Jestem zafascynowany człowiekiem oraz tym, co pod wpływem rozmów i wspólnie spędzonych chwil można z niego "ulepić" - powiedział PAP fotograf Tomasz Wysocki. Jego wystawa pt. "Smak Wiśni" w 6x7 Leica Gallery Warszawa potrwa do 3 czerwca.
PAP: Pod koniec 2015 r. w Leica Gallery przedstawione zostały trzy odrębne projekty twojego autorstwa. Jak od tego czasu zmienił się sposób twojej pracy?
Tomasz Wysocki: Myślę, że pozwalam sobie na trochę więcej luzu. To dalej są bardzo skrupulatnie zaplanowane fotografie, natomiast mimo wszystko dopuszczam w nich o wiele więcej przypadku niż miało to miejsce kiedyś. Przede wszystkim chodzi tutaj o postać, która występuje przed aparatem. Kiedyś moi modele byli anonimowi, pozbawieni emocji, często występowali jako obiekty, które miały z góry narzuconą formę. W przypadku projektu "Smak wiśni" starałem się oddać im przestrzeń, tak by mogli w pewnym stopniu sami zdefiniować postać, którą mają odegrać. Stali się aktorami.
PAP: Czy podczas pracy nad kolejnym projektami zmieniała się definicja portretowanej osoby? Od jakiego momentu możemy mówić o aktorze, a nie modelu czy modelce?
Tomasz Wysocki: Myślę, że aktora utożsamiamy z ruchem. Modela zaś z kimś kto musi przyjąć odpowiednią pozę. Aktor musi się przygotować do roli, którą ma powierzoną. Musi wejść w pewien świat narzucony w scenariuszu. Musi się w tym świecie odnaleźć, zafunkcjonować. Jego naturalnym środowiskiem jest kino i teatr. Jego rola jest opisana tak, że zawsze jest coś przed i po. Model ma być tylko tu i teraz, w pozie jakiej od niego wymagamy.
W przypadku tego projektu spotykałem się wcześniej ze wszystkimi osobami, które miały wystąpić przed obiektywem. Rozmawialiśmy o roli w jaką mają się wcielić. Często jeszcze przed finalnym dniem zdjęciowym spotykaliśmy się na próby, przymiarki, kolejne rozmowy. Następnie na planie zdjęciowym oddawałem im przestrzeń, w której mieli grać i gdy wchodzili przed aparat następował przysłowiowy filmowy "klaps", a ja w ciszy rejestrowałem to co działo się na scenie. Podczas przerw rozmawialiśmy o korektach i powtarzaliśmy ujęcie to momentu aż zaistniało to, na czym nam zależy.
PAP: Jaki temat poruszasz w "Smaku Wiśni"?
Tomasz Wysocki: Ciężko mi o tym mówić, dlatego, że jest to czysta kreacja. Nie opowiadam o temacie, który jest oparty na faktach i można go jasno sprecyzować. To trochę tak jak realizacja filmu fabularnego. Scenarzysta wymyśla historię, kreuje pewien świat, a następnie oddaje go widzom. Rzadko kiedy w opisie filmu mamy podane "Film jest o tym i o tym...". Dostajemy jedynie zarys fabuły. I tak samo jest w przypadku tych fotografii. Mój scenariusz dotyczy pewnych wspólnych momentów, jakie przeżywamy w życiu. Uniwersalnych etapów, przez które przechodzimy. Ubrany jest w ramy życia, od poczęcia do śmierci. Mam zdefiniowane dość oczywiście każde ze zdjęć, natomiast nie chciałbym tego narzucać odbiorcy. To jakie etapy ktoś tam odnajdzie jest czysto indywidualną kwestią.
PAP: Jak należy rozumieć tytuł projektu?
Tomasz Wysocki: Jakiś czas temu znajomy polecił mi film "Smak Wiśni", irańskiego reżysera Abbasa Kiarostami. Zanim go obejrzałem, sam tytuł przez pewien okres przywoływał z mojej pamięci wiele sytuacji, chwil, smaków, poznanych osób. Okazało się, że ten prosty zwrot był uniwersalnym kluczem do wspomnień. Założyłem, że u każdego wywoła inne skojarzenia, czy też wspomnienia. Chciałem by taki też był ten projekt. Żeby oglądającemu zdjęcia towarzyszyło uczucie, że te sceny, stany emocjonalne, są nam skądś znane. Ale dla każdego z nas są czymś innym. Ponadto, jako dodatek merytoryczny, kwiat wiśni w kulturach Wschodu symbolizuje ulotność życia, a owoc wiśni - mądrość życia.
PAP: W jaki sposób prezentowane będą prace?
Tomasz Wysocki: Będą to wielkoformatowe wydruki dochodzące w niektórych przypadkach do dwóch metrów po dłuższym boku. Dzięki temu będziemy mogli dostrzec ukryte szczegóły, istotne dla narracji, które po prostu byłyby niewidoczne w mniejszych formatach.
PAP: Na co więc należy zwrócić uwagę?
Tomasz Wysocki: Na to co nas zaintryguje. Tak by było najlepiej. A jeżeli miałbym dodać coś od siebie - to może na wielowarstwowość narracji. Na każdej fotografii są trzy warstwy narracji. Pierwszą są baśniowe scenografie. Mają swoją materię, dobrze nam znaną, tak jak ziemia, woda, drewno, itp. W całości tworzą jednak obiekty, które nie pochodzą ze świata realnego - np. wiszący fragment ogrodu, sześcienną wyspę z wrzosami, czy wielką galaktykę. To pierwsza warstwa – nierealna. Drugą warstwą jest świat, w którym to wszystko jest osadzone. On już jest realny i dobrze nam znany. Składają się nań betonowe popękane podłogi, elementy konstrukcyjne, takie jak gwoździe, śrubki, ślady po malowaniu i inne elementy scenografii. Często są widoczne dopiero po uważnym przyjrzeniu się fotografii. Trzecią warstwą są aktorzy, wnoszący w scenę swoją energię.
PAP: Z kim pracowałeś nad projektem? Jak ta praca przebiegała?
Tomasz Wysocki: Łącznie w projekt, na przestrzeni 9 miesięcy było zaangażowanych ok. 60 osób. W tym: aktorzy, scenografowie, kierownicy produkcji, charakteryzatorzy, kostiumografowie, operatorzy wideo itp. Również wiele osób, które przychodziło po prostu pomóc, dołożyć swoją cegiełkę. Sesje zdjęciowe były realizowane w Łodzi, w ogromnym studio o powierzchni 2 tys. m kw. Za scenografie odpowiedzialna jest Natalia Giza - jest bardzo ważną postacią projektu. Spędziła ze mną na hali kilka miesięcy wkładając w pracę mnóstwo swojej wiedzy i doświadczenia.
Staraliśmy się dopracować każdy element scenografii tak, aby do minimum ograniczyć postprodukcję (obróbka graficzna będąca końcowy etapem prac nad zdjęciem - PAP). Każde z zdjęć było niesamowitą przygodą. Każdą fotografię można rozebrać na kilka - kilkanaście osobnych elementów, które trzeba było znaleźć, przetestować, wybrać. Np. na jednym ze zdjęć jest podwieszany ogród, składający się z setek kwiatów. Na miesiąc przed wykonaniem zdjęcia zaczęliśmy obserwować zmiany w kwiatostanie, aby zaplanować ujęcie. Zwoziliśmy różną ziemię do danych zdjęć. Tygodniami szukaliśmy desek. Testowaliśmy kolory, faktury; obserwowaliśmy w jaki sposób odbijają światło. Wiele z tych rzeczy można by było później w bardzo prosty sposób dopracować w postprodukcji. Zależało nam jednak na tym by wykreować dany świat już przed aparatem.
PAP: Dlaczego w dobie fotografii cyfrowej zdecydowaliście się do minimum ograniczyć postprodukcję?
Tomasz Wysocki: Wiadomo, że można to obejść. My jednak tego nie robiliśmy. Wiele z tych rzeczy można by było wygenerować komputerowo, lub montować w postprodukcji z wielu elementów. Zależało mi jednak na tym, bym mógł wszystkiego dotknąć, kreować na żywo, czuć daną energię. Rzeczy wygenerowane w komputerze nie mają dla mnie duszy, przez to, że nigdy nie istniały. Nie wiąże się też z nimi historia, przeżycia, ludzie i spotkania. Są w tej kwestii różne głosy i różne podejścia. To bardzo szeroki temat i myślę, że nie chodzi o to co jest lepsze, a co gorsze. To sprawa indywidualna i każdy może mieć swój argument. Dodatkowo istotne było dla mnie również to, by stworzyć przestrzeń dla aktora. By pracować z nim na żywej materii. Te scenografie były wykreowanymi światami i aktorzy to czuli. Łatwiej odnajdywali się w scenie, która stworzona była specjalnie dla nich.
rozmawiał Marek Sławiński (PAP)
Ekspozycja w 6x7 Leica Gallery Warszawa jest dostępna do 3 czerwca. Spotkanie autorskie, prowadzone przez Kubę Mikurdę, odbędzie się 10 maja, a oprowadzenie po wystawie z udziałem Tomasza Wysockiego i kuratora wystawy Rafała Łochowskiego zaplanowano na 24 maja.
Tomasz Wysocki (1990) – jest polskim fotografem, absolwentem Szkoły Filmowej w Łodzi na kierunku Fotografia. Brał udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce, jak i za granicą, m.in. w Paryżu, Berlinie, Kopenhadze, Wiedniu, Pekinie, Nowym Jorku. Wysocki jest laureat Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2014) oraz stypendysta Ministra Nauki (2014, 2016); Od 2015 roku reprezentowany przez Leica 6x7 Gallery Warszawa.(PAP)
edytor: Paweł Tomczyk
masl/ agz/ pat/