Po przegranej wojnie Polacy mieliby stać się rzecznikami Węgrów w negocjacjach pokojowych, mówi dr Miklós Mitrovits węgierski historyk, autor książki poświęconej kwestii polskiej na Węgrzech w czasie I wojny światowej. Rozmawiamy z nim o pogmatwanej historii XIX i XX wieku oraz o głębokich korzeniach relacji polsko-węgierskich.
W Polsce i na Węgrzech jest Pan znany z publikacji związanych z historią relacji polsko-węgierskich w okresie komunistycznym, by wspomnieć ostatnią publikację: „Zakazane kontakty. Współpraca opozycji polskiej i węgierskiej 1976–1989”. Tymczasem napisał pan w 2022 r. książkę o kwestii polskiej na Węgrzech w czasie I wojnie światowej. Skąd taki historyczny przeskok?
Przed laty zorganizowano w Budapeszcie, i jeśli dobrze pamiętam także w Katowicach, konferencję naukową na temat wybuchu I wojny światowej. Zostałem wówczas poproszony o wygłoszenie referatu na temat stosunków polsko-węgierskich w tym okresie. Przyznam, że wówczas niewiele na ten temat wiedziałem, nie było to przedmiotem moich zainteresowań. Sięgnąłem do archiwów, aby tam poszukać materiałów źródłowych, ale nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Przeczesywałem protokoły posiedzeń węgierskiego Zgromadzenia Krajowego (parlamentu), szukałem tego, co o Polsce mówili posłowie i członkowie rządu. Po tej kwerendzie rozpocząłem poszukiwania w węgierskiej prasie. Interesowało mnie zwłaszcza to w jaki sposób dziennikarze informowali o kwestii polskiej. Efekt poszukiwań przerósł moje oczekiwania. Znalazłem setki tekstów na ten temat! Mogę jednoznacznie stwierdzić: na Węgrzech była ona żywo dyskutowana.
Jednak Pańska książka nie ukazała się od razu.
To prawda. Naukowo skoncentrowałem się na innych obszarach, jednak cały czas miałem w pamięci zebrany materiał, a także przekonanie o tym, że warto byłoby go opublikować. Po jakimś czasie udało mi się pozyskać grant na opracowanie źródeł i wydanie książki. Na razie dostępna jest ona tylko w języku węgierskim. Nie ukrywam, że chciałbym pozyskać w przyszłości grant na przetłumaczenie książki i wydanie jej w języku polskim.
O relacjach polsko-węgierskich napisano już wiele, ale Pana książka wnosi w te badania istotny wkład.
Dotychczas kwestia polska podczas pierwszej wojny światowej była na Węgrzech badana w stosunkowo niewielkim stopniu. Do czasu wydania mojej książki tematykę tę, aczkolwiek w szerszym ujęciu, z perspektywy całej monarchii austro-węgierskiej w latach 1914–1918, traktowała tylko jedna publikacja autorstwa prof. Katalin Szokolay, zmarłej w 2020 r. Ukazała się ona w 1967 r. i była rozszerzoną wersją obronionego przez nią pięć lat wcześniej doktoratu. Także Zoltán Tefner badał kwestię polską w erze monarchii dualistycznej, poświęcając temu kilka publikacji. Najobszerniejsza, licząca blisko 700 stron ukazała się w 2022 r., traktując o polityce polskiej w monarchii austro-węgierskiej 1914–1918. To, co jest nowym spojrzeniem historycznym w mojej książce, to skupienie się wyłącznie na Węgrzech.
A zatem w jaki sposób kwestia polska w okresie I wojny światowej była obecna na Węgrzech? Czy głosy dotyczące sytuacji bratanków były zróżnicowane?
