80 lat temu, 31 marca 1939 r., premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain złożył w Izbie Gmin oświadczenie, w którym zagwarantował Polsce pomoc na wypadek jakichkolwiek działań wojennych.
Pod koniec marca 1939 r. z podobną deklaracją nie można było dłużej zwlekać. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że III Rzesza po wchłonięciu Austrii i zajęciu Czechosłowacji wyczerpała możliwości pokojowego opanowywania nowych terytoriów. W Londynie i Paryżu co prawda istniała świadomość, że Polska w przypadku niemieckiej agresji podejmie walkę, pozostawała jednak możliwość, iż polskie władze dadzą się skusić propozycji wejścia w koalicję z Rzeszą.
Nie było to nieprawdopodobne. W Warszawie od dawna liczono się z ryzykiem wybuchu wojny z zachodnim sąsiadem – zdecydowanie bardziej obawiano się jednak wojny z sowiecką Rosją. Plan wojny obronnej na wschodzie istniał zresztą znacznie wcześniej, podczas gdy analogiczne opracowanie dotyczące granicy zachodniej zaczęło powstawać dopiero w tym okresie. Historyk prof. Paweł Wieczorkiewicz zwracał niegdyś uwagę, że podjęcie współpracy z Niemcami nie musiałoby wcale być źle odebrane przez polskie społeczeństwo:
„W pomajowym systemie władza nie musiała zbytnio przejmować się społecznymi nastrojami, z podobnych powodów nawiązanie sojuszniczych stosunków z Berlinem przez rządzone równie arbitralnie Węgry i Rumunię nie sprowokowało masowych wystąpień w obydwu tych krajach, w których polityka Hitlera również popularna nie była […] Przynajmniej dla grupy rządzącej, legitymującej się legionowym rodowodem i ideologią, w latach I wojny światowej Niemcy byli przymusowym co prawda, ale jednak sojusznikiem. Można mniemać, że w warunkach ograniczonej wolności wypowiedzi i słowa odpowiednie urobienie opinii publicznej, na co zresztą liczono w Berlinie, mogłoby być jedynie kwestią czasu”.
Niemcom mówimy: nie
W rzeczywistości polskie władze nie zamierzały wchodzić w podobne układy z Niemcami. 24 października 1938 r. niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop przedstawił ambasadorowi Józefowi Lipskiemu program „uporządkowania istniejących między obu krajami punktów spornych i ukoronowania rozpoczętego przez marszałka Piłsudskiego i Führera dzieła zbliżenia”. Ponawiał w nim znane już żądania wcielenia Gdańska do Rzeszy, z zastrzeżeniem jednak uprzywilejowanej pozycji polskiej gospodarki w mieście, stworzenia eksterytorialnej autostrady oraz linii kolejowej przez Pomorze i przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego. W zamian gwarantował nienaruszalność granicy i przedłużenie paktu o nieagresji na kolejne dwadzieścia pięć lat.
Do rozmów powrócono 5 i 6 stycznia 1939 r., kiedy minister Beck przybył do Berlina. Toczyły się one w przyjaznym tonie, ale i tym razem Niemcy niczego nie osiągnęli. Może jedynie tyle, że po powrocie do Polski szef MSZ ostrzegł prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, iż „konflikt w wielkim stylu” jest bardzo realny. Zgodnie uznano jednak, że jakiekolwiek ustępstwa „prowadziłyby w sposób nieunikniony na równię pochyłą kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec”.
Lipski po konsultacji z Józefem Beckiem odrzucił program Ribbentropa, ale zaproponował omówienie odrębnego projektu porozumienia polsko-niemieckiego. Była to gra na zwłokę, lecz Niemców początkowo to uspokoiło. Do rozmów powrócono 5 i 6 stycznia 1939 r., kiedy minister Beck przybył do Berlina. Toczyły się one w przyjaznym tonie, ale i tym razem Niemcy niczego nie osiągnęli. Może jedynie tyle, że po powrocie do Polski Beck ostrzegł prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, iż „konflikt w wielkim stylu” jest bardzo realny. Zgodnie uznano jednak, że jakiekolwiek ustępstwa „prowadziłyby w sposób nieunikniony na równię pochyłą kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec”.
