolejne książki, czyli "Rodzinną Europę" i "Ziemię Ulro".
Mówiąc w dużym uproszczeniu: doszedł później do wniosku, że materializm dialektyczny i nazizm, podobnie jak wcześniej koncepcje Darwina i psychoanaliza, to fazy procesu, który sprawił, że w powszechnej wyobraźni zniknęło wywiedzione z tradycji chrześcijańskiej pojęcie osoby jako kogoś niepowtarzalnego, nosiciela wartości. Człowiek stał się jedynie wypadkową procesów genetycznych, psychologicznych i ekonomicznych. Zamienił się w niekonieczną i wymienialną część zbiorowości, cyfrę. Najbardziej wyrazistym przykładem tego zjawiska stał się więzień obozu koncentracyjnego lub gułagu.
Takie podejście zasadniczo odróżniało Miłosza od grona intelektualistów skupionych wokół Jeana-Paula Sartre’a, zapatrzonych z Postęp, wielbiących Stalina oraz sławiących terror jako cenę, którą należy zapłacić za świetlaną przyszłość. To środowisko świetnie opisał Herbert Lottman w książce „Lewy brzeg”. Dotknięcie nihilizmu skłoniło Miłosza do spojrzenia z zupełnie innej perspektywy na zachowania elity intelektualnej w Polsce w latach 50., kiedy „Zniewolony umysł” powstawał.
PAP: I w tej książce posłużył się, jak pan wspomniał, koncepcją ketmana…
A.F.: Ketman, opisywany przez Gobineau, był w świecie islamu strategią obłudy w obronie wyznawanej skrycie prawdy, którą uznawano za herezję i srodze prześladowano.
W Polsce Ludowej Ketmana, którego rozmaite formy Miłosz wyodrębnił i precyzyjnie zanalizował, można uznać za próbę pojęciowego uchwycenia zjawiska schizofrenii społecznej, hipokryzji i zbiorowego mimetyzmu. Na marginesie: mimetyzm jest, jak wiadomo, kategorią często stosowaną w badaniach postkolonialnych. Miłosz wszakże, opisując postawy czterech pisarzy, dowiódł, że w grze z reżimem komunistycznym można się zatracić i wbrew oporom przyjąć Nową Wiarę oraz akceptować system, przeciw któremu się broniło.
PAP: Do opisu tych intelektualistów stosuje kamuflaż. Alfa to Jerzy Andrzejewski, Beta – Tadeusz Borowski, Gamma – Jerzy Putrament, a Delta – Konstanty Ildefons Gałczyński...
A.F.: Byli oni przyjaciółmi lub znajomymi Miłosza. Pisząc o nich, pisał ze środka środowiska literackiego. Są to więc portrety nie kreślone przez kogoś, kto stoi na zewnątrz, ale przeciwnie – z wewnątrz, dysponującego wiedzą innym niedostępną.
PAP: Dlaczego wśród portretów nie ma samego Miłosza?
A.F.: Ależ Miłosz jest obecny w całej książce! W „Zniewolonym umyśle” wprowadza na koniec postać, która została szczegółowo sportretowana w rozdziale „Tygrys” w „Rodzinnej Europie”, a mianowicie swojego przyjaciela, filozofa, heglistę Tadeusza Juliusza Krońskiego. On odegrał zasadniczą rolę w rozwoju twórczości Miłosza w czasie okupacji. Dzięki niemu Miłosz uwolnił się od wzorów poezji patriotycznej i martyrologicznej w duchu romantycznym, pisząc dwa przełomowe cykle: „Świat. Poema naiwne” oraz „Głosy biednych ludzi”. Ale równocześnie Kroński w znacznym stopniu wpłynął na światopogląd Miłosza.
„Zniewolony umysł” jest zatem tyleż próbą opisania pewnego zjawiska bez precedensu, zupełnie nieznanego na Zachodzie, ile swego rodzaju autoterapią kogoś, kto uległ w pewniej mierze „heglowskiemu ukąszeniu”.
„Zniewolenie umysłu jest obecne wszędzie tam, gdzie terror państwowy sprzymierza się z ideologią.”
Książkę kończy obraz o wymowie wręcz rozpaczliwej: Miłosz, podzielając Krońskiego fatalistyczną wizję historii, zdecydowanie przeciwstawia się całkowitemu poddaniu się jej w imię zasad moralnych. W imię empatycznej identyfikacji z pojedynczym człowiekiem nie godzi się, jak Kroński, na akceptację terroru nawet dla rzekomo lepszej przyszłości. Wierzy w miażdżącą siłę historii, identyfikowanej z Rosją, ale mimo to, ze świadomością nieuniknionej przegranej, broni własnych zasad.
Moim zdaniem precyzyjniej ten proces opisał w swoich wierszach, które powstały nieraz przed „Zniewolonym umysłem”. Mam na myśli „Portret z połowy XX wieku”, „Traktat moralny”, a zwłaszcza „Dziecię Europy”.
