100 lat temu, 2 maja 1919 r., Hugh Gibson został mianowany pierwszym przedstawicielem dyplomatycznym Stanów Zjednoczonych w odrodzonej Polsce. W tamtym właśnie momencie amerykańska pomoc dla Rzeczypospolitej osiągnęła niezwykły poziom dzięki charytatywnej działalności przyszłego prezydenta Herberta Hoovera.
Zaangażowanie amerykańskie w sprawy polskie rozpoczęło się w 1916 r., a konkretnie latem tamtego roku. Wtedy właśnie po raz pierwszy do Białego Domu został zaproszony Ignacy Jan Paderewski, którego – jak zauważał Roman Dmowski – „wpływ na opinię amerykańską był ogromny”. A że opinia amerykańska miała zasadniczy wpływ na wyniki wyborów prezydenckich, już podczas kolejnej wizyty u prezydenta Woodrowa Wilsona wybitny pianista miał usłyszeć:
„Drogi Panie Paderewski, mogę Panu powiedzieć, że Polska odrodzi się i będzie ponownie istniała. Dla Polski cud niepodległości nadejdzie z Zachodu, tak jak moje własne zwycięstwo nadejdzie poprzez cud z Zachodu”.
Prezydent robił tu aluzję do swojego zwycięstwa wyborczego z 1916 r., o którym zadecydowały zachodnie stany USA. 8 stycznia 1917 r. płk Edward M. House przekazał Paderewskiemu prośbę Wilsona o zredagowanie szczegółowego memorandum w sprawie polskiej, którego treść mógłby wykorzystać w swojej deklaracji politycznej. Tym właśnie sposobem 22 stycznia w wygłoszonym w Senacie przemówieniu prezydenckim po raz pierwszy znalazła się nazwa Polski – „zjednoczonej, niepodległej i autonomicznej”. Historycy dość zgodnie oceniają, że była to jeszcze deklaracja ogólnikowa i niewiążąca, niemniej zaistniały po raz pierwszy w amerykańskiej polityce wątek niepodległości Polski będzie w niej obecny już do końca I wojny światowej.
Wilson i wsparcie dla niepodległości
W Waszyngtonie nie do końca wiedziano, w jaki sposób pomóc Polsce, ale temat ten stawał się coraz bardziej popularny. Sekretarz stanu Robert Lansing sugerował stworzenie polskich sił zbrojnych, a zorganizowanie emigracyjnego rządu polskiego w USA. Sugerowano też zgrupowanie oddziałów polskich, które miałyby walczyć we Francji u boku wojsk amerykańskich. Najważniejsze jednak było to, że Waszyngton 7 listopada 1917 r. uznał Komitet Narodowy Polski w Paryżu za oficjalne przedstawicielstwo Polski, a rok później podległe KNP siły zbrojne za jedną ze stron walczących w I wojnie światowej. Stąd już tylko krok dzielił sprawę polską od słynnych 14 punktów Wilsona z 8 stycznia 1918 r. przedstawiających stanowisko prezydenta w rokowaniach pokojowych.
Nie należy przy tym mitologizować postaci Wilsona i jego propolskich sympatii. Skądinąd wiadomo, że wcześniej wypowiadał się o polskich imigrantach na tyle krytycznie, by środowiska polonijne i polityczna konkurencja mogły od niego domagać się wręcz przeprosin i sprostowań.
„Ponieważ pan Wilson zademonstrował wąską i niesprawiedliwą ocenę o Polakach […] my, polscy Amerykanie zrzeszeni w United Polish Societies zdecydowanie i jednomyślnie przeciwstawiamy się jego nominacji” – głosiła jedna z broszurek z 1912 r. Wszyscy byli też zgodni, że jego rozeznanie w kwestiach Polski było słabe – zaznaczał to choćby Roman Dmowski, który był w Waszyngtonie w momencie zakończenia wojny. Zupełnie nie orientował się np. w kwestiach granic i sporów narodowościowych właśnie na nich ożywających – m.in. dlatego odrodzona Polska była praktycznie krajem bez granic – jak obrazowo wyraził się Józef Piłsudski.
„Nie można zbytnio powodować się stanem umysłu Polaków” – mówił Wilson podczas rokowań pokojowych Georges’owi Clemenceau. „Widziałem się w Waszyngtonie z p. Dmowskim i p. Paderewskim i prosiłem ich o określenie Polski takiej, jakiej spodziewają się, a oni pokazali mi mapę, na której zażądali dużej części globu ziemskiego”. Dla samej Polski osobiste sympatie i wiedza prezydenta miały jednak drugorzędne znaczenie wobec jego stanowiska w sprawie niepodległości kraju. Nie ma wątpliwości, że głos reprezentanta supermocarstwa był kluczowy dla odrodzenia polskiej państwowości.
Właśnie za drugiej prezydenckiej kadencji Woodrowa Wilsona USA i Polska po raz pierwszy nawiązały stosunki dyplomatyczne, czego namacalnym efektem było mianowanie Hugh Gibsona przedstawicielem dyplomatycznym Stanów Zjednoczonych w Warszawie.
