Mimo podjętych w 2004 r. prób wyliczenia strat po Powstaniu Warszawskim wiele z nich jest niemożliwych do oszacowania. Archiwalia to zbiory bezcenne, ale największa strata to jednak mieszkańcy – mówi PAP dr Katarzyna Utracka, historyk, zastępca kierownika Pracowni Historycznej Muzeum Powstania Warszawskiego.
Polska Agencja Prasowa: Zniszczenia dokonane przez Niemców w czasie 63 dni walk w Warszawie wynikały nie tylko z chęci stłumienia zrywu, ale również celowego niszczenia istotnych obiektów. Które ważne punkty na mapie stolicy były palone lub burzone już w czasie walk?
Dr Katarzyna Utracka: Według szacunków w czasie walk zniszczeniu uległo 25 proc. zabudowy Warszawy. Straty wynikały głównie z bombardowań i ostrzału artyleryjskiego. Jednak już wówczas Niemcy realizowali nakazany przez Himmlera i Hitlera plan całkowitego zniszczenia miasta. Rozkaz ten został wydany już w pierwszych godzinach po wybuchu powstania. Wszyscy mieszkańcy mieli zostać wymordowani, a miasto miało zniknąć z powierzchni ziemi. Warszawa miała stać się wyłącznie punktem przeładunkowym dla oddziałów Wehrmachtu.
Oprócz zniszczeń, które powstały w wyniku walk, Niemcy po zdobyciu poszczególnych dzielnic, m.in. Starego Miasta, przystępowali do ich niszczenia. Palone były m.in. archiwa znajdujące się w tej dzielnicy – Archiwum Główne, Archiwum Akt Dawnych, Archiwum Skarbowe, Archiwum Miejskie. W trakcie walk zniszczenia w tych zbiorach wyniosły od kilku do kilkunastu procent. We wrześniu i w październiku dokonał się akt całkowitego zniszczenia tych bezcennych zbiorów, które gromadzono od XV wieku i których kopiami w większości nie dysponujemy. Jest to więc strata niepowetowana, niemożliwa do odtworzenia. Zniszczony zostaje również Zamek Królewski. Przez długi czas w literaturze przedmiotu pojawiała się informacja, że ruiny Zamku zostały wysadzone dopiero po upadku powstania. Nastąpiło to jednak we wrześniu, po zajęciu Starówki przez Niemców. Podobny los spotkał Kolumnę Zygmunta. Celem było więc niszczenie budowli-symboli ważnych dla świadomości narodowej. Były one świadomie niszczone już w czasie Powstania Warszawskiego.
Palone były m.in. archiwa znajdujące się w tej dzielnicy – Archiwum Główne, Archiwum Akt Dawnych, Archiwum Skarbowe, Archiwum Miejskie. W trakcie walk zniszczenia w tych zbiorach wyniosły od kilku do kilkunastu procent. We wrześniu i w październiku dokonał się akt całkowitego zniszczenia tych bezcennych zbiorów, które gromadzono od XV wieku i których kopiami w większości nie dysponujemy.
Oczywiście ich zagłada dopełnia się po jego zakończeniu i wypędzeniu ludności cywilnej. Burzenie miasta poprzedzał rabunek wszystkiego, co posiadało jakąkolwiek wartość materialną. Powstały trzy piony administracyjne odpowiadające za rabunek miasta: cywilny, wojskowy oraz policji i SS. Specjalizowały się w różnych rodzajach dóbr. Wehrmacht zajmował się demontażem i wywózką urządzeń fabrycznych, okablowania elektrycznego, surowców oraz żywności. SS wywoziła kosztowności i wszelkiego rodzaju wyposażenia mieszkań. Wśród władz niemieckich dochodziło nawet do sporów pokazujących nam, jak wielka była skala tej grabieży. Gubernator Dystryktu Warszawskiego Ludwig Fischer spierał się z gauleiterem Kraju Warty Arthurem Greiserem co do tego, dokąd mają trafiać meble zrabowane z Warszawy.
Rozmiary grabieży pokazują badania prowadzone przez Mariana Chlewskiego, który wyliczył, że z Warszawy wywieziono 45 tys. wagonów dóbr. Zawierały one zarówno majątek mieszkańców, jak i zbiory muzealne. Próbę dokładniejszego wyliczenia strat podjęto w 2004 r. dzięki decyzji ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Powołany wówczas zespół oszacował poniesione straty na 54 miliardy dolarów. Oczywiście nie sposób oszacować wartości archiwaliów. Największą stratą było jednak życie mieszkańców, zarówno 120–130 tys. poległych cywilów, jak i 18 tys. powstańców oraz pół miliona wypędzonych z Warszawy. Duża część z nich nigdy nie wróciła do miasta.
