W międzywojennej Warszawie świętowanie Bożego Narodzenia przedłużano nawet do Święta Trzech Króli. Był to czas spotkań z przyjaciółmi, ale nie zapominano o religijnym charakterze tego okresu – mówi PAP historyk i varsavianista Adrian Sobieszczański.
W Warszawie okresie dwudziestolecia międzywojennego nie kultywowano już tak wielu tradycji związanych ze Świętami Bożego Narodzenia, jak miało to miejsce w poprzednich wiekach. Jednak okres do Nowego Roku był czasem, kiedy kontynuowano świętowanie Bożego Narodzenia. Jak podkreślił historyk i varsavianista Adrian Sobieszczański, "miało ono głównie charakter religijny".
Dzień po Bożym Narodzeniu, czyli 26 grudnia, w Kościele katolickim obchodzone jest święto św. Szczepana, pierwszego męczennika. "W międzywojniu kultywowano tradycję, że tego dnia księdza bądź kościelnego posypywano owsem, co miało nawiązywać do kultu św. Szczepana i tradycji związanej z jego śmiercią, czyli ukamienowaniem" – wyjaśnił varsavianista. Dzień później obchodzone jest natomiast święto apostoła i ewangelisty św. Jana. "W tym dniu mieszkańcy Warszawy uczestniczyli w mszach świętych, podczas których święcono wino, a następnie częstowano nim wiernych. To również jest zwyczaj, który nawiązywał do tradycji, wedle której św. Jan, kiedy podano mu zatrute wino, pobłogosławił je i wypił" – powiedział Sobieszczański. Z kolei 28 grudnia jest święto Świętych Młodzianków, które jest obchodzone jest dla upamiętnienia rzezi niewiniątek dokonanej na rozkaz namiestnika Galilei Heroda w Betlejem. Historyk zaznaczył, że "w okresie międzywojennym to święto było bardzo powszechnie obchodzone, a w czasie mszy świętych błogosławiono dzieci".
W Warszawie okresie dwudziestolecia międzywojennego nie kultywowano już tak wielu tradycji związanych ze Świętami Bożego Narodzenia, jak miało to miejsce w poprzednich wiekach. Jednak okres do Nowego Roku był czasem, kiedy kontynuowano świętowanie Bożego Narodzenia. Jak podkreślił historyk i varsavianista Adrian Sobieszczański, "miało ono głównie charakter religijny".
W okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem powszechnym zwyczajem było także odwiedzanie kościołów, aby obejrzeć szopki. "Całe rodziny, a także przyjaciele i znajomi chodzili po kościołach, aby zobaczyć szopki, które zazwyczaj miały tradycyjny, religijny charakter, choć z czasem można było w nich dostrzec echa bieżących wydarzeń politycznych i społecznych, a ich wydźwięk coraz bardziej stawał się narodowy, patriotyczny" – mówił Adrian Sobieszczański.
"Co prawda szopki kojarzą się nam właśnie z tymi w kościołach lub szopkami krakowskimi, to warto przypomnieć dzisiaj już zapomnianą tradycję warszawskich szopkarzy, których można było spotkać w okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Świętem Trzech Króli" – zaznaczył. "Chodzili oni po ulicach, ale można było ich również zobaczyć w bramach kamienic i podwórzach, a nawet na frontowych klatkach kamienic, które zazwyczaj były zamknięte przed domokrążcami" – dodał.
Szopkarzami byli najczęściej rzemieślnicy – głównie murarze – którzy w okresie okołoświątecznym mieli sporo wolnego czasu, więc zajmowali się tworzeniem szopek. Jak wyjaśnił Sobieszczański, "nie były one aż tak wystawne, jak te kościelne czy krakowskie". "Najczęściej były one drewniane, z dość prymitywnymi kukiełkami" – dodał. Za pomocą tych kukiełek szopkarze przedstawiali scenę narodzenia Pana Jezusa. "Wśród kukiełek można było znaleźć także postaci związane z warszawskim folklorem, jak również z czasem zaczęły się pojawiać kukiełki nawiązujące do bieżącej polityki" – wyjaśnił.
Szopkarze wchodzili do mieszkań, zapraszano ich do jadalni, gdzie dla zgromadzonych odgrywali jasełka. "Czasami poza treściami religijnymi, pojawiały się także różne, czasami nawet żartobliwe hasła związane z aktualnymi wydarzeniami politycznymi i społecznymi lub z tradycją" – powiedział historyk.
W późniejszych latach dwudziestolecia międzywojennego tradycja szopkarzy coraz bardziej była związana z kolędnikami, którzy już we wszystkich regionach Polski chodzili po domach i śpiewali kolędy, otrzymując za to niewielkie datki. "Z czasem tradycję szopkarską kultywowała młodzież warszawska, jednak z czasem ona zamarła" – zaznaczył Sobieszczański.
"W okresie międzywojennym czas po Bożym Narodzeniu do Uroczystości Objawienia Pańskiego nazywano dniami świętymi. Popołudniami i wieczorami spotykano się w gronie rodziny i przyjaciół, aby złożyć sobie życzenia oraz wspólnie śpiewać kolędy. Częstowano także ciastami i innymi poczęstunkami, a nierzadko także i alkoholem" – przypomniał historyk. Elementem codzienności w tym okresie były również wizyty w domach przyjaciół i dalszej rodziny. "Młodzi kawalerowie odwiedzali również domy panien na wydaniu, aby w ten sposób kultywować pewną tradycję, ale aby jednocześnie móc zawiązywać nowe znajomości" – powiedział.
"W okresie międzywojennym czas po Bożym Narodzeniu do Uroczystości Objawienia Pańskiego nazywano dniami świętymi. Popołudniami i wieczorami spotykano się w gronie rodziny i przyjaciół, aby złożyć sobie życzenia oraz wspólnie śpiewać kolędy. Częstowano także ciastami i innymi poczęstunkami, a nierzadko także i alkoholem" – przypomniał historyk.
Z kolei w Święto Trzech Króli dla gości przygotowywano różnego rodzaju duże i wykwintne ciasta naszpikowane bakaliami. "Osoba, której trafił się kawałek z największą ilością bakalii była nazywana Bakaliowym Królem lub Bakaliową Królową. Zwycięskiemu mężczyźnie wróżono obfitość i same sukcesy, zaś jeśli zwycięska kobieta była panną na wydaniu, to wróżono jej rychłe zamążpójście" – wskazał varsavianista.
W okresie międzyświątecznym oddawano się nie tylko jedzeniu w dużych ilościach słodyczy, ale także aktywnościom sportowym, szczególnie łyżwiarstwu. "W tamtym czasie zimy były srogie, nie takie jak dzisiaj, a miejsc do jazdy na łyżwach nie brakowało. W tym wolnym czasie młodzież – choć nie tylko – spotykała się na warszawskich lodowiskach. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak ta zabawa przybierała świątecznego, zimowego, wręcz niezwykłego charakteru" – podsumował Adrian Sobieszczański.(PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ pat/