
Trzyletnie rządy Czerwonych Khmerów cofnęły cywilizacyjny rozwój Kambodży o kilkaset lat – powiedział PAP prof. Adam Jelonek, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. 17 kwietnia przypada 50. rocznica zajęcia stolicy Phnom Penh przez Czerwonych Khmerów i proklamowania Demokratycznej Kampuczy.
Jak podkreślił ekspert, po objęciu władzy w 1975 roku Czerwoni Khmerzy ogłosili rozpoczęcie "roku zerowego" – symbolicznego początku rewolucji i całkowitej przebudowy społeczeństwa.
"Aby stworzyć nowego, rewolucyjnego człowieka, trzeba było zerwać wszelkie więzi z przeszłością – epoką monarchii i kolonializmu. Dla Czerwonych Khmerów oznaczało to najczęściej fizyczną eliminację ludzi, którzy te więzi ucieleśniali" – uważa prof. Jelonek.
Zwrócił uwagę na paradoks: przywódcy Czerwonych Khmerów, wykształceni we Francji i zafascynowani radykalną myślą lewicową, stanowili intelektualną elitę kraju, a jednocześnie wprowadzili brutalny, antyintelektualny reżim. "Masowe egzekucje osób wykształconych rozpoczęły się niemal natychmiast po zwycięstwie rewolucji. Każdy kto nosił okulary, miał delikatne dłonie czy znał nawet kilka słów po francusku zasługiwał na śmierć" - powiedział politolog.
"Masowe egzekucje osób wykształconych rozpoczęły się niemal natychmiast po zwycięstwie rewolucji. Każdy kto nosił okulary, miał delikatne dłonie czy znał nawet kilka słów po francusku zasługiwał na śmierć."
Zdaniem prof. Jelonka, skutkiem masowych czystek był paraliż administracyjny i technologiczny kraju. "Brakowało wykwalifikowanych kadr. W myśl ideologii Czerwonych Khmerów rewolucyjna świadomość miała z powodzeniem zastępować formalne wykształcenie. Jednak rewolucyjna świadomość nie wystarczała. Nawet członkowie tajnej policji mieli problem z pisaniem notatek, a plany zwiększenia zbiorów ryżu zawiodły, bo zabrakło specjalistów od irygacji i rolnictwa" – wyjaśnił ekspert.
W styczniu 1979 roku Phnom Penh zajęły wojska wietnamskie, kończąc panowanie Czerwonych Khmerów. "Wbrew obiegowej opinii nie zostali jednak przywitani z entuzjazmem. Khmerzy tradycyjnie postrzegali Wietnamczyków jako odwiecznych wrogów. Co więcej, wkroczenie armii wietnamskiej nie zakończyło plagi głodu panującego w całym kraju od początku rewolucji" - zaznaczył rozmówca PAP.
Pytany o liczbę ofiar reżimu, prof. Jelonek odpowiedział, że "szacunki są bardzo rozbieżne – od 800 tysięcy do nawet 3 milionów. Prawda zapewne leży pośrodku".
Ludzie ginęli nie tylko z rąk wojska i tajnej policji – śmiertelne żniwo zebrały również głód, choroby i katastrofalna w skutkach kolektywizacja rolnictwa.
"Ludzie cierpieli z niedożywienia, chorowali na dezynterię, cholerę, beri-beri. Czerwoni Khmerzy odrzucali zachodnią sztukę medyczną. Operacje chirurgiczne przeprowadzano bez znieczulenia, nierzadko za pomocą kuchennych noży. Leczenie opierało się głównie na ziołolecznictwie, a pomoc medyczna i humanitarna z zewnątrz, poza ograniczonym wsparciem z Chin, do kraju praktycznie nie docierała" – wyjaśnił ekspert.
Według prof. Jelonka, Kambodża po rządach reżimu Pol Pota znalazła się w stanie niemal zupełnego upadku. "Całkowicie zniszczono infrastrukturę, a przez kolejne dekady brakowało lekarzy, nauczycieli i urzędników. Kraj do dziś boryka się ze skutkami tej tragedii, a jedną z najpoważniejszych konsekwencji są traumatyczne doświadczenia, które pozostawiły trwały ślad w pamięci mieszkańców Kambodży" - podkreślił.
Przed rewolucją Kambodża uchodziła za najbardziej buddyjski kraj świata. "Religia stanowiła jeden z fundamentów tożsamości narodowej. Reżim zniszczył duchowość – nie bezpowrotnie, ale jej odbudowa trwa do dziś" - powiedział politolog.
Obecnie Phnom Penh przypomina typową, niewielką metropolię Azji Południowo-Wschodniej. "Do Kambodży napływają tłumy turystów. Mieszka tam zresztą na stałe wielu cudzoziemców, w tym Europejczyków. Łatwo uzyskać obywatelstwo, a państwo nie ma podpisanych umów ekstradycyjnych z wieloma krajami. Kambodża otworzyła się na inwestycje, głównie chińskie. Mimo tragicznych doświadczeń mieszkańcy Kambodży przede wszystkim wciąż marzą o normalnym i godnym życiu" – podsumował prof. Jelonek.
Marta Zabłocka (PAP)