Obecnie w Muzeum Powstania Warszawskiego próbujemy oszacować rzeczywistą liczbę cywilnych ofiar zrywu. Chcemy również przywrócić ich imiona i nazwiska. Zdecydowana większość jest dziś bezimienna. Dziś znamy dane 54 tys. z nich i są one dostępne w Bazie Cywilnych Ofiar Powstania. Z pewnością proces ten został zapoczątkowany zbyt późno. Trudno dziś dotrzeć do wielu potomków poległych w czasie powstania lub znaleźć odpowiednie dokumenty archiwalne.
PAP: Jakie działania Niemcy podejmowali po zakończeniu grabieży?
Dr Katarzyna Utracka: Po zrabowaniu wartościowych dóbr specjalne oddziały Brandkommando przystępowały do palenia budynków. Najdokładniej zniszczona została Starówka. W 1945 r. tylko kamienica przy Długiej 6 nadawała się do zamieszkania. Pozostałe zostały wypalone lub całkowicie zburzone. Straty w zabytkach w całej Warszawie wyniosły ok. 90 proc. Było to ok. 700 budynków w całym mieście. Szczególnie ucierpiały warszawskie kościoły i budynki użyteczności publicznej. Jeszcze we wrześniu 1944 r. Warszawa utraciła wszystkie cztery mosty, które zostały wysadzone przez Niemców w momencie zbliżania się Armii Czerwonej.
Zniszczone zostały również archiwa znajdujące się poza Starówką. Po powstaniu spalono Archiwum Akt Nowych na Rakowieckiej, a więc w miejscu poza obszarem walk powstańczych. Spłonęła Biblioteka Ordynacji Krasińskich na Okólniku. 16 stycznia 1945 r. zniszczona została Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy, a więc w dniu, w którym większość oddziałów niemieckich opuszczała miasto. Po przejściu oddziałów Brandkommando do wyburzania budynków przystępowało Sprengkommando. Ich celem były wszystkie zabytki i budynki użyteczności publicznej.
Często w rozmowach z powstańcami słyszałam ich opisy miasta, które opuszczali w pierwszych dniach października. Podkreślali, że stolica była bardzo zniszczona, ale większość domów stała. Po powrocie z niewoli zastali miasto niemożliwe do poznania. To pokazuje skalę zniszczeń do stycznia 1945 r.
Dotkliwe straty poniosły również Śródmieście Północne, Wola, Czerniaków, Powiśle. W nieco większym stopniu przetrwały Mokotów, Ochota, Żoliborz i Śródmieście Południowe. Zachowały się budynki, które Niemcom służyły za miejsce zakwaterowania i magazyny, lub nie zdążyli ich wysadzić. Tak było m.in. z Pałacem na Wodzie w Łazienkach czy Pałacem pod Blachą. Tyle szczęścia nie miał Pałac Saski i Pałac Brühla wysadzone w grudniu 1944 r. Były to miejsca ważne dla tożsamości narodowej. Straty po upadku Powstania Warszawskiego wyniosły ok. 30 proc. całości zabudowy, a więc więcej niż w czasie dwóch miesięcy walk.
Często w rozmowach z powstańcami słyszałam ich opisy miasta, które opuszczali w pierwszych dniach października. Podkreślali, że stolica była bardzo zniszczona, ale większość domów stała. Po powrocie z niewoli zastali miasto niemożliwe do poznania. To pokazuje skalę zniszczeń do stycznia 1945 r. Takie były efekty realizacji rozkazu o zburzeniu miasta, które miało być przykładem dla innych miast całej okupowanej Europy. Wszyscy zeznający po wojnie niemieccy zbrodniarze odwoływali się do tego rozkazu i podkreślali, że ich celem była wyłącznie jego realizacja. Rozkaz ten nie był racjonalny, a mimo to był realizowany do końca. Rzeczywistym celem było więc „rozprawienie się” z Warszawą. Ten proces rozpoczął się już we wrześniu 1939 r.
PAP: We wrześniu 1944 r., po pierwszym miesiącu walk, mieszkańcy widzieli, że miasto ulega zagładzie. Mimo kilku możliwości ewakuacji decydowali się na pozostanie w walczącym mieście. Jakie czynniki decydowały o postawie mieszkańców, którzy w przytłaczającej części woleli pozostać w Warszawie?