Moglibyśmy wyróżnić cztery główne płaszczyzny. Pierwszą stanowili sympatyzujący z Polską, propolscy Węgrzy. Deklarowali oni jednoznacznie od pierwszego dnia wybuchu wojny, iż po jej zakończeniu, będzie musiało powstać państwo polskie. Byłoby to przede wszystkim Stowarzyszenie Węgiersko-Polskie (Magyar-Lengyel Egyesület), którego założycielem był Albert Nyáry. Stronnictwo to zaapelowało w 1915 r. do wszystkich zgromadzeń komitackich (w przybliżeniu odpowiednika współczesnych polskich sejmików wojewódzkich), by przyjęły propolskie uchwały, a także poparły apel do cesarza Franciszka, by ten wstawił się za sprawą polską. Pozytywnie na ten postulat odpowiedziała połowa spośród 64 komitatów. Przy tej okazji ujawniła się pierwsza trudność w gromadzeniu materiałów do tej książki. Po 1920 r. większość z istniejących wówczas jednostek administracyjnych znalazła się poza granicami Węgier. Oznaczało to trudność w dotarciu do archiwów w innych państwach.
Węgrzy mieli nadzieję, że Wiedeń wesprze sprawę polską – to znaczy co najmniej utworzenie autonomii bądź szerzej – utworzenie państwa polskiego w zaborze rosyjskim. Węgrzy traktowali Polaków jako przyjaciół
Drugą płaszczyznę stanowił węgierski rząd z Istvánem Tiszą na czele. Premier Tisza nie tylko sprzeciwił się wskazanej propozycji, ale także ją ocenzurował – to znaczy zakazał publikacji wszelkich propolskich wystąpień w prasie. W ramach monarchii austro-węgierskiej istniały wspólne ministerstwa, jednym z nich było Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Kwestie te omawiano w czasie wspólnych posiedzeń rządów Austrii i Węgier. Istnieje korespondencja między premierem Istvánem Tiszą a szefem MSZ – Istvánem Burianem z której jasno wynika, iż węgierski rząd nie chciał umieszczać kwestii niepodległości Polski na tych wspólnych posiedzeniach.
Jak to tłumaczyć?
To była kwestia, którą określiłbym mianem „egzystencjalnej”. Premier Tisza obawiał się, że niepodległość Polski nie tylko osłabi Austro-Węgry, ale wręcz doprowadzi do ich rozpadu. Obawiał się, że jeśli pozycja polska w monarchii się wzmocni, austro-węgierski dualizm będzie zagrożony. Najwyraźniej odrzucił też koncepcję trializmu austro-węgiersko-polskiego. Nie wspominając już o jego obawach, że Galicja będzie dążyć do zjednoczenia z ziemiami polskimi wyzwolonymi spod zaboru rosyjskiego. Tisza miał poczucie, że integralność terytorialna Węgier, a także dominująca pozycja Królestwa Węgier w Basenie Karpackim jest gwarantowana wyłącznie w ramach monarchii habsburskiej i w systemie dualistycznym. Powstanie niepodległej Polski wzmocniłoby według niego siłę Słowian w regionie. Tisza był skłonny zaakceptować swoisty „subdualizm” austriacko-polski na wzór umowy węgiersko-chorwackiej z 1868 r. Przypomnijmy, dotyczyła ona ustanowienia autonomii Chorwacji-Slawonii w ramach węgierskiej części Austro-Węgier.
A czy opozycja także miała jakieś stanowisko wobec kwestii polskiej?
Reprezentował ją przede wszystkim Gyula Andrássy młodszy. Był to syn Gyuli Andrássyego, jednego z twórców ugody austriacko-węgierskiej z 1867 r., a także pierwszego premiera Węgier (1867–1871) i szefa dyplomacji Austro-Węgier (1871–1879). Andrássy młodszy był niezmiernie propolską postacią, stojącą na czele Partii Konstytucyjnej. Ten późniejszy szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Królestwa Węgier (1906–1910) i minister spraw zagranicznych monarchii (24 października – 2 listopada 1918 r.) pozostawał zwolennikiem trializmu austriacko-węgiersko-polskiego. Innym przedstawicielem propolskiej opcji po stronie opozycyjnej był Tivadar Batthyány, stojący na czele Partii Niepodległościowej, który nawiązując do 1848 r., otwarcie wypowiadał się za integralnością terytorialną Polski.
Czy to o nim we wstępie książki pisze Pan: „Thomas Woodrow Wilson nie był pierwszym politykiem niepochodzącym z Polski, który opowiedział się za zjednoczoną i niepodległą Polską”?
Tak, ponieważ wizji związanych z odtworzeniem Polski było wiele. Był pomysł utworzenia państwa tylko z ziem zaboru rosyjskiego. Tymczasem Tivadar Batthyány od 1916 r. argumentował, że w interesie Węgier byłoby przywrócenie Królestwa Polskiego przynajmniej przez zjednoczenie terytoriów Galicji i tych wyzwolonych. Zatem o integralności ziem polskich powiedział wcześniej niż prezydent USA.
Mamy ogląd już na podejście do kwestii polskiej rządu, samorządu i opozycji, a co na to media…?
To czwarta, ostatnia płaszczyzna. Poza obowiązującą cenzurą, którą narzucił István Tisza, a o której wspomniałem przed chwilą, można było pisać o sytuacji w Polsce. Wiele uwagi poświęcano temu, co po wojnie powinno stać się z Polską i Polakami. Kwestię tę poruszały gazety od lewicowych (jak wciąż istniejący tytuł Népszava), po prawicowe. Z jednej strony gazety relacjonowały toczącą się debatę parlamentarną, z drugiej zaś poruszano inne wątki – np. ekonomiczne. Specjalnie poszukiwałem tekstów krytycznych wobec Polski, by znaleźć i zrozumieć, jakie ewentualne zarzuty mogłyby się pojawić. Tych było bardzo niewiele. Szczególne nasilenie tekstów poświęconych Polsce widać od 1915 do początku 1918 r.
Dlaczego temat Polski tak interesował Węgrów? Czy wszystko można tłumaczyć przewijającą się nie raz w debacie publicznej „przyjaźnią” ?
Myślę, że coś w tym jest. Polska i Węgry wbrew pozorom nie stały po obu stronach barykady w czasie I wojny światowej. Pamiętajmy, że Galicja była częścią monarchii austro-węgierskiej. To tutaj zorganizowano (oczywiście za zgodą Austriaków) legion polski, który walczył o niepodległość z Rosjanami. Co więcej, z badań węgierskiego historyka – Endre Vargi wynika, do tego polskiego legionu zgłosiło się ok. 600 węgierskich ochotników. Następnie na Węgrzech powstało stowarzyszenie legionistów, które działało do początku II wojny światowej.
Wśród Węgrów obawiano się Słowaków, Rumunów, Serbów. Ale nie Polaków. Ci nigdy nie byli pod wpływem panslawizmu, a bratni naród walczył w wojnie o wolność i niepodległość 1848–1849.
Węgrzy mieli nadzieję, że Wiedeń wesprze sprawę polską – to znaczy co najmniej utworzenie autonomii bądź szerzej – utworzenie państwa polskiego w zaborze rosyjskim. Węgrzy traktowali Polaków jako przyjaciół. Miejmy świadomość, iż w Kotlinie Karpackiej społeczeństwo węgierskie bardzo bało się Słowian – dlatego, jak mówiłem wcześniej, premier Tisza postrzegał przetrwanie integralności Węgier wyłącznie w ramach monarchii. Chciałbym zaznaczyć, że tego nie można postrzegać jako działania antypolskiego, a związanego po prostu z kwestią egzystencji państwa, ale i narodu. Wśród Węgrów obawiano się Słowaków, Rumunów, Serbów. Ale nie Polaków. Ci nigdy nie byli pod wpływem panslawizmu, a bratni naród walczył w wojnie o wolność i niepodległość 1848–1849.
W materiałach, które przywołał Pan w książce, przewijają się teksty do czerwca 1918. Skąd taki zakres czasowy?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Po tym czasie nie ma już materiałów. Czternaście punktów prezydenta Wilsona, ze stycznia 1918 r., było szeroko komentowanych na Węgrzech, przede wszystkim z uwagi na postanowienia dotyczące Austro-Węgier, a także i Polski. Pojawiały się natomiast głosy, że odrodzenie wielkiej i silnej Polski zachwieje równowagą sił w regionie – głównie pod względem gospodarki.
Od końca I wojny światowej oraz w latach 1918–1919 wiadomo było, że Królestwo Węgierskie rozpadnie się na pewno, jednak nikt prawie nikt nie myślał o tym, że nowe państwo węgierskie będzie tak małe.