Ostatnią próbę wpłynięcia na polskie władze podjął 28 marca 1939 r. niemiecki ambasador Hans Adolf von Moltke. Bezskutecznie, choć w tym momencie Polska była już w znacznie gorszej strategicznie sytuacji. 14 marca bowiem Słowacja oderwała się od Czech i ogłosiła niepodległość, stając się krajem satelickim wobec Rzeszy; Czechy i Morawy natomiast obwołano protektoratem Niemiec, a więc de facto krajem okupowanym. Tym sposobem Polska została głęboko oskrzydlona od południa, co zresztą wpłynęło na zasadniczą zmianę planów strategicznych ewentualnej wojny.
Mroki dyplomacji
Ile z tego mogli wiedzieć Anglicy? Zapewne wiele, patrząc jednak realistycznie, musieli się liczyć z tym, że w którymś momencie Polska się ugnie. Mieli do tego podstawy. Po zawarciu Układu Monachijskiego, który w zasadzie zdawał Czechosłowację na łaskę Hitlera, 30 września 1938 r. Polska wystosowała do Pragi żądanie „odstąpienia Polsce terytoriów zamieszkałych niewątpliwie przez ludność polską […] oraz przeprowadzenia kilku drobnych korektur granicznych”. W efekcie stojącej pod murem Czechosłowacji Polska odebrała ponad 1000 km² terytorium. O ocenę postawy Polski w 1938 r. spory trwają do dziś, ale dotyczą właściwie wyłącznie kwestii moralnej. Z ówczesnej perspektywy Polska zyskała jednak fatalną prasę i jeszcze gorszą opinię w świecie europejskiej dyplomacji. Jak ujął to Winston Churchill – „narodu wspaniałego w buncie i nieszczęściu, haniebnego i bezwstydnego w triumfie”. Coś jednak Polska na tym właśnie ruchu wygrała. Jak zauważał prof. Wieczorkiewicz:
„Międzynarodowa koniunktura jesienią 1938 r. dla Rzeczypospolitej była fatalna. W Londynie bożyszczem tłumów stał się Chamberlain, obiecujący po powrocie z Monachium +pokój naszym czasom+. Co przezorniejsi politycy brytyjscy brali wprawdzie pod uwagę możliwość wojny z Niemcami, ale nie widzieli Rzeczypospolitej ani wśród potencjalnych sojuszników, ani nawet państw, które warto wspierać. Jeszcze gorzej rzeczy miały się w Paryżu”.
Być może zatem zabór części terenów czechosłowackich, aczkolwiek odebrany jednoznacznie źle na świecie, miał przynajmniej ten skutek, że zaniepokoił zachodnie mocarstwa? Stworzył sytuację, w której dołączenie Polski do bloku proniemieckiego stawało się opcją, z którą trzeba było się liczyć? Jedynym przywódcą, który z całą pewnością miał pełny wgląd w negocjacje polsko-niemieckie, był Stalin. Wiadomo, że pracowało dla niego przynajmniej trzech wysoko postawionych pracowników ambasady niemieckiej w Warszawie, a także – najprawdopodobniej – bardzo bliski współpracownik Becka, naczelnik Wydziału Wschodniego polskiego MSZ, Tadeusz Kobylański. Rosyjski przywódca znał więc przyszłość – wiedział, że prędzej czy później jego propozycje współpracy słane do Berlina przyniosą odpowiedź. W Londynie i Paryżu jednak zapewne o tym nie wiedziano. Dlatego właśnie, obawiając się, że Polska powiększy grono satelitów III Rzeszy, 31 marca 1939 r. Neville Chamberlain wydał oświadczenie o gwarancjach pomocy Polsce na wypadek wojny. Pisał w nim m.in.:
31 marca 1939 r. Neville Chamberlain wydał oświadczenie o gwarancjach pomocy Polsce na wypadek wojny. Pisał w nim m.in.: „Na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski i które by rząd polski uznał […] za konieczne odeprzeć przy użyciu swych narodowych sił zbrojnych, rząd Jego Królewskiej Mości będzie czuł się zobowiązany do udzielenia rządowi polskiemu natychmiastowego poparcia będącego w jego mocy”.