Podczas krótkiej, bo zaledwie dwuletniej prezydentury Warrena G. Hardinga, w stosunkach polsko-amerykańskich nie wydarzyło się niemal nic istotnego. Nieco tylko więcej podczas rządów Calvina Coolidge’a w latach 1923–1929. Świat pogrążony był wciąż w powojennym kryzysie; osią stosunków obu krajów były wówczas kwestie ekonomiczne. Do najważniejszych faktów z tamtego okresu należy z pewnością uzyskanie przez Polskę pożyczki stabilizacyjnej w kwocie 62 mln dolarów i 2 mln funtów. Z pomniejszych i nie do końca fortunnych wydarzeń warto wspomnieć, że w połowie lat dwudziestych XX wieku dziesięć polskich miast zaciągnęło w USA pożyczki na łączną kwotę 12 tys. dolarów.
„Warunki spłaty pożyczki okazały się tak uciążliwe, że nawet w okresie wysokiej koniunktury przekraczały możliwości finansowe dużych samorządów” – pisał minister Eugeniusz Kwiatkowski. Dodawał, że na spłatę zobowiązania amerykańskiego zadłużano się w polskim Banku Gospodarstwa Krajowego.
Humanitaryzm Hoovera
Od lepszej strony przedstawił się Polakom Herbert Hoover (1929–1933). Już w 1915 r. uzyskał w Berlinie zgodę na dostarczanie żywności głodującej ludności polskiej, a w momencie przystąpienia USA do I wojny światowej został mianowany przez Wilsona administratorem pomocy żywnościowej, którą to funkcję sprawował do roku 1919. Po jej zakończeniu Hoover założył ARA – American Relief Administration – organizację humanitarną z siedzibą w Paryżu. Zajmowała się ona głównie dostarczaniem posiłków dla wyniszczonych państw europejskich. Szacuje się, że w okresie najbardziej intensywnego rozwoju z jej pomocy korzystało 1 315 490 polskich dzieci. W tym samym okresie uczestniczył Hoover w pracach amerykańskiej Misji Żywnościowej, która jeszcze w 1919 r. dostarczała do Polski tony produktów spożywczych. O tym, że były niezbędne, i to natychmiast, wiele mówi depesza jednego z przedstawicieli ARA do Waszyngtonu:
„Wysłuchaliśmy dopiero co sprawozdania dr. Kellogga, który zakończył swoją misję w Polsce z ramienia p. Hoovera. Z jego raportu wynika jasno, że sytuacja żywnościowa jest w Polsce jak najbardziej krytyczna i że konieczne są natychmiastowe dostawy, jeśli obecny rząd ma mieć możność przeciwstawienia się bolszewikom”.
Empatia empatią – Hoover istotnie miał duszę filantropa i naprawdę interesował się poprawą warunków życia Polaków, zwłaszcza polskich dzieci. I to dzięki niemu płynął do Polski z Ameryki nieprzerwany ciąg zarówno jedzenia, jak i ubrań czy lekarstw. Wszystko to jednak miało także swój kontekst polityczny, szczególnie w momencie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Jak zauważał historyk, a przy okazji kurier Rząd RP na uchodźstwie Jerzy Lerski: „Żywność i pomoc techniczna Hoovera prawdopodobnie wniosły większy wkład w zwycięstwo Piłsudskiego, aniżeli szeroko reklamowana francuska misja wojskowa gen. Weyganda [Maxime, generał armii francuskiej, zaopatrywał m.in. polskie wojsko – przyp. red.]”.
Wszystko to działo się, zanim Hoover został prezydentem. Choć do jego wyboru przyczyniły się też głosy polonii amerykańskiej, w czasie swojej kadencji ograniczył swoje kontakty z Warszawą. Nie należy się temu dziwić – dla Europy i Polski swoje już zrobił, a początek lat trzydziestych to okres wielkiej depresji gospodarczej również dla USA i na jej pokonaniu skupił wysiłki. Nie zmienia to tego, że 21 kwietnia 1932 r. podpisano między oboma krajami Traktat o Przyjaźni, Handlu i Prawach Konsularnych, a także podniesiono rangę dotychczasowych poselstw do ambasad.
W Polsce Hoover otaczany był niemal kultem, ale w USA obciążono go odpowiedzialnością za kryzys gospodarczy i w kolejnych wyborach poniósł spektakularną porażkę.
Jego następcą został w roku 1933 Franklin Delano Roosevelt. Był to już jednak prezydent, który nie odegrał poważniejszej roli w Polsce okresu przedwojennego. O tym, jak bardzo, wiele mówi depesza wysłana 24 sierpnia 1939 r. do Adolfa Hitlera i Ignacego Mościckiego, w której Roosevelt apelował, by powstrzymali się od działań wojennych na „rozsądny i określony czas”. Mościcki powstrzymał się tyle, ile mógł.
Na podstawie:
Janusz Pajewski (red.), „Problem polsko-niemiecki w traktacie wersalskim”, Poznań 1963
„Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, t. I i II”, Warszawa 1967
jiw/ skp/