Należy odrzucić tezę o chrzcie jako jednorazowym akcie politycznym czy religijnym, patrzeniu nań jako na moment, w którym wszyscy poddani Mieszka stali się chrześcijanami – mówi PAP prof. Józef Dobosz, mediewista, dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Polska Agencja Prasowa: Czy w 966 r. doszło do chrztu Mieszka I, czy raczej chrztu państwa, którym władał?
Prof. Józef Dobosz: Jeżeli podchodzimy do tej sprawy z perspektywy historiografii, to możemy mówić o chrzcie władcy. Jeśli jednak spoglądamy na to wydarzenie jako na ważny element pamięci zbiorowej, to możemy zaakceptować pojęcie chrztu Polski. Bliższe prawdy jest jednak założenie, że w 966 r. mieliśmy do czynienia z chrztem Mieszka I oraz jego otoczenia. Należy jednak pamiętać, że nasza wiedza o elicie otaczającej władcę państwa wyłaniającego się z pomroki dziejów jest bardzo niewielka.
Zapewne więc w 966 r. książę polański ochrzcił się, a odrębnym zagadnieniem jest to, gdzie to się dokonało. Czy do chrztu doszło w jakimś ośrodku za granicami Mieszkowego państwa, czy może w sercu jego władztwa, czyli w Wielkopolsce? Przekazy źródłowe wcześniejsze w zasadzie takiego miejsca nie wskazują, a dopiero Jan Długosz w swoich „Rocznikach” wskazuje na Gniezno, a piszący mniej więcej w tym samym czasie Sędziwój z Czechła na Pragę. W historiografii rozważano również Ratyzbonę czy Magdeburg (może Kwedlinburg), a można też przyjąć, że książę ochrzcił się w którymś z ważniejszych grodów swego władztwa – badania archeologów każą brać pod uwagę przede wszystkim Poznań oraz Ostrów Lednicki. Myślę, że tej zagadki naszych najdawniejszych dziejów nie rozwiążemy nigdy.
PAP: Czy możemy zakładać, że wśród owej elity państwa Mieszka I już przed rokiem 966 pojawiali się chrześcijanie?
Prof. Józef Dobosz: Nie można wykluczyć, że byli, ale nie mamy na to żadnych dowodów. Być może na nasze ziemie docierali także misjonarze. Bez wątpienia duchowni przybyli tu wraz z Dobrawą w roku 965. To pytanie łączy się z obecnym w polskiej historiografii problemem badawczym dotyczącym obecności na ziemiach polskich chrześcijaństwa, nie tylko w postaci pojedynczych misjonarzy lub wiernych, którzy nie pozostawili po sobie śladów, ale także w formie instytucjonalnej. Niektórzy przyjmują, że tzw. obrządek słowiański był obecny na południu obecnej Polski w związku z podbojem ich przez Wielkie Morawy, a nie ziemiach stanowiących pierwotny trzon państwa Mieszka. Możemy więc założyć, że na jego ziemie zapuszczali się misjonarze, ale nie pozostawili po sobie jakichkolwiek śladów.
PAP: Skoro wiemy tak niewiele, to jakie podstawy ma założenie, że to do tego wydarzenia doszło wiosną 966 r. lub dokładnie w Wielkanoc tego roku?
Prof. Józef Dobosz: Możemy z nieodległym od pewności przekonaniem przyjąć, że do chrztu doszło w 966 r. Data dzienna ma jednak charakter wyspekulowany i należy ją odbierać w wymiarze symbolicznym. Jednak również źródła wskazujące na rok 966 są dość ułomne. Nie posiadamy „naocznych świadków” wydarzenia. Przekazy kronikarskie i rocznikarskie są także bardzo skąpe w opisie chrztu. Im dalej od tego wydarzenia, tym więcej i barwniejszych informacji przedstawiali średniowieczni historiografowie.
