Paradoks historii w Warszawie sprawił, że autentycznego, dawnego miasta już nie ma, ale został autentyczny Cmentarz Powązkowski – mówi PAP Adrian Sobieszczański, historyk i varsavianista.
„Stare Powązki nie bez przyczyny nazywane są nekropolią narodową” – powiedział w rozmowie z PAP Adrian Sobieszczański. To jedna z czterech tego typu nekropolii, obok Cmentarza Rakowickiego w Krakowie, wileńskiego Cmentarza na Rossie oraz Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie.
Stare Powązki należą do zespołu cmentarzy wyznaniowych. Tworzą go cmentarz rzymskokatolicki, czyli cmentarz przy kościele Karola Boromeusza, ale także cmentarze ewangelicko-reformowany, ewangelicko-augsburski, żydowski, kaukaski, tatarski oraz Powązki Wojskowe.
„Można zaryzykować stwierdzenie, że nie ma drugiego cmentarza w Polsce, na którym znaleźlibyśmy tyle nazwisk osób znanych z polityki, sportu, muzyki, literatury, w ogóle szeroko pojętej kultury, ile znajduje się właśnie na tym cmentarzu” – ocenił Sobieszczański.
Cmentarz został założony pod koniec XVIII wieku; obecnie jest rozłożony na 44 hektarach. Powstał jako cmentarz przeznaczony dla bogatego mieszczaństwa warszawskiego. Jerzy Waldorff wielokrotnie podkreślał, że cmentarze są naturalną konsekwencją trwania miasta – ludzie żyją, a następnie umierają, czyli przenoszą się na cmentarze.
„Paradoks historii w Warszawie sprawił, że autentycznego, dawnego miasta już nie ma, ale został autentyczny cmentarz” – powiedział Sobieszczański.
Wśród wielu nagrobków, wykonanych nieraz przez najlepszych mistrzów swojej epoki, znajdują się nazwiska osób znanych, a czasami zapomnianych w warszawskiej historii.
Jednym z najważniejszych grobów na Cmentarzu Powązkowskim jest tzw. Grób Pięciu Poległych.
„Żeby zrozumieć to miejsce, musimy cofnąć się do 1861 r., kiedy w lutym Warszawa świętowała 30. rocznicę słynnej bitwy pod Olszynką Grochowską. Największe uroczystości miały odbyć się na polach Grochowa, jednak w wyniku akcji rosyjskich władz całe zgromadzenieludności Warszawy odbyło się na Rynku Starego Miasta. Była to pokojowa manifestacja, podczas której Warszawiacy śpiewali patriotyczne pieśni, wznosili patriotyczne hasła i maszerowali z kościelnymi chorągwiami” – powiedział Sobieszczański.
Ta manifestacja miała zostać zdławiona w zarodku. W tym celu wysłano m.in. policmajstra Fiodora Trepowa. Kiedy manifestacja znajdowała się na pl. Zamkowym i Krakowskim Przedmieściu, została zaatakowana przez rosyjskie wojska. Wówczas zginęło pięciu mężczyzn. Byli wśród nich rzemieślnicy, uczeń gimnazjalny oraz właściciele ziemscy. „Ich ciała zostały złożone w sali Hotelu Europejskiego, a jeden z pierwszych fotografów Warszawy – Karol Beyer – wykonał serię zdjęć, które uznawane są za jedne z pierwszych polskich fotografii społecznych czy politycznych” – powiedział historyk.
Pogrzeb pięciu poległych był ogromną, narodową manifestacją. Z Kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu wędrował pochód niosący na swoich barkach pięć trumien. W samym pogrzebie uczestniczyli nie tylko księża katoliccy, ale także duchowni ewangeliccy i warszawscy rabini.
„Pięciu poległych spoczęło w jednej kwaterze, w oddzielnych grobach, przy których w niedługim czasie Rosjanie postawili stójkowego, który miał pilnować, by nie dochodziło w tym miejscu do aktów pamięci, składania kwiatów czy narodowowyzwoleńczych manifestacji” – powiedział Sobieszczański.
