Jedna z największych demonstracji na rzecz zniesienia segregacji rasowej i podniesienia płacy minimalnej, Marsz na Waszyngton odbył się 50 lat temu, 28 sierpnia 1963 r. To wtedy Martin Luther King wygłosił swoją słynną mowę "Miałem sen", wystąpił także Bob Dylan.
Clarence B. Jones, bliski współpracownik i doradca Martina Luthera Kinga w 2011 roku wspominał na łamach "The Washington Post": "Logistyczne przygotowania do marszu były tak zajmujące, że przemowa nie była dla nas sprawą priorytetową. Wieczorem, we wtorek 27 sierpnia, na 12 godzin przed Marszem, Martin wciąż nie wiedział, o czym będzie mówił". Czarnoskóry pastor i społecznik Wyatt Tee Walker, ostrzegał Kinga: "Nie mów o śnie. To wytarta klisza, używałeś jej już zbyt wiele razy".
Relacje z przygotowań Kinga do wygłoszenia jego słynnej mowy, są sprzeczne. Według pewnych wersji miał mieć starannie przygotowany tekst, inne przekonują, że do ostatniej chwili decydował, czy wygłosić przygotowane wcześniej przemówienie, czy postawić na spontaniczność. Ponoć słynna murzyńska śpiewaczka jazzowa Mahalia Jackson miała krzyknąć do wchodzącego na podest Kinga "Opowiedz im o śnie!".
Wśród demonstrujących pod pomnikiem Abrahama Lincolna znalazło się wiele przedstawicieli amerykańskiej kultury masowej - poza Dylanem i Baez zaśpiewało także trio folkowe Peter, Paul and Mary, Odetta i Harry Belafonte. Pojawili się także aktorzy: Marlon Brando, Burt Lancaster, Sammy Davis Jr., Charlton Heston i Sidney Poitier a także pisarz James Baldwin.
Trzy lata przed marszem, w 1961 r. przez Stany Zjednoczone miał zamiar przejechać autobus, na pokładzie którego znaleźli się i czarni i biali. Podróżnicy nazwali się "Freedom Riders", jeźdźcami wolności. Swoją podróż, z Waszyngtonu do Nowego Orleanu, uważali za formę pokojowej demonstracji. Trasa zakończyła się w miasteczku Birmingham w stanie Alabama, gdy autobus został spalony a "jeźdźcy" brutalnie pobici.
21 maja 1961 r. King i "jeźdźcy" uczestniczyli w nabożeństwie w kościele Baptystów w miasteczku Montgomery. Zebrani zostali otoczeni i zaatakowani przez tłum mieszkańców miasta. Gubernator stanu interweniował dopiero po naciskach ze strony prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Od tego czasu, w latach poprzedzających Marsz na Waszyngton, King wielokrotnie wspominał w swoich mowach o "amerykańskim śnie", który tak odbiega od amerykańskiej rzeczywistości.
W czerwcu 1963 r. Kennedy zapowiedział w przemówieniu radiowym, że zamierza walczyć z segregacją rasową. 12 czerwca, kilka godzin po przemowie prezydenta, jeden z ważniejszych działaczy społecznych Medgar Evers został zamordowany przed własnym domem w miasteczku Jackson w stanie Mississippi, wywołując falę oburzenia w postępowych środowiskach.
Krytyka przestarzałego, opartego na nierówności, porządku trafiała na coraz podatniejszy grunt - w Nowym Jorku i wielkich miastach coraz większą popularność wśród młodzieży zdobywali muzycy, otwarcie potępiający rasizm i zakłamanie polityków. Wśród nich wyróżniał się przede wszystkim 22-letni Bob Dylan.
Dylan, autor jednego z najsłynniejszych hipisowskich hymnów "Blowing in the Wind", wystąpił na Marszu. Wraz z folkową pieśniarką i aktywistką społeczną Joan Baez wykonał utwór "When The Ship Comes In", opowiadający o czasie przemiany, który przyjdzie lada dzień. Zagrał także kompozycję "Only a Pawn in Their Game" (Tylko pionek w grze - PAP), traktującej o zabójcy Eversa. "Trudno go winić/ Jest tylko pionkiem w ich grze" - śpiewał Dylan.
Wśród demonstrujących pod pomnikiem Abrahama Lincolna znalazło się wiele przedstawicieli amerykańskiej kultury masowej - poza Dylanem i Baez zaśpiewało także trio folkowe Peter, Paul and Mary, Odetta i Harry Belafonte. Pojawili się także aktorzy: Marlon Brando, Burt Lancaster, Sammy Davis Jr., Charlton Heston i Sidney Poitier a także pisarz James Baldwin. Z Francji przyjechała słynna tancerka Josephine Baker, z tłumem zmieszał się aktor Paul Newman.
Punktem kulminacyjnym było wystąpienie Kinga. 200 tysięcy osób słuchało jego przemowy, pełnej nawiązań do Biblii oraz dramatów Szekspira. Choć obawiano się spięć - na czas marszu zabroniono nawet, po raz pierwszy od czasów prohibicji, spożycia alkoholu w Waszyngtonie - jedynie 6 tys. policjantów obsługiwało demonstrację. Pentagon i Biały Dom były jednak przygotowane na gaszenie rozruchów - do tego przygotowanych było ponad 19 tysięcy funkcjonariuszy.
