Historia nie wystarczy, żeby określić to, co powoduje współczesnym imperializmem rosyjskim. Jednak bez klucza historycznego to, co wydaje się niekiedy chorobą psychiczną przywódcy, nie może być zrozumiane – mówi PAP historyk prof. Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Akademii Nauk.
Polska Agencja Prasowa: Mija rok od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę. Na początku wojny wiele osób podkreślało rolę historii w tym konflikcie. Czy historia daje nam wytłumaczenie tej agresji?
Prof. Andrzej Nowak: Historia nie wystarczy, żeby określić to, co powoduje współczesnym imperializmem rosyjskim. Jednak bez klucza historycznego to, co wydaje się niekiedy chorobą psychiczną przywódcy, nie może być zrozumiane. Dowodem na to jest fakt, że politykę agresji Putina wobec Ukrainy akceptuje duża część społeczeństwa rosyjskiego. W tej sytuacji tłumaczenie tej agresji w kategoriach choroby psychicznej jednostki na pewno jest niesłuszne i nieefektywne.
Odpowiedzi trzeba szukać zatem w sposobie widzenia historii, w której Rosjanie traktują Kijów jako matkę miast rosyjskich, która powinna być znowu połączona ze swą najwspanialszą córeczką Moskwą, podobnie jak "Noworosja", czyli całe południe Ukrainy, które armia Katarzyny II przyłączyła do imperium rosyjskiego w XVIII wieku, powinna "wrócić" do Rosji. To kwestie nie z akademickich dyskusji historyków, ale stawiane serio przez Putina. Wielokrotnie dał temu wyraz w swoich tekstach, w których uzasadniał tę agresję. Stawiają je również Rosjanie. W tym wszystkim chodzi także o najnowszą historię, a nie tylko genezę chrztu - wedle Putina: na Krymie - i tożsamość Rusi Kijowskiej czy sensu pojęcia "Noworosja".
PAP: Jakie inne, poza historią, czynniki mogą kierować Putinem?
Prof. A. Nowak: Niektórzy postrzegają genezę tego konfliktu w czynnikach ekonomicznych i z perspektywy bazy materialnej. To tłumaczenie nie wydaje się również wystarczające, ponieważ widzimy, że ta wojna niewątpliwie więcej Rosję kosztuje, niż jej daje.
Trzeba również zwrócić uwagę na czynnik ludzki. Niewątpliwie kurczące się demograficznie imperium Putina wobec wielokrotnie liczniejszych sąsiadów Azji sprawia, że Putin próbuje włączyć mieszkańców Ukrainy i Białorusi do zasobu demograficznego Rosji. To właśnie z tego powodu dowiadujemy się o masowym porywaniu ukraińskich dzieci. To rosyjska imperialna metoda poszukiwania "zasobów ludzkich".
Nawet jednak tego rodzaju motywy nie wytłumaczą do końca tego, dlaczego Putin w XXI w. podejmuje wojnę i naraża się na konflikt z Ukrainą, ale i szerszą wspólnotą zachodnią, która popiera Ukrainę. W grę wchodzą także głęboko tkwiące w rosyjskiej kulturze, zwłaszcza politycznej, motywy rywalizacji z Zachodem, wrogości do świata niegdyś łacińskiego, a dziś nazywanego "atlantyckim".
PAP: W jaki sposób w ciągu minionych dwunastu miesięcy zmieniał się taktyczny plan Putina?
Prof. A. Nowak: Taktyczny cel Putina na początku wojny polegał na błyskawicznym opanowaniu centrum władzy na Ukrainie w przekonaniu, że powtórzy się scenariusz z 2014 r. Przypomnę, że agresja z ubiegłego roku nie jest pierwszą, ale drugą próbą rozbioru Ukrainy. W 2014 r. rozbiór Ukrainy dokonał się przy biernej postawie Zachodu, a także w dużym stopniu samych Ukraińców. Krym został przecież oddany bez jednego wystrzału.
Sztabowcy, planując wojnę, opierają się na przebiegu poprzedniej. Można zatem założyć, że Putin uznał, że dość łatwo uda mu się doprowadzić do przejęcia władzy w Kijowie, ucieczki prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i innych reprezentantów demokratycznie wybranych władz Ukrainy oraz osadzenia tam putinowskiej marionetki.
Jednak zamiast "specjalnej operacji wojskowej", o której mówił Putin, mamy pełnoskalową wojnę toczącą się według schematów znanych z II wojny światowej. Putin, któremu nie udało się w całości Ukrainy opanować, chcę ją teraz w całości zniszczyć. To już inny cel niż na początku. Tłumaczy on straszne zachowanie armii rosyjskiej oraz działania zaplanowane z zimną krwią, aby zniszczyć ukraińskie miasta, całą infrastrukturę krytyczną, a nawet pola i miejsca zasiewów. Putin chce po prostu obrócić w perzynę kraj, który przeszkadza mu na drodze do realizacji jego imperialnej rekonkwisty.
PAP: Czy Putin może chcieć jeszcze wrócić do pierwotnego planu?
