1 marca 1945 roku pod Borujskiem na Pomorzu Zachodnim 220 ułanów 1 Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii dokonało zwycięskiej szarży na pozycje niemieckie. Szarża ta uznawana jest za ostatnią w dziejach polskiej kawalerii.
Zimą 1945 roku oddziały I Armii Wojska Polskiego w ramach tzw. operacji pomorskiej toczyły ciężkie walki o przełamanie Wału Pomorskiego – systemu niemieckich fortyfikacji na Pomorzu Zachodnim. W zdobywaniu ich zachodniej części, w rejonie Drawska i Mirosławca, brały dział oddziały 1 Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii.
Jednostka ta, sformowana wiosną 1944 roku i w większości składająca się głównie z weteranów wojny 1939 roku (głównie ułanów 19 i 21 pułku ułanów), dowodzonych przez oficerów radzieckich, brała już udział w walkach o Warszawę i na Pomorzu, jednak najczęściej walczyła w szyku pieszym, jako uzupełnienie oddziałów piechoty, koni używając jedynie jako środka transportu. Pod Borujskiem wejść miała do walki jako klasyczny oddział kawaleryjski.
Pozycje niemieckie wokół Borujska stanowił część tzw. trzeciej linii umocnień Wału Pomorskiego. Nie było na tym terenie potężnych żelbetonowych bunkrów, jednak Niemcy ufortyfikowali okoliczne wsie, tworząc wokół nich system ziemnych bunkrów i zamaskowanych stanowisk ogniowych obsadzonych przez doświadczoną 163 Dywizję Piechoty.
Pierwsze ataki na niemieckie pozycji pod Borujskiem nie przyniosły efektów. Po kilkudniowych przygotowaniach, rankiem 1 marca na Borujsko i pobliski Żabin ruszyło kolejne natarcie. Po 30 minutowym ostrzale artyleryjskim do ataku ruszyły oddziały 2 Dywizji Piechoty – silny ogień niemieckich karabinów maszynowych zatrzymał je w szczerym polu.
Nie powiodło się ani wsparcie ataku przez czołgi 2 batalionu pancernego, ani ponowienie szturmu wczesnym popołudniem z użyciem większej liczby czołgów i towarzyszących im oddziałów fizylierów. Niemiecki ogień uniemożliwiał przemieszczanie się piechocie, pozbawione osłony czołgi padały ofiarą pancerfaustów, których obsługa ukryta była w zamaskowanych stanowiskach na przedpolu Borujska. „Zrobili szachownicę z pancerfaustów fantastycznie zamaskowanych, każdy w dołku, obok po 10 sztuk poukładanych pancerfaustów” – pisał uczestnik walk pod Borujskiem Zbigniew Flisowski.
Zbigniew Sarak: Prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy, porzucając broń. Cięliśmy i dalej. Tuż przed Borujskiem dopadliśmy jaru, który przylegał prawie do samej wsi. Spieszyliśmy się i ruszyliśmy do ataku w kierunku kościoła.
Po trzech nieudanych szturmach wydawało się, że natarcie na Borujsko załamało się – i wtedy do walki wkroczyli polscy kawalerzyści. Początkowo ich udział w walce miał ograniczyć się do rozbijania wycofujących się oddziałów niemieckich po przełamaniu obrony przez polskie czołgi, teraz jednak musieli wziąć na siebie główny ciężar natarcia. Dwa szwadrony ułanów dowodzone przez porucznika Zbigniewa Staraka i podporucznika Mieczysława Spisackiego, wsparte oddziałem artylerzystów konnych, ruszyły do ataku o godzinie 15:45.
„Strzeliła w górę czerwona rakieta – to sygnał do ataku. Padła komenda +Lance, szable w dłoń!+ – wspominał dowodzący szarżą por. Starak. – Rozwinięte w linię plutony wyskoczył z lasu. Cwałem doszliśmy do toru kolejowego, przeskoczyliśmy przezeń, przejechaliśmy się po szachownicy grenadierów, którzy niszczyli nam pancerfaustami czołgi”.
„Plutony pędziły teraz prawie w jednej linii cwałem. Zdzierałem sobie gardło, poprawiając szyki – wspomina Zbigniew Flisowski. – Wspaniały to był widok ta rwąca fakla naszego natarcia. Minęliśmy nasza piechotę, minęliśmy czołgi. O czym się myśli w takiej chwili? Tylko o jednym dorwać się do wroga. Przeskoczyliśmy przez wnęki pancerfaustników, konie brały rowy, kto się wychylił lub uciekał, dostawał szablą”.
W szeregach niemieckich wybuchła panika – żołnierze rzucili się od ucieczki w kierunku Borujska. Uwolniona od ostrego ostrzału polska piechota oderwała się do ataku, natarcie podjęły także czołgi 1. batalionu pancernego. Tymczasem ułani dowodzeni przez porucznika Staraka kontynuowali szarżę.
"Prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy, porzucając broń. Cięliśmy i dalej” – opisywał bitwę porucznik Starak. – Tuż przed Borujskiem dopadliśmy jaru, który przylegał prawie do samej wsi. Spieszyliśmy się i ruszyliśmy do ataku w kierunku kościoła”.
Ok. 17:00 Borujsko zostało zdobyte. Niemcy stracili ponad 500 zabitych i 50 rannych – po stronie polskiej zginęło 147 żołnierzy, a 349 odniosło rany, ale wśród kawalerzystów straty były niewielkie: w otwartej szarży na umocnione stanowiska niemieckie poległo zaledwie siedmiu ułanów, a rannych zostało kilkunastu.
1 Samodzielna Warszawska Brygada Kawalerii brała udział w zaślubinach Polski z Bałtykiem w Mrzeżynie, walczyła na północnych przedmieściach Berlina, a w pierwszych dniach maja 1945 dotarła w rejon Łaby. Przeformowana w dywizję kawalerii, istniała do roku 1947, kiedy to podzieliła los innych jednostek kawalerii i została rozwiązana. Do roku 1948 istniał jeszcze tylko 100-osobowy szwadron reprezentacyjny.
Dowódca szarży pod Borujskiem, porucznik Zbigniew Starak uwieczniony został na warszawskim pomniku Tysiąclecia Jazdy Polskiej, odsłoniętym w 1994 roku – już jako podpułkownik pozował do rzeźby ułana. W kulturze popularnej szarża pod Borujskiem doczekała się upamiętnienia m.in. w obrazie Michała Byliny oraz piosence Leona Landowskiego i Włodzimierza Ścisłowskiego „Ostatnia szarża”.
Andrzej Kałwa
ls/