Kościół bardzo zaangażował się we współpracę z Solidarnością – powiedział ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W stanie wojennym - jak podkreślił - to zaangażowanie było szczególnie widoczne. Kościół prowadził wówczas konkretne działania polegające na ochronie ludzi.
"Kościół w okresie rządów komunistycznych był jedną z nielicznych, a może jedyną organizacją niezależną od władz komunistycznych i dlatego też był traktowany jako przeciwnik" - zaznaczył w rozmowie z PAP ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, represjonowany w PRL przez SB.
Jak tłumaczył, powołując się na archiwa IPN, do zwalczania Kościoła katolickiego władze komunistyczne powołały Departament IV MSW (Ministerstwa Spraw Wewnętrznych); a każdy ksiądz - "niezależnie od tego czy był pokorny, czy niepokorny wobec władzy" - miał tzw. TEOK (Teczka Ewidencji Operacyjnej na Księdza), czyli teczkę dotyczącą jego działalności.
Wzmocniona kontrola duchownych była związana też z tym, że od 1980 r. Kościół bardzo zaangażował się we współpracę z Solidarnością. Kościół - podkreślił Isakowicz-Zaleski - dawał fundament moralny i duchowo wspierał opozycjonistów.
"Przełom nastąpił z chwilą wybuchu stanu wojennego, bo okazało się, że to (zaangażowanie Kościoła) nie tylko życzliwość i pomoc, ale konkretne działania polegające na ochronie ludzi" - powiedział duchowny i przywołał przykład krakowskiej Nowej Huty, "gdzie, prawie że spontanicznie, bez żadnych zachęt ze strony władz kościelnych, powstał przy kurii krakowskiej Arcybiskupi Komitet Pomocy, który zajął się pomocą osobom internowanym, uwięzionym czy ukrywającym się".
Jak opowiadał ks. Isakowicz-Zaleski, "ten komitet dokonał ogromnej pracy, przez kilka lat starając się pomóc wszystkim - niezależnie od ich przekonań i poglądów".
Duchowny dodał, że w Nowej Hucie działało także Duszpasterstwo Ludzi Pracy, m.in. przy kościele Arka Pana. Szczególnie w nowohuckich Mistrzejowicach - mówił - prężnie funkcjonowało duszpasterstwo, ale i niezależne centrum kultury. "To był wikariat Solidarności, niesiono pomoc potrzebującym, zwłaszcza działaczom Solidarności, którzy się ukrywali, byli wyrzuceni z pracy" - opowiadał.
Wskazał też, że Mistrzejowice były jedynym miejscem w Polsce, gdzie co tydzień w każdy czwartek odprawiane były msze św. za ojczyznę. W mszach w miejscowym kościele św. Maksymiliana Kolbego uczestniczyło nieraz kilka tysięcy osób.
"To była taka oaza dla wielu ludzi, którzy czuli się zgnębieni, prześladowani, zniechęceni. Tu mogli poznać tę działalność Kościoła od strony jak najbardziej pozytywnej" - mówił duchowny katolicki obrządku ormiańskiego.
Ks. Isakowicz-Zaleski przyznał, że to w Mistrzejowicach pierwszy raz spotkał się z określeniem "niewierzący, ale praktykujący". "Były osoby, które określały się jako ateiści czy agnostycy, ale przychodziły na mszę za ojczyznę i brały udział w innych formach życia religijnego - bo uważały, że to jest pewna forma sprzeciwu wobec władzy" - zaznaczył.(PAP)
autor: Beata Kołodziej
edytor: Katarzyna Szydłowska-Greszta
bko/ ksz/