Wiara w to, że w warunkach dyktatury i represji uda się zorganizować strajk generalny i zmusić władze do zasadniczych zmian w kraju, np. zniesienia stanu wojennego, była iluzją. Jedynym realnym sposobem działania okazała się koncepcja społeczeństwa podziemnego - mówi prof. Andrzej Friszke z PAN. 35 lat temu 22 kwietnia 1982 r. powołana została podziemna Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność”.
PAP: Czy Solidarność była przygotowana do działalności konspiracyjnej, czy brano pod uwagę, że władze komunistyczne mogą wprowadzić stan wojenny?
Prof. Andrzej Friszke: Solidarność nie przewidywała, że może zostać wprowadzony stan wojenny, że może dojść do delegalizacji związku i internowania wszystkich najważniejszych działaczy. A zatem nie przygotowano ekipy mającej kierować związkiem w sytuacji działania w podziemiu.
PAP: W jakich okolicznościach powołano w kwietniu 1982 r. Tymczasową Komisję Koordynacyjną NSZZ „Solidarność”?
Prof. Andrzej Friszke: W pierwszych miesiącach stanu wojennego najaktywniejsze były cztery ośrodki regionalne: Warszawa z przewodniczącym regionu Zbigniewem Bujakiem, Wrocław z Władysławem Frasyniukiem na czele, Gdańsk, gdzie centrum koordynacji działań podziemnych tworzyli Bogdan Borusewicz i Bogdan Lis, oraz Kraków, w którym przewodniczącym był Władysław Hardek. Mniej więcej od stycznia 1982 r. ośrodki zaczęły ze sobą współpracować w celu utworzenia jednego organu reprezentującego wszystkie ośrodki konspiracyjne Solidarności.
Związana jest z tym historia tzw. OKO (Ogólnopolski Komitet Oporu), czyli próby odbudowy Prezydium Komisji Krajowej podjętej przez Eugeniusza Szumiejkę. Próba ta zakończyła się niepowodzeniem, ale ułatwiła nawiązanie kontaktu między działaczami regionalnymi i tym samym wypracowanie pomysłu na utworzenie kierownictwa centralnego.
W kwietniu 1982 r. odbyło się spotkanie przywódców z czterech głównych regionów. Było to trudne pod względem logistycznym, gdyż byli oni pilnie poszukiwani przez milicję i SB, a musieli opuścić miejsca, w których się ukrywali i przyjechać do Warszawy na wspólne posiedzenie.
PAP: Jakie znaczenie miało powołanie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej?
Prof. Andrzej Friszke: Uformowanie podziemnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej było bardzo ważnym momentem w historii nielegalnej Solidarności, która od tej pory miała centralne kierownictwo. Mogło ono koordynować działania w zakresie oporu, przedstawiać oceny sytuacji, stawiać żądania w imieniu całej podziemnej Solidarności, formułować cele ruchu, wydawać oświadczenia, enuncjacje, które były traktowane przez podmioty międzynarodowe jako oficjalne stanowisko podziemnej Solidarności. TKK występowała też z postulatami dotyczącymi uwolnienia więźniów politycznych czy zaniechania innych represji stosowanych przez władze.
Prof. Andrzej Friszke: Wiara w to, że w warunkach dyktatury i represji uda się zorganizować strajk generalny i zmusić władze do zasadniczych zmian w kraju, np. zniesienia stanu wojennego, była iluzją. Jedynym realnym projektem działania okazała się koncepcja społeczeństwa podziemnego i istniejących w jego ramach podziemnych instytucji, których aktywność była obliczona na długi czas.
PAP: Jakie były cele i taktyka działania TKK?
Prof. Andrzej Friszke: Celem TKK było doprowadzenie do wznowienia legalnej działalności Solidarności, powrotu do porozumień sierpniowych i negocjacje z władzami dotyczące przysługujących Polakom wolności – czyli dążenie do odzyskania praw związkowców sprzed 13 grudnia 1981 r.
Metody działania były różne, wykluczono jednak stosowanie przemocy. Do podstawowych działań można zaliczyć demonstracje, strajki, kolportaż nielegalnych wydawnictw, akcje ulotkowe, diagnozowanie sytuacji w kraju i informowanie o niej w prasie drugiego obiegu oraz poprzez oddziaływanie na arenie międzynarodowej. Krajowej Komisji Koordynacyjnej podlegało bowiem Biuro w Brukseli z Jerzym Milewskim na czele. Poza tym komisja finansowała działalność podziemną w poszczególnych regionach.
TKK uważała się za kierownictwo tymczasowe. Zakładano, że władza w Solidarności po okresie odnowienia znowu będzie należała do Lecha Wałęsy i Komisji Krajowej, której członkowie byli wówczas internowani lub znajdowali się w więzieniu. W skład TKK wchodzili zresztą członkowie Komisji Krajowej sprzed wprowadzenia stanu wojennego, jak Bujak, Frasyniuk i Lis.