Historyk dodał, że w późniejszym okresie grób ten nawet splantowano i zrobiono w tym miejscu coś w rodzaju wysypiska śmieci. Dopiero po wyjściu Rosjan z Królestwa Polskiego można było postawić pomnik, który możemy oglądać do dziś.
W czasie spaceru po Starych Powązkach Adrian Sobieszczański zwrócił również uwagę na grób Teodora Dunina – warszawskiego filantropa i lekarza, pracującego m.in. w Szpitalu Dzieciątka Jezus.
„Można powiedzieć, że życie Teodora Dunina przypadało na czas, kiedy lekarze myli ręce po, a nie przed operacją. Teodor Dunin łamał te zasady – wyjeżdżał za granicę, zdobywał wiedzę, m. in. pracował w Paryżu. Kiedy wrócił do Warszawy, w Szpitalu Dzieciątka Jezus powołał do życia nowoczesne pracownie” – powiedział Sobieszczański.
Dunin nie szczędził także własnych pieniędzy na powołanie do życia sanatorium dla osób chorych na gruźlicę w Rudce, pomiędzy Mińskiem Mazowieckim a Siedlcami. „Bogaci wyjeżdżali do tzw. wód, gdzie mogli podreperować swoje zdrowie. Gorzej było z tymi, którzy pieniędzy nie mieli. Zebrano sumę 200 tys. rubli przeznaczoną na budowę sanatorium. Teodor Dunin, razem ze swoją żoną, wydali na ten cel ok. 70 tys. rubli, resztę kwoty dołożyli m.in. warszawscy lekarze” – wyjaśnił varsavianista.
Nagrobek Teodora Dunina i jego żony reprezentuje bardzo ciekawy styl. Widać na nim elementy tzw. egiptomanii, o czym świadczy m.in. wizerunek skarabeusza umieszczony na nagrobku. „Uważny obserwator na tym nagrobku odnajdzie również elementy stylu secesyjnego, które widoczne są w charakterystycznym napisie upamiętniającym pochowanych w tym grobowcu, ale także w płaczkach o wygiętych liniach charakterystycznych dla początków XX wieku” – opisał historyk.
W ocenie Adriana Sobieszczańskiego jednym z ciekawszych i najpiękniejszych nagrobków na Cmentarzu Powązkowskim jest grób Marii Wisnowskiej.
„Dzisiaj powiedzielibyśmy o niej, że była pewnego rodzaju celebrytką swoją epoki – aktorka, zresztą bardzo dobra, stawiająca swoje pierwsze kroki na deskach warszawskich teatrów, ale wyjeżdżająca m.in. do Lwowa, gdzie występowała ku uciesze, przede wszystkim, męskiej części tamtejszej publiczności. Nie stroniła od mężczyzn, bardzo chętnie zapraszała ich do siebie, prowadziła w XIX wieku salon artystyczny na ul. Długiej, do którego byli zapraszani praktycznie tylko mężczyźni. Sama natomiast mieszkała na ul. Złotej” – powiedział Sobieszczański.
Maria Wisnowska w pewnym momencie nawiązała bliższą znajomość z Aleksandrem Bartieniewem – młodym oficerem elitarnego Lejbgwardyjskiego Pułku Huzarów stacjonującego nieopodal Łazienek Królewskich.
„Bartieniew nie należał do osób najzamożniejszych, zresztą aby spełniać zachcianki Wisnowskiej, musiał zapożyczać się u swojego ojca. Poza tym ona była piękna, uwodzicielska. On ponoć nie grzeszył swoją urodą, miał wiele problemów, wśród nich te z alkoholem” – powiedział historyk.
Maria Wisnowska ukrywała ten romans, w tym czasie romansując również z innymi mężczyznami. W 1890 r. nakazała Aleksandrowi Bartieniewowi wynajęcie kawalerki, wówczas zwanej garsonierą, na ul. Nowogrodzkiej, gdzie potajemnie się spotykali.