Prof. A. Nowak: Myślę, że długofalowo, w najdalszej perspektywie, Putin może liczyć na to, że uda mu się wrócić do wyjściowego planu. Może zakładać, że Ukraińcy zmęczeni wojną, która tak dużo ich kosztuje, w pewnym momencie powiedzą, że Zachód nie pomógł im dość efektywnie, że walczą i przelewają krew, a Rosja i tak ostatecznie nie zrezygnuje ze swoich zamiarów. Mogą wówczas pomyśleć, że będzie dla nich lepiej wrócić do Rosji – takiej, jaka jest – ponieważ Zachód ich "zdradził". Na to Putin zapewne liczy. Miejmy nadzieję, że się przeliczy, zarówno co do postawy Ukraińców, jak i Zachodu.
PAP: Powiedział pan profesor o wsparciu Ukrainy ze strony Zachodu. Czy mijający rok faktycznie zmienił podejście Zachodu do Rosji i Putina? Jakie opinie i oceny dotyczące Rosji musiały zatem w minionym roku zostać zrewidowane?
Prof. A. Nowak: Sądzę, że nastąpił rzeczywisty przełom. Co prawda niektórzy temu nie dowierzają i mówią, że zmiana podejścia jest powierzchowna, a przywódcy niektórych krajów Europy Zachodniej tylko udają, że zmienili swój stosunek do Rosji. Na pewno trzeba z uwagą śledzić przejawy niewykorzenionej rusofili, choć już nie putinofilii, ponieważ o niej obecnie nie może być już mowy w kręgach politycznych "mainstreamu" Zachodu.
Prawdziwa zmiana polega na tym, że zaczęto z uwagą przyglądać się głębszej tradycji rosyjskiego imperializmu. Polacy zwracali już wcześniej uwagę na to, że Rosja nie jest krajem jak każdy inny oraz że bakcyl imperializmu jest głęboko osadzony w rosyjskiej kulturze, szczególnie tej politycznej. Tego rodzaju spojrzenie, które do ubiegłego roku było rozumiane tylko w Polsce, krajach bałtyckich czy na Ukrainie, jest wreszcie także poważniej traktowane w Europie Zachodniej. Nie jest już uznawane za przejaw polskiej choroby psychicznej, czyli rusofobii. Założenie, że z Rosją można współpracować gospodarczo, nie bacząc na geopolityczne koszty takiej współpracy - płacone zazwyczaj przez najbliższych sąsiadów Moskwy - stanęło pod dużym znakiem zapytania. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
PAP: Od początku wojny Polacy masowo ruszyli z pomocą dla Ukrainy. Historia polsko-ukraińskich relacji nie zawsze była jednak łatwa. Czy zmiana, która zaszła po wybuchu wojny, może być zmianą stałą?
Prof. A. Nowak: Oczywiście mamy historię, której ważną część stanowi tragedia II wojny światowej, w jej przebiegu również ludobójstwo dokonane na ludności polskiej przez ukraińskich integralnych nacjonalistów.
Jednak to, co wydarzyło się w ciągu ostatniego roku, niewątpliwie sprawia, że na owe doświadczenia musimy spojrzeć w nowym kontekście. Wróg, który obecnie bezpośrednio niszczy Ukrainę, nie zagraża tylko jej, ale chce rozwijać swój imperializm w naszym kierunku. Ukraińcy, walcząc w obronie swojego domu, walczą o naszą wolność oraz pośrednio bronią też naszego domu.
Po wybuchu wojny nastąpiła błyskawiczna i wspaniała reakcja nie tylko polskiego państwa, ale również polskiego społeczeństwa, która zadziwiła świat. Przyniosła ona bardzo wiele dobra, zarówno milionom przyjętych w polskich domach Ukraińców, jak i wizerunkowi Polski, który w ostatnich kilkunastu-kilkudziesięciu latach starano się niszczyć, przedstawiając stale wizję Polski zacofanej, agresywnie ksenofobicznej, którą zachodnioeuropejscy "nauczyciele moralności" wciąż mieli prawo pouczać. W istocie, kiedy za naszą wschodnią granicą wybuchła prawdziwa wojna, a nie tylko poszukiwanie lepszego życia z ekonomicznych powodów, spowodowała ona reakcję najpiękniejszą z możliwych: serdeczną, bezprecedensową w takiej skali w całej historii Europy po II wojnie pomoc.
To niezwykle mocno wpływa również na stronę ukraińską. Dwa miesiące temu na Ukrainie został przeprowadzony sondaż, w którym tylko jeden procent badanych Ukraińców uważa Polskę za wroga, z kolei 90 proc. uważa nasz kraj za najbliższego przyjaciela.
To wyniki niespotykane w relacjach między jakimikolwiek krajami. Tak dobrej opinii, jaką o Polsce mają Ukraińcy, nie ma żaden inny kraj na świecie. W tym kontekście na pewno musimy zobaczyć na nowo także nasze historyczne powody do żalu czy sporów. Współczesność nakazuje nam ponad wszelką wątpliwość widzieć w Ukraińcach naszych ofiarnych sojuszników. Tak jak Ukraińcy na pewno w Polsce i Polakach widzą szczerych pomocników w walce o słuszną sprawę: obronę domu przed agresorem.(PAP)
Rozmawiała Anna Kruszyńska
akr/ skp/