Nieznane dokumenty ze śledztwa w sprawie "kata Warszawy" - Heinza Reinefartha, zdjęcia i relacje świadków "rzezi na Woli", czyli najtragiczniejszego wydarzenia powstania warszawskiego, od 5 sierpnia będzie można obejrzeć na wystawie w Muzeum Woli w Warszawie.
Muzeum Woli przygotowało wystawę, której celem jest zobrazowanie zbrodni dokonanych przez Niemców podczas powstania w stolicy. Główną jej ideą jest przypomnienie postaci generała SS Heinricha Reinefartha, znanego jako Heinz Reinefarth, który dowodził oddziałami biorącymi udział w masowych mordach w Warszawie i nigdy za tę zbrodnie nie odpowiedział.
Kuratorka i autorka scenariusza ekspozycji Hanna Nowak-Radziejowska podkreśla w rozmowie z PAP, że współczesne pokolenia mają moralny obowiązek mówienia o tym, co wydarzyło się przed 70 laty. "W KL Auschwitz w latach 1940-1945, zamordowano 75 tys. Polaków. Podczas rzezi Woli w ciągu kilku dni od 5 sierpnia 1944 r. zamordowano prawdopodobnie między 30 tys. a 60 tys. osób. Jest to wielka zbrodnia, która nosi znamiona mordu ludobójczego. Rzeź ludności cywilnej nie była wynikiem walk, tylko rozkazu Hitlera o mordowaniu wszystkich, który przez kilka dni właśnie na Woli był systematycznie wykonywany" - mówiła.
Wystawa porusza także kontrowersje wokół powojennych losów Heinza Reinefartha, który w latach 50. i 60. - jak głosi wystawa - "był burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt i szanowanym adwokatem i obywatelem". W związku z tym na wernisażu mają pojawić się obecna burmistrz Westerlandu Petra Reiber i przewodniczący rady Sylt Peter Schnittgard.
Kuratorka zaznacza, że dotąd nie pojawiła się żadna książka na ten temat. "Relacje i świadectwa o rzezi Woli pojawiały się dotychczas w narracji o powstaniu warszawskim, ale nie miały swojego samodzielnego ujęcia. Dopiero teraz powstanie książka, która zmierzy się z próbą opisania tych kilku dramatycznych dni. My natomiast robimy pierwszą wystawę, w której chcemy tę historię opowiedzieć w sposób pełny" - zaznaczyła Nowak-Radziejowska.
Wystawa przypomina również wybitną filozofkę i pisarkę Hannę Arendt. "To autorka eseju +Eichmann w Jerozolimie+, w którym podjęła temat odpowiedzialności za zbrodnie totalitarne, będzie intelektualnym przewodnikiem po ekspozycji. Poprzez tę problematykę spojrzymy na śledztwo Reinefartha z lat 60. Dlaczego zostało tak poprowadzone? Dlaczego nie został on postawiony przed sądem? Jest to też historia o tym, jaka jest pamięć wydarzeń świadków niemieckich, a jaka polskich" – opowiada kuratorka. "Z jednej strony prezentujemy problem-zagadkę prawną, a z drugiej strony opowiadamy o znaczeniu pamięci" - dodaje.
Widzowie zobaczą m.in. nieznane dotychczas w Polsce dokumenty, dotyczące przebiegu i zamknięcia śledztwa w sprawie Reinefartha. Niemieckiemu dowódcy został postawiony zarzut "uczestnictwa w masowych zabójstwach" przez prokuraturę we Flensburgu w latach 1963–1967. Śledztwo to było "zakrojone na szeroką skalę; organizatorzy ekspozycji podają, że przesłuchano w nim ponad tysiąc świadków niemieckich oraz ponad dwustu pięćdziesięciu świadków z Polski". Mimo tych zeznań niemiecki sąd umorzył postępowanie "z powodu braku wystarczających dowodów".
Dokumentacja dotycząca śledztwa i przedstawiona na wystawie trafiła do Muzeum Powstania Warszawskiego z Centrali Badań Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w Niemczech. Oprócz tych dokumentów widzowie będą mogli zapoznać się z relacjami świadków, wizją lokalną z miejsc masowych egzekucji oraz współczesną ekspertyzą historyczną i prawną. Pokazane zostaną również niepublikowane dotąd sceny rozgrywające się na Woli oraz zdjęcia dowódców SS.
Wystawa porusza także kontrowersje wokół powojennych losów Heinza Reinefartha, który w latach 50. i 60. - jak głosi wystawa - "był burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt i szanowanym adwokatem i obywatelem". W związku z tym na wernisażu mają pojawić się obecna burmistrz Westerlandu Petra Reiber i przewodniczący rady Sylt Peter Schnittgard.
Wydarzeniu będzie towarzyszyć również program edukacyjny. Organizatorzy ekspozycji zaznaczają, że "jego wyróżnioną częścią będzie międzynarodowa konferencja, planowana na listopad, podczas której grono prawników rozważy możliwość kwalifikacji zbrodni dokonanych na Woli jako zbrodni przeciwko ludzkości".
Hanna Nowak-Radziejowska podkreśla, że wystawa jest traumatyczną opowieścią, z którą powinni zmierzyć się wszyscy. "Uważam, że każdy z nas ma obowiązek usłyszeć tę historię. To jest warunek współodczuwania z ofiarami. To również okazja, by w świetle dokumentów ze śledztwa zastanowić się, czym są sprawiedliwość oraz odpowiedzialność. To podjęcie pewnego wysiłku intelektualnego: przemyślenia, nazywania za pomocą adekwatnych sformułowań tego, co się wydarzyło" - twierdzi kuratorka.
Do zbrodni na ludności cywilnej na Woli doszło w dniach 5-7 sierpnia 1944 r. W masowych egzekucjach dokonywanych przez oddziały niemieckie w celu "oczyszczenia Warszawy z ludności cywilnej" zginęło od 40 do 60 tys. osób. Podczas eksterminacji ludzi mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. (PAP)
grom/ nno/ ls/