Do ostatniej schadzki doszło 30 czerwca 1890 r. Zażywali wówczas opium oraz pili dużą ilość alkoholu. Wtedy u Marii Wisnowskiej pojawił się pomysł, aby razem popełnili samobójstwo. Bartieniew wymierzył do Wisnowskiej z rewolweru – kula utkwiła w jej kręgosłupie, śmierć nastąpiła od razu. Później samobójstwo miał popełnić Bartieniew, jednak tego nie zrobił. Kolejny raz miał taką możliwość, kiedy prokurator zostawił go w pokoju razem z nabitym rewolwerem. Ponownie nie skorzystał z okazji.
Bartieniew uwikłał się w bardzo trudny, pokazowy proces, który odbywał się w sądzie na ul. Miodowej – w późniejszych latach odbędzie się tam proces Eligiusza Niewiadomskiego za zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza. Bartieniew został skazany na degradację i zesłany w głąb Rosji. Ułaskawił go dopiero car Mikołaj II.
Pogrzeb Wisnowskiej odbył się 3 lipca. „Maria Wisnowska jeszcze za życia fascynowała się śmiercią. Chciała umrzeć na scenie, zastanawiała się, jak będzie wyglądał jej pogrzeb, kto w nim będzie uczestniczył” – powiedział Adrian Sobieszczański. W uroczystościach pogrzebowych tak naprawdę wzięło udział niewiele osób – głównie fani jej talentu oraz najbliższa rodzina.
Pomnik Marii Wisnowskiej to dzieło Bolesława Syrewicza, wybitnego rzeźbiarza pracującego na warszawskich cmentarzach. Został on ufundowany przez matkę Wisnowskiej. Na popiersiu Wisnowskiej znalazła się kotwica – symbol nadziei.
W okresie dwudziestolecia międzywojennego w okolicach grobowca Wisnowskiej widać było starszego mężczyznę, który zostawiał czasami kwiaty – białą lub czerwoną różę. Mężczyzna mieszkał w przytułku dla osób bezdomnych zw. Cyrkiem, na ul. Dzikiej. Kiedy zmarł, w jego rzeczach osobistych znaleziono dokumenty na nazwisko Aleksander Bartieniew.
„O tej historii mówiono przez lata, że nie wymyśliłby jej ani Arthur Conan Doyle, ani Agatha Christie, gdybyśmy zamknęli ich w jednym pokoju” – podsumował Sobieszczański.
Groby na Starych Powązkach to nie tylko pojedyncze nagrobki czy grobowce rodzinne, ale także monumentalne kaplice. Przykładem może być kaplica grobowa Matyldy Sawickiej oraz jej męża – Wojciecha.
Matylda była warszawską aktorką, Wojciech zaś dyrektorem Banku Handlowego, jednego z najpotężniejszych banków na terenie ówczesnej Rzeczypospolitej. Był również filantropem. Założył dom sierot Powiśla na ul. Zagórnej, a także pomagał najzdolniejszej młodzieży warszawskiej, przede wszystkim dzieciom swoich pracowników – udzielał stypendiów m.in. pozwalających na zagraniczne wyjazdy.
Jak opisał Sobieszczański, „kaplica jest bardzo ciekawa, ponieważ została utrzymana w duchu modnej wówczas secesji. Zobaczymy tutaj chociażby secesyjny rysunek balustrady otaczającej całą kaplicę grobową”.
Sobieszczański powiedział, że ta kaplica jest ciekawa z jeszcze innego względu. „Została zaprojektowana przez Hugo Kuderę – młodego, dobrze zapowiadającego się architekta. Kudera projekt tej kaplicy umieścił na okładce czasopisma +Architekt+, które ukazywało się w Galicji. Z racji tego, że było ono czytane także poza granicami dawnej Rzeczypospolitej i granicami samej Galicji, okazało się, że gdy okładka tego czasopisma dotarła do Wiednia, odezwał się tamtejszy architekt, zarzucając Kuderze plagiat. W tamtych czasach, co prawda, nie do końca była znana kwestia praw autorskich, ale grób skrył nie tylko ciała Matyldy i Wojciecha Sawickich, lecz także karierę dość dobrze zapowiadającego się architekta” – wyjaśnił.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp