Z porozbiorowego dziedzictwa najważniejsza jest wiara we własne siły, która pozostaje zaprzeczeniem uległości – mówi PAP prof. Marek Kornat, historyk z PAN i UKSW. Na 100-lecie niepodległości Dzieje.pl skierowały trzy jednakowe pytania do historyków i filologów badających historię i kulturę XIX i XX w. oraz do szefów instytucji dziedzictwa narodowego.
PAP: Dzięki jakiej tradycji intelektualno-kulturowej udało się nam przetrwać 123 lata niewoli i ostatecznie w roku 1918 odzyskać niepodległość?
Prof. Marek Kornat: Jak uczył Stefan Kieniewicz, Polacy podążali z niewoli ku niepodległości rozmaitymi drogami. On – jako historyk porozbiorowych dziejów – widział takich dróg wiele. Przede wszystkim jednak po katastrofie rozbiorów wytworzyły się dwie odmiany patriotyzmu polskiego – insurekcyjna i pracy organicznej. Obie były ważne, obie pozostawały w dziejach porozbiorowych w konflikcie, ale nie da się stwierdzić, że któraś z nich była niepotrzebna. Nie podejmuję się w żaden sposób rozstrzygać o wyborze jednej z nich na koszt rezygnacji z drugiej. Obie przecież służyły narodowej sprawie. Obie – mimo wszystko – dopełniały się wzajemnie. Ci, którzy opowiadają o końcu romantycznego kodu kulturowego Polaków, nie wnoszą nic twórczego do naszej debaty o przeszłości.
Obie wspomniane postawy przyniosły owoc w postaci odzyskania niepodległości. Teza, iż inne narody – jak np. Czesi – nie robili powstań, a odzyskali własne państwo, jest typowym sądem a posteriori, który jest pułapką dziejopisarstwa, jak pisał Piotr Wandycz. Naród, który utracił wolność nie bez własnej winy, miał obowiązek uczynić wszystko, by wolność odzyskać. Nie należy – uważał Henryk Wereszycki – „osądzać ludzi XIX czy nawet pierwszej połowy XX wieku wedle kryteriów obowiązujących w drugiej połowie XX wieku, bo wtedy ta ocena wypadnie krzywdząco i w dodatku wykrzywi obraz epoki”. Często „oceniamy ludzi, którzy walczyli o to, co uznajemy za dobrą sprawę. Nie wolno jednak zapominać, że nie każda sprawa przegrana była sprawą złą, albowiem nie zawsze dobra sprawa musi zwyciężyć”.
Myślę, że z porozbiorowego dziedzictwa najważniejsza jest wiara we własne siły, która pozostaje zaprzeczeniem uległości. Potrzebujemy dzisiaj właśnie takiej wiary i polityki państwa na miarę aspiracji dużego narodu, a nie polityki dostosowania do życzeń „możnych tego świata”. Odczytanie porozbiorowego dziedzictwa jest możliwe na nowo, w świetle takich potrzeb. Nie można oczywiście nie pamiętać o tym, że wyjątkowa w swym rodzaju „rewolucja geopolityczna” (określenie Wiktora Sukiennickiego) w Europie Środkowo-Wschodniej dała Polakom warunki, aby skutecznie upomnieć się o niepodległość. Jednak gdyby nie istniał świadomy swoich dążeń naród – nie byłoby to z pewnością możliwe.
PAP: W jaki sposób doświadczenia walki o niepodległość przydały się Polakom podczas późniejszych zrywów wolnościowych do roku 1989?
Prof. Marek Kornat: Wiek XIX prowadził Polaków „od klęski do klęski, od wysiłku, który szedł na marne do nowych ofiar bezowocnych, od upadku do upadku” – jak napisał historyk Marceli Handelsman. Jednak doświadczenia te napełniły Polaków wiarą we własne siły. Nie pozwoliły utracić ducha. Udowodniły, że utrata państwa nie jest finałem losów narodu. Dowiodły, że wola życia danej społeczności jako wspólnoty jest decydująca. To z tego powodu „klęski Polski w XIX wieku nie były klęskami zupełnymi, absolutnymi” (stwierdzenie Wereszyckiego). Polacy po „klęsce w zwycięstwie” (sformułowanie ambasadora Jana Ciechanowskiego), jaką przyniósł nam rok 1945, nie zdobyli się już na żaden zryw powstańczy. Powstanie Warszawskie 1944 r. pozostało ostatnim w naszych dziejach.
Porozbiorowe doświadczenia powstańcze miały wszakże doniosłe znaczenie dla losów narodu. Wyzwalały pamięć o walce zbrojnej o wolność ojczyzny, która towarzyszyła Polakom w przełomowych chwilach jałtańskiego zniewolenia. Myślę, że również świadomość zbrojnych zrywów Polaków oddziaływała na postępowanie naszych ciemiężycieli. Wiedzieli oni o insurekcyjnym patriotyzmie polskim i postępowali z większą ostrożnością wobec Polaków zarówno w roku 1956, jak i 1981, kiedy to Związek Sowiecki nie planował – jak wszystko na to wskazuje – zbrojnej interwencji w Polsce, w obronie reżimu komunistycznego. Nas samych lekcja insurekcyjnego patriotyzmu z przeszłości pouczała, iż należy uczynić wszystko, aby zabiegać o narodową sprawę innymi drogami niż powstańcze zrywy bez szans powodzenia w realiach dominacji sowieckiej.
PAP: Czy można mówić o tzw. cechach narodowych wyróżniających Polaków na tle europejskim – biorąc pod uwagę przede wszystkim stulecia XIX i XX?
Prof. Marek Kornat: Zapewne każdy naród ma swoje cechy szczególne. Nie znaczy to oczywiście, że należy wierzyć w teorię „charakteru narodowego”, której korzeni doszukiwać się trzeba w romantycznej filozofii polityki.
Po pierwsze, Polacy mogą o sobie powiedzieć, że są społecznością przywiązaną do wolności jednostki jako wartości nadrzędnej – może bardziej niż inne narody, gdyż stworzyli wolnościowy ustrój I Rzeczypospolitej, chociaż dopiero za sprawą wiekopomnej Konstytucji 3 maja nabrał on charakteru „rządnej wolności”.
Po drugie, mimo utraty państwa nie tylko przetrwaliśmy niewolę jako naród, co okazało się wielką lekcją pokazową europejskiej historii. „Naród historyczny, taki jak Polacy […] stał się doskonałym modelem dla wszystkich pojawiających się narodów, którym brakowało takich warunków wstępnych, jakie mieli Polacy” – pisał Roman Szporluk, historyk ukraiński, profesor Uniwersytetu Harvarda.
Po trzecie, jako społeczność narodowa zachowaliśmy świadomość potrzeby posiadania dużego, znaczącego w stosunkach międzynarodowych państwa. Po czwarte wreszcie, wyzyskując geopolityczne uwarunkowania, zdobyliśmy się jako naród w latach 1918—1921 nie tylko na stworzenie własnego państwa, lecz również jego obronienie o własnych siłach w konfrontacji z Sowietami. Dopiero zwycięstwo nad Wisłą dało prawdziwą niepodległość i korzystną granicę wschodnią.
W wiek XX Europa wchodziła bez państwa polskiego. System równowagi politycznej ukształtowany bez państwa polskiego jawił się ładem trwałym. Równowaga polityczna w Europie przechodziła oczywiście rozmaite momenty załamań i wstrząsów na przestrzeni całego XIX stulecia, ale system pentarchii mocarstw miał zdolności do samoistnej regeneracji i przetrwał wiele kryzysów.
Ale jedna jeszcze rzecz wymaga wspomnienia jako zupełnie najważniejsza: w roku 1914 naród polski liczył ponad 20 mln ludzi. Była to więc największa społeczność w Europie, która żyła pozbawiona własnego państwa. Świat odmawiał jej prawa do samostanowienia. Zdobycie niepodległości przez jakikolwiek zniewolony naród było możliwe jedynie w warunkach uzyskania czynnego poparcia jednego z wielkich mocarstw — tak jak Grecja w latach 1822—1823 uzyskała czynne, militarne poparcie najpierw Wielkiej Brytanii a potem całego koncertu mocarstw, albo Piemont, który w roku 1859 zapewnił sobie wsparcie Francji Napoleona III, pod sztandarem „principe des nationalités”, co dało zwycięstwo nad Austrią i upragnione zjednoczenie kraju. Polakom nic takiego nie zostało dane. Trzeba było wojny europejskiej, aby doszło do zasadniczej zmiany ich losu.
skp/ ls/