25 lutego Sąd Najwyższy rozpatrzy pytanie prawne, czy lustracja obejmuje każdą współpracę z tajnymi służbami PRL, czy jedynie taką, która zmierzała do zwalczania opozycji, związków zawodowych, Kościołów lub łamania prawa do wolności słowa, zgromadzeń itp.
Takie pytanie siedmioosobowemu składowi SN zadał w październiku 2015 r. trzyosobowy skład SN. Nabrał on wątpliwości, badając kasację sprawy lustracyjnej osoby uznanej prawomocnie za "kłamcę lustracyjnego".
Lustrowany ten nie ujawnił w oświadczeniu lustracyjnym z 2008 r., że pracując w latach 80. w ambasadzie PRL w Rzymie, przekazywał Zarządowi II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (czyli wywiadowi wojskowemu PRL) materiały z włoskiej prasy, katalogi i foldery sprzętu technicznego oraz analizy prawne ws. technologii wojskowych, legalizacji pobytu cudzoziemców, zasad rejestracji ludności itp. Sądy ustaliły, że nie prowadził on działalności wywiadowczej polegającej na rozpracowywaniu innych osób.
W swym pytaniu SN odwołał się do preambuły ustawy lustracyjnej, gdzie stwierdzono, że praca w organach bezpieczeństwa PRL, służba lub współpraca z nimi "polegająca na zwalczaniu opozycji demokratycznej, związków zawodowych, stowarzyszeń, kościołów i związków wyznaniowych, łamania prawa do wolności słowa i zgromadzeń, gwałceniu prawa do życia, wolności, własności i bezpieczeństwa obywateli, była trwale związana z łamaniem praw człowieka i obywatela na rzecz komunistycznego ustroju totalitarnego".
Badając w 2007 r. ustawę lustracyjną, Trybunał Konstytucyjny uznał, że z tej preambuły wynika, iż "celem ustawy było napiętnowanie i ukaranie osób kolaborujących z ustrojem totalitarnym w tych formach zjawiskowych, które wskazano w samej ustawie”. Zdaniem SN ten wywód TK rodzi pytanie, czy "potępienie i dyskredytacja powinny obejmować osoby, które działaniami swoimi nie zwalczały opozycji demokratycznej związków zawodowych, stowarzyszeń, kościołów i związków wyznaniowych, nie łamały prawa do wolności słowa i zgromadzeń, nie gwałciły prawa do życia, wolności, własności i bezpieczeństwa obywateli".
Czy praca lub współpraca, która nie godziła w te wartości, godna jest "potępienia i dyskredytacji"? - pyta trójka sędziów SN. I odpowiada, że z literalnego brzmienia preambuły "zdaje się wynikać", iż nie wszelka praca, służba czy współpraca ze służbami PRL jest "potępiona i objęta dyskredytacją", lecz jedynie ta, która polegała na zwalczaniu opozycji demokratycznej, związków zawodowych, stowarzyszeń, kościołów i związków wyznaniowych, łamaniu prawa do wolności słowa i zgromadzeń itp.
Zdaniem SN na tę kwestię nie zwracano dotychczas uwagi, zarówno w doktrynie, jak i w orzecznictwie - "stojąc, jak się wydaje, przynajmniej formalnie, na stanowisku, że potępienie i dyskredytacja powinny spotkać wszystkich pracowników i współpracowników organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego". "W ten sposób pomijano zupełnie tekst preambuły" - podkreślił SN.
Pytający skład SN przyznał, że normatywność preambuły jest przedmiotem kontrowersji. Część prawników uważa, że taki wstęp ma "wiążący charakter normatywny na równi z częścią artykułową" ustawy, część odmawia jej takiego waloru, a część przyznaje jej "wiążące znaczenie interpretacyjne".
W pytaniu zwrócono uwagę, że "wszelkie państwa, niezależnie od formalnych deklaracji, prowadzą działalność wywiadowczą na obszarze innych państw". "Takie działania wykonują także osoby personelu dyplomatycznego, aczkolwiek, w świetle prawa międzynarodowego, nie powinni się tym zajmować" - dodano. Podkreślono, że to co wykonywał lustrowany, zwykle określane jest jako "biały wywiad" - czyli analiza dostępnych aktów normatywnych czy opracowań i zbierania informacji, które nie są objęte klauzulami tajności.
Według SN rodzi to pytanie nie o sens lustracji, lecz o ratio legis ustawy lustracyjnej. "Jeśli przyjąć, że został on sformułowany i wyrażony w preambule, to w konsekwencji wynikałoby, iż ustawodawca nie zamierzał ujawnić wszystkich informatorów, wywiadowców i szpiegów, którzy w przeszłości działali w innych państwach, współpracując np. z Zarządem II Sztabu Generalnego WP" - napisano.
Dlatego SN pyta, czy nieprzyznanie się do współpracy przez osobę, która nikogo nie rozpracowywała, a jedynie tłumaczyła i zbierała materiały dla wywiadu wojskowego PRL, może być uznane za działalność "w usprawiedliwionej nieświadomości bezprawności czynu zabronionego".
Pierwszą ustawę lustracyjną Sejm uchwalił w 1997 r.; obecną - w 2006 r. Na jej mocy kandydaci do szeroko pojętych funkcji publicznych (urodzeni przed 1 sierpnia 1972 r.) składają oświadczenia, czy od 1944 r. do 1990 r. byli funkcjonariuszami, pracownikami lub tajnymi współpracownikami służb specjalnych. Ich prawdziwość bada pion lustracyjny IPN. Podejrzewając, że ktoś zataił związki ze służbami, kieruje sprawę do sądu. Osoba prawomocnie uznana za "kłamcę lustracyjnego" nie może na czas od 3 do 10 lat pełnić funkcji publicznych. Ustawa nie zakazuje pełnienia stanowisk tym, którzy przyznają się do związków ze służbami PRL - decyzja należy do tego, kto powołuje na dany urząd lub też do wyborców.(PAP)
sta/ itm/