PAP: A czy z naszej perspektywy portrety przedstawionych intelektualistów są trafne, kiedy popatrzymy na ich dalsze losy?
A.F.: Miłosz bardzo trafnie uchwycił pewien rys osobowości i pisarstwa Jerzego Andrzejewskiego, z którym się przyjaźnił. Wskazał na przekonanie Andrzejewskiego, że zawsze musi być prymusem. Takim był przed wojną, kiedy pisał „Ład serca” i poddał się modzie na katolicki modernizm. Takim był po wojnie w okresie stalinowskim, kiedy pisał „Popiół i diament”, i takim pozostał, kiedy zaangażował się w działalność opozycyjną. Z tego punktu widzenia diagnoza była niezwykle trafna.
Jeśli natomiast chodzi o Tadeusza Borowskiego, z naszej perspektywy można by chyba Miłoszowi zarzucić, że zbyt szybko z zidentyfikował bohatera obozowych opowiadań Borowskiego z nim samym. Borowski, jak dowiódł w znakomitej książce Andrzej Werner, nie był do końca „człowiekiem zlagrowanym”, vorarbeiterem Tadkiem. Poczucie winy z powodu przeżycia obozu mocno w nim tkwiło.
Z kolei na dosyć złośliwym portrecie Gałczyńskiego mocno zaciążyły zapewne jego wiersze przedwojenne sławiące orientację skrajnie nacjonalistyczną, na którą Miłosz był wręcz chorobliwie uczulony. Może też nie mógł mu wybaczyć „Poematu dla zdrajcy”, napisanego po decyzji Miłosza pozostania na emigracji. Być może Gałczyński był trubadurem, który potrzebuje słuchaczy. Ale trudno zapomnieć, że za swoją poezję w okresie socrealizmu zapłacił marginalizacją i wykluczeniem. Ale to był okres już po wydaniu „Zniewolonego umysłu”.
PAP: A czy „Zniewolony umysł” można też czytać jako uniwersalną opowieść o relacji intelektualistów i artystów z reżimem?
A.F.: Rozmaite formy zniewolenia umysłu można odnaleźć, co oczywiste, nie tylko w obecnej Rosji, ale także w takich krajach, jak Chiny, Wietnam i Korea Północna, w których totalitarny system komunistyczny dalej funkcjonuje, choć w przetworzonej postaci. Zniewolenie umysłu jest obecne wszędzie tam, gdzie terror państwowy sprzymierza się z ideologią.
Zresztą sam Miłosz w „Słowie od autora” do książki wspominał spotkanie z indonezyjskimi poetami, którzy powiedzieli mu, że w „Zniewolonym umyśle” odnaleźli siebie. Chociaż tamtejsza ideologia była prawicowa, zarówno mechanizm samoobrony przed indoktrynacją, jak i proces samozakłamania pozostały niezmienne. Książka była również niesłychanie popularna w Serbii przed wojną w Jugosławii.
PAP: Dużo rozmawiamy o aktualności „Zniewolonego umysłu”. A czy coś może ją zakwestionować?
A.F.: Tabletki Murti-Bing, które Miłosz zaczerpnął z powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza „Nienasycenie”, są w „Zniewolonym umyśle” synonimem zatrucia umysłu Nową Wiarą. Tymi tabletkami stają się w obecnej dobie postideologicznej: populizm, informacyjna sieczka w mass-mediach oraz sztuczna inteligencja. Nowe „pranie mózgów” odbywa się, co najgroźniejsze, w imię postprawdy, czyli skutecznego zatarcia granicy pomiędzy prawdą i fałszem, dobrem i złem.
„Zniewolony umysł” zakłada, że wciąż niewzruszona pozostaje indywidualna zdolność krytycznej refleksji. A właśnie z nią jest coraz gorzej. Z tego punktu widzenia książka Miłosza staje się dla nas ważnym ostrzeżeniem. W obliczu nowego zagrożenia przez Rosję nabiera wprost złowieszczej aktualności.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Prof. Aleksander Fiut - historyk literatury, krytyk literacki, eseista, jeden z członków założycieli Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza. Jest autorem m.in. książek: „Moment wieczny. Poezja Czesława Miłosza”, „Pytanie o tożsamość”, „Być (albo nie być) Środkowoeuropejczykiem”, „W stronę Miłosza”, „Spotkania z Innym”, „Z Miłoszem”, „We władzy pozoru”, „Autoportret przekorny. Rozmowy z Czesławem Miłoszem”, a także „Po kropce”, „Wypchany niedźwiedź?”, „Wyglądy i wglądy”, „Wariacja faustyczne” oraz "Świat i głosy niedosłyszane”.
„Zniewolony umysł” Czesława Miłosza z przedmową Timothy'ego Snydera wydał Znak. (PAP)
akr/ miś/