Protestujący zjechali do stolicy z całego kraju. Marsz rozpoczął się pod Pomnikiem Waszyngtona, dotrzeć miał do Mauzoleum Lincolna, gdzie przygotowano mikrofony i sprzęt nagłaśniający. Obawiając się zbyt ognistych wystąpień, Departament Sprawiedliwości USA zainstalował specjalne przełączniki na mównicy, dzięki którym w każdej chwili mógł odciąć zasilanie do mikrofonów.
O ustalonej godzinie wymarszu przywódców wciąż nie było na miejscu; trwało ich spotkanie z przedstawicielami Kongresu. Ku ich zaskoczeniu, demonstranci wyruszyli bez nich. Dołączyli do tłumu na Constitution Avenue i wspólnie przeszli pod pomnik Lincolna. Około 50 członków Amerykańskiej Partii Nazistowskiej usiłowało doprowadzić do bijatyki, jednak zostali szybko spacyfikowani przez policję.
Przemowa Kinga była kulminacyjnym punktem marszu. Wywołała także największe wrażenie na prasie oraz protestujących. Była transmitowana "na żywo" w telewizji. King rozpoczął od odniesienia do Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych, Proklamacji Emancypacji oraz amerykańskiej konstytucji. "Miałem sen, iż pewnego dnia ten naród powstanie, aby żyć wedle prawdziwego znaczenia swego credo: +uważamy za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi+" - mówił.
W swojej mowie osiem razy powtórzył słowa "mam sen", cztery razy "nadszedł już czas". "Miałem sen, iż pewnego dnia moich czworo dzieci będzie żyło wśród narodu, w którym ludzi nie osądza się na podstawie koloru ich skóry, ale na podstawie tego, jacy są" - kontynuował. King opowiadał 250 tysiącom uczestników marszu o swojej wizji Ameryki, w której nie ma miejsca na rasizm, niewolnictwo i przemoc. Swoje wystąpienie zakończył słowami "nareszcie wolni!". Dziennikarz Jon Meacham ocenił: "Jednym zdaniem, Martin Luther King Jr., dołączył do Jeffersona i Lincolna w szeregu osób, które uformowały współczesną Amerykę". Oglądający przemowę Kinga w telewizji w Białym Domu, Kennedy miał ponoć skomentować: "Jest dobry. Jest cholernie dobry".
"Miałem sen, iż pewnego dnia moich czworo dzieci będzie żyło wśród narodu, w którym ludzi nie osądza się na podstawie koloru ich skóry, ale na podstawie tego, jacy są" - mówił King. Opowiadał 250 tysiącom uczestników marszu o swojej wizji Ameryki, w której nie ma miejsca na rasizm, niewolnictwo i przemoc. Swoje wystąpienie zakończył słowami "nareszcie wolni!".
Po zakończeniu marszu, jego liderzy spotkali się w Białym Domu z prezydentem Kennedym, który ocenił pokojowy protest jako wielki sukces. Prezydent przywitał Kinga jego własnymi słowami: "Miałem sen". W 1963 r. King został "człowiekiem roku" magazynu "Time" a rok później otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. Dziś nagranie jego mowy przechowywane jest w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie a w miejscu, w którym stał, przemawiając podczas Marszu, znajduje się specjalna tablica pamiątkowa. Martin Luther King został zastrzelony 4 kwietnia 1968 r. w Memphis. Prezydent John F. Kennedy został zastrzelony 22 listopada 1963 r. w Dallas.
Choć Marsz na Waszyngton postrzegany jest dziś jako kamień milowy w walce o prawa obywatelskie dla czarnoskórych Amerykanów oraz zniesienie segregacji rasowej, nie brakuje sceptycznych opinii na jego temat. Amerykański filozof polityki Howard Zinn pisał w swojej monumentalnej książce "The People's History of the United States": "Gdy czarni działacze społeczni planowali marsz na Waszyngton latem 1963 roku, chcieli protestować przeciwko nieudolności państwa w rozwiązywaniu problemu rasizmu. Szybko +podłączył+ się pod nich prezydent Kennedy i protest przekształcił się w pokojowy marsz".
Osiem dni po historycznym marszu i przemowie Kinga, w "czarnym" kościele w miasteczku Birmingham w Alabamie wybuchła bomba, zabijając ósemkę dzieci. Saksofonista jazzowy, John Coltrane skomponował wówczas utwór "Alabama", w którym konstruował muzyczną frazę w zgodzie z rytmiką mowy Kinga.
Jeden z najsłynniejszych czarnych przywódców w Stanach, opowiadającym się za siłowym rozwiązaniem problemu rasowego, Malcolm X dwa miesiące później mówił w Detroit, załamującym się z gniewu głosem: "Co stało się podczas marszu na Waszyngton? Biali się do niego podłączyli, stali się jego częścią, przejęli nad nim kontrolę. Stracił cały impet, przestał być wściekłym marszem, poszedł na kompromis. Właściwie, przestał być nawet marszem. Zamienił się w piknik, zwykły cyrk".
Najstarszy z synów Kinga, Martin Luther King III, powiedział w przeddzień obchodów 50. rocznicy Marszu: "To nie czas na gratulacje i nostalgię. Zadanie nie zostało wykonane. Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia". (PAP)
pj/ ls/