Życzliwość, erudycja, rzetelność - tak Ludwika Arendta, zmarłego w zeszłą sobotę wybitnego dziennikarza PAP, wspominają b. prezydent Aleksander Kwaśniewski i dziennikarze innych redakcji. W poniedziałek red. Arendt spoczął na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim.
Aleksander Kwaśniewski: Redaktora Ludwika Arendta pamiętam przede wszystkim z czasu polskiej, wielkiej zmiany, roku 1989 i kolejnych. Najczęściej spotykałem Go w Sejmie, gdzie wyróżniał się swoją postawą, elegancją i spokojem wśród ciągle biegających, rozedrganych i podnieconych koleżanek i kolegów dziennikarzy.
W rozmowach i wywiadach był kompetentny, świetnie poinformowany, ale i cierpliwie wysłuchujący opinii interlokutora. Mimo swego doświadczenia i wiedzy często nieporównywanie większej od rozmówców, był wzorem dziennikarstwa, słuchał, a nie zagłuszał. Pytał trafnie, bez agresji. Cenił prawdziwe informacje i opinie, a nie plotki czy konfabulacje. Był przedstawicielem dziennikarstwa, które odchodzi, które było misją, służbą wobec prawdy, demokracji i wartości obywatelskich.
Mieczysław Wachowski, szef gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy: Prezydent cenił profesjonalizm Ludwika Arendta, dostrzegał merytoryczność we wzajemnych kontaktach.
Zbigniew Krzyżanowski (dziennikarz PAP): W okresie prezydentury Lecha Wałęsy Ludwik był częstym gościem w Belwederze. Robiliśmy razem wiele wspólnych rozmów z prezydentem.
Wydaje się, że Lech Wałęsa odczuwał szacunek wobec postawy Ludwika. Działało to zresztą w obie strony. Kiedy podczas jednej z rozmów Wałęsa zadeklarował, że nie będzie ponownie startował w wyborach prezydenckich, jeśli sprawy w kraju będą szły dobrze, Ludwik skwitował: To życzymy panie prezydencie, aby sprawy szły dobrze... - Panie, panie, dla kogo dobrze, dla tego dobrze - ripostował Wałęsa. Chyba po raz pierwszy Ludwik był zakłopotany i nie bardzo wiedział, jak wybrnąć z sytuacji.
Ewa Milewicz (Gazeta Wyborcza): Pana Ludwika spotykałam w Sejmie w zasadzie codziennie, przez dobre kilka, może nawet kilkanaście lat. Zapamiętałam go, bo był to człowiek bardzo przyjazny, życzliwy i taki dorosły - wśród tych bardzo młodych ludzi, nieraz postrzelonych. On przy nich był taki stateczny - mało gadał, a dużo robił. Takie na mnie robił wrażenie.
Przede wszystkim jednak był bardzo życzliwy. W Sejmie każdy zespół redakcyjny bardzo chronił swoje informacje i nie było takie powszechne dzielenie się czymś, co się wie. A pan Ludwik był inny. On, gdy miał jakieś oświadczenie partii, klubu, polityka, które i tak wkrótce pozostali także by poznali - to się nim dzielił. Nie zdradzał swoich dziennikarskich źródeł, ale to co mógł - dawał kolegom, również z innych redakcji. Gdy nie miałam jeszcze jakiegoś oświadczenia, bez problemu mi to dawał. Czasem nawet przynosił.
Był niesłychanie przyjazny, jak oaza spokoju. Tam dziennikarze ciągle przecież za czymś biegali, przerażeni, że coś im umknie. Ale nie pan Ludwik. Bardzo mi przykro, że odszedł. Był dla mnie symbolem PAP-u w Sejmie. Gdy myślę "PAP" - myślę "pan Ludwik".
Katarzyna Kolenda-Zaleska (TVN): Kiedy wiele lat temu byłam nieśmiałym i niedoświadczonym sprawozdawcą parlamentarnym patrzyłam na Ludwika pełna respektu. Nie przypominał nas, młodych dziennikarzy biegających z mikrofonami i ekscytującymi się każdymi nawet błahymi wydarzeniami. Wiedział, co jest naprawdę ważne w pracy parlamentarnej i z pewnym dystansem patrzył na nas, młodzików. Ale był to dystans pełen życzliwości, bo nie raz ratował nas swoją wiedzą sprawozdawcy, znającego sejmowe procedury. Nie trzeba było grzebać w regulaminach i ustawach. Wystarczyło pójść do Ludwika i szybko pokierował, gdzie czego szukać.
Swoją urodą przypominał trochę włoskiego arystokratę i tak mi się widzi, że powinien wyglądać doświadczony sprawozdawca parlamentarny. Emanujący powagą, wiedzą, szacunkiem posłów. Z bagażem doświadczeń, a przez to wiarygodnością. Cieszę się, że miałam okazję go poznać, bo nauczyłam się jak poruszać się po labiryncie sejmowych pułapek.
Monika Olejnik (Radio Zet): Znałam go od dawna - odkąd zaczęłam chodzić do Sejmu, czyli od 1989 roku. Był niezwykłą postacią. Erudytą, człowiekiem o niezwykłej kulturze. Zawsze korytarze sejmowe będą mi się z nim kojarzyły. Jak chodziliśmy po nich z mikrofonami, zawsze Ludwik był z nami.
I to, co najważniejsze - był bardzo skrupulatny. Był świetnym dziennikarzem i zawsze można było liczyć na to, że jak Ludwik coś napisze, to tak jest. Co się teraz - niestety - często nie zdarza. Poza tym imponował nam swoja wiedza, erudycją, był przystojny i dowcipny, był duszą towarzystwa i zawsze można było z nim porozmawiać nie tylko o polityce i przyjaźnić się. A wtedy dziennikarze przyjaźnili się ze sobą. Wspaniała postać.
Jan Ordyński (TVP): Świetny kolega, wzór nie tylko rzemiosła, ale również stosunku do ludzi, stylu bycia, dyskretnej elegancji. Mądry, inteligentny, oczytany, ale nie przemądrzały. Wiedział wszystko o polskiej polityce, parlamentaryzmie, najnowszej historii Polski. I bez problemu dzielił się tą wiedzą z innymi. Młodsi - koleżanki i koledzy - nie tylko z macierzystej PAP - zawsze mogli liczyć na Jego życzliwą radę, na dodatek dyskretną, tak, by pytający nie poczuł się urażony.
Ludwik był przemiłym człowiekiem. Miał świetne poczucie humoru i - co dla mnie szalenie ważne - autoironii. Warto było znać Ludwika Arendta. Za wczesne to pożegnanie, stanowczo za wczesne. (PAP)
wkt/ laz/ ago/ zig/ woj/