PAP: 31 sierpnia 1982 r. TKK wezwała do masowych protestów, a 10 listopada 1982 po formalnej delegalizacji Solidarności zaapelowała o podjęcie strajku generalnego. Z jakim odzewem spotkało się to wezwanie?
Prof. Andrzej Friszke: W 1982 r. w TKK był zasadniczy spór o strategię – czy należy zorganizować strajk generalny, który zmusi władze do rozmów, odwołania stanu wojennego, powrotu do sytuacji sprzed 13 grudnia. Za strajkiem opowiadała się większość, w szczególności Władysław Frasyniuk i Władysław Hardek. Część twierdziła, że jest to nierealne. Po pierwsze – nie uda się zorganizować tak potężnego strajku generalnego, żeby zmusić władze do ustępstw, po drugie – władze mogą na strajk odpowiedzieć masakrą. Takie stanowisko reprezentowali zwłaszcza działacze Mazowsza – Bujak i jego zastępca Wiktor Kulerski.
Próbą zasadniczą wystąpienia był 31 sierpnia, kiedy to miały miejsce masowe protesty i demonstracje, największe jakie odbyły się w PRL-u. Jednego dnia demonstrowało około 100 tys. ludzi w kilkudziesięciu miastach. Władza jednak nie odpowiedziała żadnymi ustępstwami; demonstrujący zostali rozpędzeni, wielu internowano. Zanim zdecydowano o planowanym strajku, władze formalnie zdelegalizowały Solidarność na początku października 1982 r. Wówczas strajki zaczęły wybuchać spontanicznie, m.in. w Stoczni Gdańskiej. Strajkować zaczął też Ursus, przygotowywała się Nowa Huta. Inne ośrodki nie wiedziały, co mają robić i strajk w Gdańsku upadł. Potem TKK nawoływała do strajku na 10 listopada, ale pracę porzuciło zaledwie parę tysięcy osób w skali kraju. Wobec braku determinacji w masach, licznych zwolnień w zakładach, panującego zastraszenia, strajk generalny nie mógł być i nie został zrealizowany.
Wiara w to, że w warunkach dyktatury i represji uda się zorganizować strajk generalny i zmusić władze do zasadniczych zmian w kraju, np. zniesienia stanu wojennego, była iluzją. Jedynym realnym projektem działania okazała się koncepcja społeczeństwa podziemnego i istniejących w jego ramach podziemnych instytucji, których aktywność była obliczona na długi czas.
PAP: Jakie przesłanie niosła przyjęta przez TKK deklaracja z lipca 1982 r. „Społeczeństwo podziemne”?
Prof. Andrzej Friszke: Deklaracja zakładała budowanie podziemnych struktur, podziemną działalność związkową, samopomoc społeczną, pomoc dla internowanych i zwolnionych z pracy, przesyłanie do instytucji zagranicznych raportów na temat łamania prawa w Polsce, drukowanie niezależnej informacji i publicystyki, niezależną działalność kulturalną, podziemną oświatę.
Kolejna deklaracja „Solidarność dziś”, wydana przez TKK w styczniu 1983 r., była rozwinięciem deklaracji z lipca 1982 r. Tę działalność kontynuowano do końca lat osiemdziesiątych. Instytucje, które w jej ramach powstały, w 1988 r. stopniowo wychodziły z podziemia i miały swoje przedłużenie w legalnie działających już instytucjach demokratycznego państwa po roku 1989.
PAP: Co władze komunistyczne wiedziały na temat TKK? Czy były skuteczne w jej zwalczaniu?
Prof. Andrzej Friszke: Władze komunistyczne wiedziały jedynie, że istnieje TKK i kto do niej należy, bo to było ogłoszone publicznie, poza tym niewiele więcej. Podejmowano próby ścigania działaczy TKK, które czasem dla służb PRL kończyły się powodzeniem. Mimo to władze komunistyczne nie wiedziały nawet, kim byli doradcy TKK, wśród których można wymienić choćby Jerzego Buzka, Janusza Grzelaka czy Jana Krzysztofa Bieleckiego. Ich wiedza o strukturach i działalności podziemnej centrali Solidarności była bardzo ograniczona.
PAP: Do kiedy istniała TKK, jakie były losy jej przywódców?
Prof. Andrzej Friszke: Struktura działała cały czas w podziemiu do 1987 r. Pierwsi przywódcy zostali z czasem aresztowani – Władysław Frasyniuk w 1982 r., Władysław Hardek w 1983 r., Bogdan Lis w 1984, Zbigniew Bujak i Bogdan Borusewicz w 1986 r. Na ich miejsce wchodzili kolejni działacze z danego regionu, np. w 1984 Stefan Jurczak i Lech Kaczyński. Pojawili się też przedstawiciele innych regionów, m.in. ze Szczecina Andrzej Milczanowski, z Łodzi Jerzy Dłużniewski.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/ mjs/ ls/