Z kolei od lata 1918 r. ani w parlamencie, ani w prasie nie podejmowano tej kwestii. Od końca 1917 r. sprawa polska była oddzielona od sprawy węgierskiej. Stało się bowiem jasne, że istnienie przyszłego państwa polskiego będzie zależne od decyzji Berlina. Wiadome było, że Polska w jakiś sposób zostanie odtworzona, że będzie to państwo buforowe między Niemcami a Rosją. Austro-Węgry nie miały na to wpływu. W prasie nie ma nawet materiałów o Polsce z 11 listopada. To z kolei można tłumaczyć wybuchem rewolucji, w wyniku której zamordowano premiera. Następnie 19 listopada powstała Węgierska Republika Ludowa, a potem Węgierska Republika Rad. Mnogość wydarzeń odsunęła temat Polski.
Jednak nie tylko rewolucja była problemem. Armia austriacka i węgierska straciły impet, wojna zbliżała się do końca, czy na Węgrzech była świadomość tego, że niebawem nastąpi katastrofa?
Nie, do końca elity polityczne nie wierzyły w to, że wojna doprowadzi do katastrofy. Od końca I wojny światowej oraz w latach 1918–1919 wiadomo było, że Królestwo Węgierskie rozpadnie się na pewno, jednak nikt prawie nikt nie myślał o tym, że nowe państwo węgierskie będzie tak małe. Po 11 listopada 1918 r. podejmowano kwestię czeską, rumuńską i serbską – bowiem to te narody zagrażały integralności Węgier. Dodam natomiast, że w społeczeństwie, ale i wśród elit politycznych dominowało przekonanie, że po przegranej przez Węgry I wojnie światowej Polacy mieliby stać się rzecznikami Węgrów w negocjacjach pokojowych.
Prowadzono je w pałacu Trianon…
W wyniku zawartego tam traktatu Węgry utraciły 2/3 swojego terytorium i podobny odsetek ludności. Co ciekawe, na Węgrzech do dzisiaj panuje błędne przekonanie dotyczące traktatu. Dotyczy ono tego, że Polska miała odebrać na jego 569 kilometrów kwadratowych ziem wchodzących do komitatów Orawa i Spisz. Było jednak inaczej – ziemie te przypadły Polsce mniej więcej miesiąc później, po konferencji w Spa, w lipcu 1920 r. Warto wspomnieć, że chociaż traktat w pałacu Grand Trianon podpisało dwóch Polaków, to jednak sejm nigdy go nie ratyfikował.
Co było dla Pana najbardziej interesujące w przygotowywaniu tej książki?
Przede wszystkim to, ile uwagi w węgierskiej przestrzeni publicznej poświęcono Polsce, a także – jak bardzo propolska była opozycja węgierska. Ich postulaty zdecydowanie wyprzedziły deklarację prezydenta Wilsona. Ale to jeszcze ciekawsze. Jak mówiłem wcześniej, postulowano odtworzenie niepodległego państwa z wyzwolonych terenów od Rosji i po połączeniu z Galicją. Region ten był przecież autonomią w ramach Austrii. W Budapeszcie panowało przekonanie, że Galicję trzeba odłączyć od monarchii. I pogląd ten występował w państwie, które bardzo pilnowało dualizmu monarchii i upatrywało w nim szansy swojego istnienia! Powtórzę raz jeszcze: węgierska opinia publiczna bardzo pozytywnie odnosiła się do Polski.
A jak ułożyły się relacje polsko-węgierskie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości?
Po 1918 r. Polska i Węgry znalazły się faktycznie w dwóch obozach. Polska w wygranym, któremu zależało na ochronie systemu wersalskiego, Węgry wśród przegranych, pośród tych, którzy chcieli zniszczenia postwersalskiego świata. Pamiętajmy też, że Węgrzy udzielili Polsce wsparcia związanego z dostawami broni w 1920 r., które odegrały ważną rolę w czasie wojny bolszewickiej. Chociaż Polska nie dołączyła do Małej Ententy i nie występowała przeciwko Węgrom, to jednak nigdy nie zawarto międzypaństwowej umowy o przyjaźni. Józef Piłsudski i Miklós Horthy nigdy się nie spotkali. Regent Królestwa Węgier przyjechał do Polski dopiero w lutym 1938 r. Podjął go wówczas po raz pierwszy i ostatni Ignacy Mościcki. Już w kilkanaście miesięcy później wybuchła II wojna światowa.
Rozmawiał: Dominik Héjj
Źródłó: Muzeum Historii Polski.