Zapisy o chrzcie, zostawione przez rocznikarzy lub kronikarzy, to niemal pół tysiąca lat tradycji dziejopisarskiej. Najwcześniejsza relacja pochodzi od biskupa merseburskiego Thietmara (zmarł w 1018 r.). Ów kronikarz urodził się jednak dopiero w 975 r. Dystans dzielący go od czasów Mieszka I każe upatrywać w nim najważniejsze źródło do opisu wydarzeń roku 966. Thietmar nie opisuje chrztu w ciągu chronologicznym, czyli w latach sześćdziesiątych X w., lecz w ramach szerszego opisu wydarzeń początku XI wieku. Tam wplata opowieść o Mieszku I, który pojawia się na horyzoncie historycznym dzięki zawarciu małżeństwa z Dobrawą. Wszystkie pozostałe relacje są późniejsze o ponad półtora wieku lub więcej. Trudno je traktować jako „świadków bezpośrednich”.
Co równie istotne, wszyscy kronikarze w tym okresie nie wskazują daty rocznej. Dopiero autor „Kroniki Wielkopolskiej” i Jan Długosz podają pomylone daty chrztu Mieszka (pierwszy 931 drugi 965). Generalnie źródła lapidarnie stwierdzają, że Mieszko został ochrzczony w 965 lub 966 r. Historycy przyjęli, że chrzest nastąpił rok po przybyciu Dobrawy na dwór władcy. Jan Długosz uznał, że chrzest odbył się w 965 r., a w marcu kolejnego roku władca zburzył wszystkie sanktuaria i posągi pogańskie i to był moment symbolicznego chrztu całego państwa. Rocznikarze wskazują na rok 965 bądź 966, w historiografii najczęściej daje się pierwszeństwo dacie drugiej za zapisami „Rocznika kapituły krakowskiej” i „Rocznika kapituły poznańskiej”.
Nie posiadamy żadnych wskazówek co do daty dziennej. Już kilkadziesiąt lat temu przyjęto, że Mieszko został ochrzczony w Wielkanoc. Było to święto w czasie, w którym najczęściej chrzczono katechumenów. Prof. Jerzy Dowiat założył, że chrzest odbył się w Wielką Sobotę, czyli 14 kwietnia 966 r. Dziś wokół tej sprawy nie ma specjalnie ożywionej dyskusji, bo trudno poprzeć tę tezę jednoznacznymi dowodami lub ją odrzucić – stała się ona symbolem. Możemy jednak wymienić inne daty, które mogłyby być związane z chrztem. Uważam, że Mieszko mógł zostać ochrzczony na początku czerwca, w dzień Zesłania Ducha Świętego lub w dzień Świętego Jana Chrzciciela, który także symbolizuje przyjęcie wiary.
PAP: W dawniejszej historiografii pojawiało się przekonanie, że Mieszko przyjął chrzest, aby zabezpieczyć się przed potęgą Niemiec, które mogłyby chcieć narzucić nową wiarę poprzez podbój. Później akcentowano przystąpienie poprzez chrzest do kręgu cywilizacji łacińskiej. Czy jednak nie są to hipotezy anachroniczne, które nie biorą pod uwagę mentalności władcy z X wieku?
Prof. Józef Dobosz: Motywowanie decyzji Mieszka I zagrożeniem niemieckim jest wizją dziewiętnastowieczną, która została później wzmocniona doświadczeniami pierwszej połowy XX wieku. Zakładano, że władca nie chciał przyjmować nowej religii z Niemiec i zdecydował się na przyjęcie jej z rąk czeskich. Dziś wiemy, że tę tezę należy odrzucić, bo chrzest za pośrednictwem Czech był równoznaczny z przyjęciem nowej wiary z Niemiec, ponieważ Czechy nie miały własnego biskupa, a zatem podmiotowości instytucji kościoła na swoich ziemiach. Większy „sens” miałoby przyjęcie chrztu bezpośrednio z Rzymu.
