
Brutalna pacyfikacja Michniowa, w której Niemcy zamordowali 204 osoby, stała się symbolem ofiary polskiej wsi w czasie II wojny światowej. Bez współpracy wsi z partyzantką nie byłoby polskiego podziemia – powiedział PAP dr Tomasz Domański z IPN. 12 lipca przypada 82. rocznica zbrodni.
W rocznicę tragedii Michniowa obchodzony jest Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej.
– Bez współpracy między wsią a żołnierzami Armii Krajowej i innymi organizacjami niepodległościowymi partyzantka nie mogłaby się rozwinąć – powiedział dr Tomasz Domański, historyk z kieleckiej delegatury IPN.
Wieś była zapleczem dla struktur podziemia – zapewniała noclegi, pożywienie, informacje, środki transportu, a także ludzi – wielu chłopów walczyło z bronią w ręku. Skalę tej współpracy znali Niemcy. Gdy od 1942 r. zaczęły się nasilać przypadki sabotażu, odmowy kontyngentów i unikania robót przymusowych, niemiecka okupacyjna administracja zdecydowała się na stosowanie brutalnych represji. Miały złamać opór i wymusić posłuszeństwo.
Do jednej z najokrutniejszych pacyfikacji doszło 12 i 13 lipca 1943 roku w Michniowie (Świętokrzyskie). Niemieccy policjanci z kilku formacji otoczyli wieś, wyselekcjonowali mężczyzn podejrzanych o współpracę z podziemiem, których następnie spalono żywcem w stodołach i oborach. Dokonano brutalnych przesłuchań, skradziono dobytek, a wiele osób wywieziono na roboty przymusowe.
– Terror był selektywny i jednocześnie totalny. Były przesłuchania, egzekucje, kradzież mienia, deportacje i ostatecznie – zniszczenie całej wsi – zaznaczył historyk.
Historyk kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej Tomasz Domański. Fot. PAP/Albert Zawada
13 lipca – po ataku oddziałów zgrupowania AK Jana Piwnika „Ponurego” na niemiecki pociąg – Niemcy wrócili do Michniowa. – Celem było fizyczne wyniszczenie każdego, kto tam pozostał. Morderstwa odbywały się chaotycznie, ale ich rezultat był jednoznaczny: zagłada społeczności – powiedział Domański. Tego dnia zginęły m.in. kobiety, dzieci i osoby starsze.
Łącznie w wyniku dwudniowej akcji śmierć poniosły 204 osoby.
– Michniów nie był największą pacyfikacją – w Skłobach w 1940 r. zginęło 265 osób – ale skala okrucieństwa i kompletne zniszczenie miejscowości uczyniły go symbolem męczeństwa wsi – wyjaśnił historyk IPN.
Nowe światło na zbrodnię rzuciły badania dr. Domańskiego, który dotarł do nieznanych wcześniej zeznań niemieckiego żandarma Hansa Fritza. Był on obecny podczas obu dni pacyfikacji i złożył dwukrotne zeznania przed prokuraturą w Hamburgu. Opisał m.in. odprawę z udziałem kapitana Wolfganga Osterlidta, który nazwał Michniów „centralą bandytów” i zapowiedział zniszczenie miejscowości. Dowódcą drugiego dnia akcji był porucznik Rudolf Nebauer, który – jak wynika z relacji Fritza – rozkazał „wszystkich wykończyć”.
Fritz twierdził, że nie brał udziału w zabijaniu, ale przyznał, że jego oddział był odpowiedzialny za mordowanie i palenie ludzi żywcem. Z jego zeznań wynikało, że do pacyfikacji przygotowywano się z wyprzedzeniem, a działania były zaplanowane i kierowane przez konkretne osoby z niemieckich struktur policyjnych.
Choć Michniów stał się narodowym symbolem męczeństwa wsi, nie był wyjątkiem. Niemcy dokonali podobnych zbrodni m.in. w Skłobach, Królewcu, Hucisku, Gębicach, Strużkach czy Żuchowcu.
Zbrodnia w Michniowie wywołała przerażenie, ale nie złamała ducha oporu. Mieszkańcy wsi nadal pomagali partyzantom – zapewniali kwatery, żywność i wsparcie.
– Współpraca trwała do końca okupacji – powiedział historyk.
Ważnym elementem upamiętnienia stały się działania społeczne zapoczątkowane już w latach 70. Ich owocem jest Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie – miejsce pamięci o wszystkich wsiach, które ucierpiały pod niemiecką okupacją.
Historyk zaznaczył, że dramat wsi nie kończył się w dniu pacyfikacji. Po śmierci bliskich pozostawała walka o przetrwanie – zdobycie jedzenia, wychowanie dzieci. W wypadku Michniowa zniszczoną wieś objęto zakazem odbudowy, a ocalałych mieszkańców ścigano.
Dr Domański zwrócił uwagę, że trauma pacyfikowanych wsi była często przemilczana.
– Nie prowadzono badań nad tym, jak wyglądało życie po zbrodniach, jak społeczeństwo radziło sobie z traumą, jak matki, żony i dzieci odbudowywały swoje światy. Nie zapominajmy o roli kobiet, które po śmierci mężów musiały przejąć ciężar utrzymania rodzin – podkreślił.
Według Domańskiego Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej ma ogromne znaczenie, ponieważ świadomość społeczna o tym, co spotkało polską wieś podczas wojny, wciąż jest niewystarczająca.
- Dominuje obraz wojny, która toczyła się w miastach. Natomiast często pomija się to, że przed II wojną światową ponad 70 proc. Polaków mieszkało na wsi, i to właśnie oni byli głównym celem niemieckiego terroru – dodał.
Historyk skrytykował próby umniejszania skali okupacji na wsi.
– To nie była sielanka. To był wyzysk, przymusowe roboty, kontyngenty, głód i masowe represje – zaznaczył. – Wieś miała utrzymać Niemców, była obozem pracy, a kiedy stawiała opór – spotykała ją śmierć – dodał.
12 i 13 lipca 1943 roku, w ciągu dwóch dni, w Michniowie Niemcy wymordowali 204 osoby. Najmłodszą ofiarą pacyfikacji był Stefanek Dąbrowa – miał zaledwie osiem dni. Miejscowość została ograbiona i spalona. Ocalałym mieszkańcom zabroniono odbudowy wsi i uprawiania pól. Była to zemsta Niemców za pomoc przez mieszkańców Michniowa partyzantom. Wieś współpracowała ze zgrupowaniem Jana Piwnika „Ponurego”, udzielając żołnierzom schronienia i dając wyżywienie.
Datę tragedii w Michniowie uznano za symboliczny dzień pamięci o mieszkańcach 817 polskich wsi spacyfikowanych przez Niemców podczas II wojny światowej. Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej obchodzony jest od 2017 roku. (PAP)
wdz/ wus/ js/