
Maciej Samsonowicz, syn tragicznie zmarłego 42 lata temu gdańskiego opozycjonisty, ma nadzieję, że dzięki prowadzonemu przez IPN śledztwu wkrótce uda się wyjaśnić okoliczności tej tragedii. W podawaną w 1983 r. przez władze PRL wersję o samobójstwie Jana Samsonowicza w Trójmieście nikt nie wierzył.
Zwłoki Jana Samsonowicza, opozycjonisty i poety, znaleziono 30 czerwca 1983 r. na ogrodzeniu stadionu „Stoczniowiec” w Gdańsku. Służba Bezpieczeństwa od razu ogłosiła, że popełnił samobójstwo, powiesił się na pasku od spodni. Jednak w Trójmieście nikt w taką wersję nie wierzył. Pogrzeb Jana Samsonowicza, który odbył się 6 lipca, zamienił się w kilkutysięczną demonstrację.
Jan Samsonowicz był postacią znaną w środowisku trójmiejskiej opozycji demokratycznej jeszcze przede powstaniem „Solidarności”. W jego mieszkaniu bywali m.in. Wiesław Chrzanowski, Leszek Moczulski, Lech Wałęsa i Bogdan Borusewicz. Służba Bezpieczeństwa miała go na oku już w 1976 r., gdy był studentem filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim.
Współpracował z powołanym w 1977 r. Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), a w następnym roku należał do założycieli Ruchu Młodej Polski.
Działał razem z Aleksandrem Hallem, Arkadiuszem Rybickim i Dariuszem Kobzdejem. „Bezpieka uważała Samsonowicza za działacza podziemia niebezpiecznego dla systemu. Był dobrze wykształcony, posiadał liczne kontakty był odważny i zdeterminowany. Nie szedł na kompromisy z esbekami. Takich ludzi obawiali się szczególnie” – mówił dwa lata temu w rozmowie z PAP dr Arkadiusz Kazański, historyk z IPN w Gdańsku.
Z dokumentów znajdujących się obecnie w IPN wynika, że Służba Bezpieczeństwa śledziła każdy krok opozycjonisty. Odnotowała m.in. kilka zdarzeń z 1979 r. z jego udziałem. 25 lutego brał udział w kolportażu ulotek pod pięcioma gdańskimi kościołami przez działaczy ROPCiO, 10 listopada został zatrzymany w związku z kolportażem ulotek informujących o mszy z okazji rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, zaś 17 grudnia został zatrzymany na 48 godzin przez milicję w związku z demonstracjami, które miały się odbyć w dziewiątą rocznicę krwawego stłumienia robotniczych protestów na Wybrzeżu.
Współpracował z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża założonymi przez Andrzeja Gwiazdę, Antoniego Sokołowskiego i Krzysztofa Wyszkowskiego. Jak przypomniał dr Arkadiusz Kazański w tamtym czasie grono osób, które miały odwagę przeciwstawić się czynnie komunistom było tak nieliczne, że SB z pobłażaniem mówiło o „autobusowej opozycji” - wszyscy jej działacze z Trójmiasta mogliby się bowiem zmieścić w jednym autobusie.
W sierpniu 1980 r. jako przedstawiciel Akademii Medycznej uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej. W czasie „karnawału Solidarności” należał do redakcji „Pomostu” - biuletynu wydawanego przez „S” na Akademii Medycznej w Gdańsku. Uczestniczył też w solidarnościowych demonstracjach. Po ogłoszeniu stanu wojennego został internowany w Strzebielinku, a następnie w Iławie. Na wolność wyszedł w połowie 16 lipca 1982 r. Jak wspominały znające go osoby, przeżywał wtedy ciężkie chwile. Jednemu z kolegów powiedział: „Gdyby ktoś powiedział o moim samobójstwie, nie wierz w to”. Wkrótce potem już nie żył.
Jego zwłoki znaleziono 30 czerwca 1983 r. Ciało, w nienaturalnej pozycji wpółleżącej, było powieszone na pasku od spodni na ogrodzeniu przy stadionie Klubu Sportowego „Stoczniowiec” w Gdańsku.
W 2023 r. pion prokuratorski IPN wznowił śledztwo, którego celem jest wyjaśnienie okoliczności śmierci Jana Samsonowicza. Poprzednie, tuż po upadku PRL-u, skończyło się niczym. Umorzono je „wobec braku dostatecznych dowodów zaistnienia przestępstwa”.
O tragicznej śmierci Jana Strzeleckiego w serwisie X przypomniał jego syn, Maciej Samsonowicz. „Człowiek odwagi, zasad i działania. Zginął w Gdańsku 30 czerwca 1983 roku, w ostatnich dniach stanu wojennego – gdy reżim zacierał ślady swojej haniebnej działalności i nie cofał się przed niczym. Miałem wtedy pięć lat. Dziś, po dekadach kłamstw i milczenia, śledztwo prowadzone przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej jest w końcowej fazie. Prokuratorzy IPN ciężką pracą odkryli nowe wątki i dowody, które wykluczają wersje samobójczą. W naszej rodzinie nigdy nie było wątpliwości: Ojciec został zamordowany za swoją działalność, za niezłomność, za odwagę” - napisał.
„Nie domagam się współczucia. Domagam się prawdy i sprawiedliwości. Przez lata niektórzy powielali narrację Służby Bezpieczeństwa i mówili – a nawet pisali – że to »samobójstwo«. Prawda Was dosięgnie. Jan Samsonowicz wierzył w Polskę silną uczciwością i bezwzględną dla wrogów Ojczyzny. W państwo, które chroni swoich obywateli – a nie eliminuje ich za to, że byli wolni i niepokorni. W państwo, które premiuje tych, którzy chcą pracować na jego rzecz – a nie tych, którzy je podkopują. Winni zbrodni stanu wojennego powinni w końcu zostać pociągnięci do odpowiedzialności” - dodał. (PAP)
mr/ jkrz/