Inne hipotezy dotyczące jego decyzji, takie jak pragnienie wejścia w krąg „wyższej” cywilizacji, rzeczywiście mogą być uznane jako zupełnie anachroniczne. Traktowanie chrztu w takich kategoriach skłania do kolejnych spekulacji, m.in. dotyczących tego, jak wiele Mieszko rozumiał z następującej zmiany kulturowej. To budowanie portretu władcy na zupełnym braku podstaw źródłowych, które nie pozwala na wyciągnięcie żadnych pewnych wniosków.
W kontekście decyzji, takich jak ta podjęta przez Mieszka, musimy jednak brać pod uwagę czynniki polityczno-prestiżowe, ale również czysto religijne, które opierają się na przekazie kronikarskim o oświeceniu doznanym przez władcę na którymś etapie jego życia. Anonim tzw. Gall pisał o odzyskaniu przez księcia wzroku podczas uczty postrzyżynowej, czyli około siódmego roku życia. Miała to być zapowiedź przyszłego przyjęcia światła wiary. Odnosząc się do spraw politycznych i prestiżowych, możemy mówić o tym, że chrzest był drogą do wejścia w równoprawne relacje z innymi władcami chrześcijańskimi. Mógł to być istotny czynnik przesądzający też o podjęciu przez Mieszka ważnej decyzji. Kronikarze podkreślają również wpływ czeskiej małżonki, pojawienie się na dworze księcia „nowej jakości”, którym była chrześcijańska małżonka. To przekonanie pojawia się we wszystkich zapiskach kronikarskich. Każdy kolejny autor dodawał własne elementy przekazu i ubarwiał go.
PAP: Jak wiele ryzykował władca młodego państwa, przyjmując chrzest, który oznaczał zerwanie z „odwieczną” wiarą swoich poddanych?
Prof. Józef Dobosz: To bardzo trudne pytanie, ponieważ niewiele wiemy o systemie (systemach) religijnym poddanych Mieszka. Trudno powiedzieć, jakie było ich przywiązanie do wiary. Bez wątpienia było wiele różnego rodzaju wierzeń indywidualnych. Wydaje się, że ryzyko podejmowane przez Mieszka w momencie zastępowania systemu politeistycznego monoteizmem nie było zbyt wielkie, zwłaszcza że wśród Słowian pod wpływem okolicznych krajów zaczynała kiełkować tendencja do hierarchizowania bogów i przydawania niektórym szczególnego znaczenia.
W tym kontekście należy odrzucić tezę o chrzcie jako jednorazowym akcie politycznym czy religijnym, patrzeniu nań jako na moment, w którym wszyscy poddani Mieszka stali się chrześcijanami. To nieprawdziwy obraz. Proces wprowadzania chrześcijaństwa składał się z trzech etapów. Wstępem była katechizacja, czyli nauczanie, które Mieszko musiał przejść przed przyjęciem nowej wiary. Drugim etapem była sama konwersja. Dopiero potem następowała ewangelizacja, czyli rozszerzenie wiary. Mieszka poznajemy w momencie konwersji. Od tego momentu rozpoczął się długi i złożony proces ewangelizacji jego otoczenia, a następnie całego społeczeństwa. Efektem była chrystianizacja ziem polskich, która trwała dziesiątki lub wręcz setki lat. Jej początkiem był prosty akt przyjęcia chrztu przez księcia i jego najbliższych.
Większość społeczeństwa Polski pierwszych Piastów musiała „oczekiwać” na chrzest wiele lat. Nie dokonywała się żadna gwałtowna przemiana. Myślę więc, że władca taki jak Mieszko nie musiał zbyt intensywnie rozważać skutków swojej decyzji. Należy przypuszczać, że ryzyko przyjęcia chrztu ograniczało się do jego najbliższego otoczenia. Jeżeli ten akt został zaakceptowany przez elitę, to proces ewangelizacji był skuteczny. To władca i jego otoczenie gwarantowali bezpieczeństwo misjom podążającym przez cały kraj. Spojrzenie na chrzest Mieszka I jak na długotrwały proces pozwala nam zrozumieć wydarzenie z roku 966.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
szuk/ skp /