Dr Katarzyna Utracka: Gdy 8 i 9 września umożliwiano ewakuację starców, kobiet i dzieci, miasto opuściło od kilkunastu do 25 tys. mieszkańców. To bardzo niewielka część spośród cywilów pozostających w mieście. Pozostali zdecydowali się pozostać z powstańcami do końca. O ich postawie decydowały przede wszystkim strach i niepewność. Zdawano sobie sprawę z losu mieszkańców Woli. Poza tym traktowali Warszawę jak swój dom. Mieli tu również cały swój dobytek. 1 i 2 października miasto opuściło kilkanaście tysięcy osób.
Exodus nastąpił dopiero po upadku powstania. Warszawiacy trafiali do obozu przejściowego w Pruszkowie. Tam następowała selekcja – wywózka na przymusowe roboty do Rzeszy lub w głąb Generalnego Gubernatorstwa. Wielu trafiło do obozów koncentracyjnych, z których już nigdy nie wracali. Było to złamanie umowy o zaprzestaniu walk podpisanej wieczorem 2 października 1944 r.
PAP: Dowództwo sił powstańczych oraz przedstawiciele Rady Głównej Opiekuńczej, m.in. hrabina Maria Tarnowska, uważali, że możliwe jest pozostanie w mieście ludności, która nie będzie chciała opuścić swoich domów. Dlaczego Niemcy tak stanowczo dążyli do wypędzenia wszystkich mieszkańców?
Dr Katarzyna Utracka: Niemcy dążyli do „oczyszczenia miasta” w celu jego zamiany w Festung Warschau, która miała być długo broniona. Przesądziła o tym również chęć całkowitego rabunku i całkowitego zniszczenia. Niemcy szacowali, że 2 października w Śródmieściu pozostało 200–250 tys. mieszkańców. Musimy sobie uzmysłowić, że po ich wypędzeniu w ciągu trzech i pół miesiąca miasto było niemal całkowicie puste. Na najdalszych przedmieściach zachodniej części Warszawy mieszkało ok. 22 tys. osób, 140 tys. przebywało na Pradze. Wypędzanym warszawiakom pomagały Polski Czerwony Krzyż, Rada Główna Opiekuńcza oraz ludność całego Generalnego Gubernatorstwa, po którym zostali rozsiani.
PAP: W październiku 1944 r. w Warszawie działała garstka polskich muzealników z prof. Stanisławem Lorentzem na czele, którzy ratowali część zbiorów muzeów i bibliotek. Jakie były efekty ich działalności?
Dr Katarzyna Utracka: Zbiory muzealne zabezpieczano w miejscach uznawanych za bezpieczne. Część wywożono z Warszawy. Udało się uratować część zbiorów Biblioteki Narodowej i Muzeum Narodowego. Wielki wkład w tę akcję miał prof. Stanisław Lorentz i jego współpracownicy. Mieli świadomość, że ratują część polskiego dziedzictwa narodowego. Przewidywali, co się stanie z tymi zbiorami, które pozostaną w mieście po jego opuszczeniu przez wszystkich mieszkańców.
PAP: Powszechnie znane są losy jednego z najsłynniejszych „Robinsonów Warszawskich”, pianisty Władysława Szpilmana. Jednak tych, którzy zdecydowali się pozostać w niszczonym mieście, było znacznie więcej. Co wiemy o losach pozostałych?
Dr Katarzyna Utracka: To wciąż stosunkowo mało zbadany temat. Obecnie szeroko zakrojone badania prowadzi Michał Studniarek. Być może uda się oszacować liczbę Robinsonów. Dziś mówi się o kilkuset lub nawet dwóch tysiącach mieszkańców miasta, którzy żyli w ruinach jesienią 1944 r. W mieście pozostali nie tylko cywile, ale również powstańcy, którzy nie chcieli znaleźć się w niewoli.
Część z nich przygotowywała się do przetrwania w mieście już w trakcie powstania. Przewidywali, że nadejdzie moment opuszczenia miasta. Z różnych powodów obawiali się zetknięcia z Niemcami. Byli wśród nich uciekinierzy z getta, których los byłby przesądzony. Część z nich jeszcze w czasie walk prosiła o zamurowanie ich w przygotowanych kryjówkach, w których mogliby przetrwać do końca powstania. Wielu przetrwało w piwnicach i na strychach. Żyli dzięki odnajdywanej po zmroku żywności. W dzień Niemcy polowali na ukrywających się, bo szybko zdali sobie sprawę, że nie wszyscy mieszkańcy opuścili miasto. Nie wiemy, jak wielu zostało rozstrzelanych lub zmarło z wyczerpania albo zimna.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /