Muzyka filmowa jest w pewnym sensie kombinacją muzyki klasycznej i popularnej. Wymaga od ciebie, aby znać się po trochu na wszystkim; komponując powinieneś być kameleonem - powiedział PAP kompozytor James Newton Howard, który pojawi się w Polsce na dwóch koncertach.
James Newton Howard (1951) jest amerykańskim kompozytorem, dyrygentem i producentem muzycznym. Otrzymał osiem nominacji do Oscara, cztery nominacje do Grammy i Złotych Globów. W trakcie swojej kariery napisał muzykę do ponad 120 filmów, m.in. do serii "Igrzyska śmierci", "Szóstego Zmysłu" i "King Konga", komedii romantycznych "Pretty Women" i "Mój chłopak się żeni". W Polsce koncerty Jamesa Newtona Howarda odbędą się w listopadzie Krakowie i w Warszawie.
PAP: Na koniec roku zaplanowałeś trasę koncertową pt. "30 lat hollywoodzkiej muzyki". Czy traktujesz to jako okazję do spojrzenia wstecz i podsumowania swojej twórczości?
James Newton Howard: Myślę, że tak. Było dla mnie zdumiewające, gdy zdałem sobie sprawę, że minęło 30 lat odkąd to robię. Niemal w tym samym czasie zwrócił się do mnie organizator z Europy, mówiąc: czy to nie odpowiedni moment, abyś pojechał w trasę? Nie myślałem o tym wcześniej. Robiłem do tej pory koncerty indywidualne w Stanach Zjednoczonych. Wygląda jednak na to, że przyszła na to pora. Miałem okazję, by spojrzeć wstecz na ponad 30 lat muzyki - zarówno lepszej, jak i gorszej. Mam jednak nadzieję, że wybrałem tę część twórczości, którą publiczność z chęcią usłyszy.
PAP: Słyszałem, że w każdym mieście, które odwiedzasz podczas trasy, szukasz piosenkarki. Mógłbyś zdradzić kilka szczegółów na ten temat i powiedzieć dlaczego współpraca z lokalnymi artystami jest dla ciebie ważna?
James Newton Howard: "The Hanging Tree" to piosenka, która przypadkowo stała się hitem, choć wcale tego nie planowałem. Śpiewała ją Jennifer Lawrence w "Igrzyskach śmierci". Reżyser poprosił, żeby stworzyć z tego coś na wzór hymnu - tak też zrobiłem. Gdybym mógł wziąć Jennifer Lawrence ze sobą w trasę, z pewnością bym to zrobił. Nie jest to jednak możliwe i musiałem znaleźć kogoś, kto zrobi to za nią. Wtedy pojawił się pomysł zorganizowania konkursu, który pozwoliłby nam znaleźć odpowiedniego artystę odzwierciedlającego kulturę miejsca, gdzie gramy. Wystarczy wysłać nagranie z własną wersją piosenki; zwycięzca wystąpi na scenie podczas koncertu.
PAP: Nie osądzając, który z gatunków muzycznych jest ważniejszy, chciałbym dowiedzieć się jak wyglądała twoja podróż od muzyki popularnej do klasycznej? To była twoja decyzja, aby coś zmienić?
James Newton Howard: Myślisz, że to co robię teraz jest muzyką klasyczną? Może trochę.
W pewnym stopniu to zaczęło się od muzyki klasycznej - ona była pierwsza. Później, kiedy miałem osiemnaście lat, poszedłem na uniwersytet w Południowej Kalifornii, gdzie miałem zajęcia z gry na pianinie. Usłyszałem tam jednak młodych ludzi, którzy grali zdecydowanie lepiej ode mnie. Zainteresowałem się więc popem, bo zawsze lubiłem ten gatunek. Muzyka filmowa jest w pewnym sensie kombinacją tych dwóch. Umożliwia mi korzystać ze wszystkiego czego nauczyłem się jako muzyk klasyczny oraz tego, czego nauczyłem się grając z takimi ludźmi jak Elton John - pracy w studio, z syntezatorami oraz elementów muzyki elektronicznej. Taka jest muzyka filmowa - wymaga od ciebie, aby znać się po trochu na wszystkim; powinieneś być takim kameleonem. Była to więc dla mnie bogata i piękna podróż.
PAP: Jak w twoim przypadku wygląda proces twórczy? Czy pierwszy pomysł, który pojawia się w głowie, często okazywał się najlepszy?
James Newton Howard: Chciałbym powiedzieć, że pierwszy jest zawsze najlepszy. Czasami tak. Niektórzy cofają się do początku, szukając pierwszego pomysłu niczym wiatru w polu. Jednak nie zawsze tak bywa.
Myślę, że im więcej muzyki piszę tym częściej pojawia się wyzwanie, aby stworzyć coś nowego i świeżego. Zdarza się tak, że to, co pojawia się u mnie instynktownie, okazuje się czymś znanym i zbyt bliskim. Mam rozwiązania każdego problemu, który pojawia się w filmie, np. jak przejść od pościgu samochodowego do sceny miłosnej. Zdaje się, że jest jeden sposób, aby to zrobić - jesteś naprawdę szalony, a następnie stajesz się romantyczny. Może jednak da się to zrobić w sposób, jakiego jeszcze nigdy nie próbowałem. Może zrobię coś nastrojowego, pochodzącego z naturalnego otoczenia. Teraz chętniej naciskam przycisk "delete" i zaczynam wszystko od początku. Cofam się, gdy potrzebuję, lecz niemal za każdym razem odrzucam swój pierwszy pomysł. To tylko możliwość.
Trzeba się wciąż rozglądać i dla niektórych reżyserów to najlepsze wyjście. Ostateczna ścieżka dźwiękowa do filmu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" Davida Yatesa to czterdziesta trzecia wersja. Zrobiłem ponad czterdzieści zanim zarówno on jak i ja byliśmy zadowoleni. Ta ostatnia miała coś, czego nie miała żadna z poprzednich. Są pewne szczególne dźwięki, które trzeba znaleźć.
PAP: Komponowanie daje ci swobodę, czy są jakieś zasady, których mimo wszystko trzeba przestrzegać? Pytam o to, czy chcąc zbudować napięcie w którejś ze scen filmowych, używasz sekcji dętej, a może za każdym razem trzeba przełamywać schematy, zaskakiwać?
James Newton Howard: Teoretycznie nie powinno być żadnych zasad. Inaczej przysłaniają one dialog. W pewnych scenach nie można podkładać zbyt głośnej muzyki - taka jest zasada. Jeżeli nie jesteś dobry w opowiadaniu historii, musisz myśleć jak filmowiec. Nie ma więc zasad, ale jednocześnie są zasady. Nigdy nie chcesz pogrzebać sceny.
Myślę, że w tym momencie staram się przełamywać schematy i robić coś w inny sposób. Są pewne praktyki, które działają, przez co stają się typowe. Kiedy oglądasz "Dunkierkę" (Christophera Nolana) lub "Czarownicę" (Roberta Stromberga) i powstaje napięcie, zaraz wydarzy się coś przerażającego - jest wiele możliwych sposobów na wprowadzenie do sceny. Trzeba próbować każdej z możliwości.
PAP: Ta zdolność wynika ze znajomości historii filmu czy świadomości ludzkich emocji, psychiki?
James Newton Howard: Myślę, że to kwestia instynktu, który ma każdy dobry kompozytor muzyki filmowej - ma się go albo nie. Tego nie da się nauczyć. Pracowałem z młodymi studentami i niektórzy z nich byli po prostu kiepscy. Nie ma na to wyjaśnienia. Część z nich robi to automatycznie; mają zmysł, robią to w odpowiedni sposób. Wiele można się nauczyć nabywając doświadczenie, ale nie wszystkiego.
PAP: Podsumowując, zgadzasz się ze stwierdzeniem, że muzyka dopełnia obraz?
James Newton Howard: Dopełnia? Nie.. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Jest obraz i muzyka; mieszają, wspierają się wzajemnie i powstaje trzecia jednostka. Być może nazwiesz ją dopełnieniem - nigdy wcześniej tak tego nie określałem. Może obraz dopełnia muzykę? Muzyka, którą gram na koncertach powstała na potrzeby filmu - konkretnego obrazu czy dialogu. Wydaje mi się, że trzeba traktować to jako całość. (PAP)
Rozmawiał Marek Sławiński
Edytor: Agata Zbieg
masl/ agz/