„Na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić niepodległości Polski i które by rząd polski uznał […] za konieczne odeprzeć przy użyciu swych narodowych sił zbrojnych, rząd Jego Królewskiej Mości będzie czuł się zobowiązany do udzielenia rządowi polskiemu natychmiastowego poparcia będącego w jego mocy”.
W reakcji na to oświadczenie kilka dni później minister Beck udał się do Londynu, gdzie jednostronną deklarację Anglii zamieniono szybko w szereg obustronnych zobowiązań sojuszniczych. Jak zauważył:
„Jeśli zresztą będzie wojna, to bić się będziemy tak czy owak. A lepiej robić wojnę jako sojusznik Anglii, a nie jako jej gwarantowany wasal”.
To samo 13 kwietnia 1939 r. powtórzono w Paryżu, gdzie precyzowano założenia traktatu sojuszniczego z 1921 r. Władze Rzeszy były podobno zaskoczone tym nagłym zwrotem w europejskim układzie sił. Dotychczasowa polityka Hitlera polegała na przynajmniej poprawnym ułożeniu stosunków z Polską, co zabezpieczyłoby mu tyły, gdyby chciał uderzyć na Francję. Nie oznacza to, że zamierzał w dalszej perspektywie tolerować niezależną i niepodległą Polskę. Strategicznie mądrzejszym posunięciem byłoby zostawienie Rzeczypospolitej na później – była przeciwnikiem nieporównywalnie słabszym niż państwa zachodnie, na nie zatem rozsądek nakazywał uderzenie w pierwszej kolejności, siłami jeszcze niezmęczonymi walką. O tym, że atak na Polskę nie był dla Hitlera priorytetem, najlepiej świadczy to, że 3 kwietnia, a więc cztery dni po deklaracji Chamberlaina, rozkazał przygotowanie Fall Weiss – planu wojny na wschodzie. 28 kwietnia zaś wypowiedział w Reichstagu niemiecko-polski pakt o nieagresji.
Łagodny kurs
Czując zabezpieczenie ze strony Zachodu, minister Beck stracił czujność względem Rosji. Polityka Stalina w miesiącach poprzedzających wybuch II wojny światowej była wyjątkowo delikatna. Stwarzał pozory całkowicie neutralnego. Rozmawiał w przyjaznym tonie ze wszystkimi, coraz bardziej zwaśnionymi stronami, wobec Polski zachowywał się poprawnie – jeszcze późną jesienią 1938 r. podpisano komunikat o nienaruszalności stosunków pokojowych między obu państwami, w lutym roku następnego sfinalizowano traktat handlowy. Również z Niemcami były prowadzone rozmowy, choć początkowo dotyczyły one wyłącznie kwestii gospodarczych.
Zmiana nastąpiła nagle, co może świadczyć o tym, że Hitler nie chciał podejmować tej współpracy. Zdecydował się na nią w połowie sierpnia 1939 r. 21 sierpnia Stalin zgodził się przyjąć w Moskwie Ribbentropa, dwa dni później zaś podpisany został wspólny traktat o nieagresji – rzecz rzadko spotykana między dwoma niegraniczącymi państwami. Dołączono do niego niewielki, zaledwie czteropunktowy, dość niechlujnie zredagowany tajny załącznik, w którym zadecydowano o losach państw bałtyckich i Besarabii. Punkt 2 mówił o Polsce, a konkretnie o podziale jej „w przybliżeniu po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu”. Kwestia istnienia i formy niezależności państwa miała zostać „wyjaśniona tylko w toku dalszych wydarzeń politycznych”.
1 września zaatakowali Niemcy. 17 – Rosjanie. Ani Anglia, ani Francja nie wypełniły zobowiązań.
jiw / skp /